Smartfonowy pęd do luksusu, czyli o tym kto kupuje smartfony za 35 000 zł
Jaki telefon możemy kupić za kilkanaście tysięcy złotych? Tegorocznego flagowca? Nie, tych moglibyśmy mieć w tej cenie kilka. Wyniesiony z fabryki lub pozostawiony w barze prototyp najlepszego modelu planowanego na przyszły rok? Prawdopodobnie kosztowałoby to nas mniej. Smartfon wykonany ze szlachetnych materiałów? Też starczyłoby przynajmniej na dwa. Co więc możemy kupić za kwotę tak niewyobrażanie dla niektórych wysoką, jeśli chodzi o zakup telefonu? Przeważnie co najwyżej przeciętne urządzenie wyróżniające się głównie… znakiem producenta.
I nie są to pojedyncze przypadki. Najnowszy model firmowany przez Lamborghini jest pod względem podzespołów praktycznie identyczny jak testowany przez nas niedawno Acer S1 kosztujący 1500zł, a pod niektórymi istotnymi względami wypada nawet słabiej. Czterordzeniowy procesor, 1 GB RAM, 32 GB wbudowanej pamięci (plus microSD do 32 GB), słaba rozdzielczość 960x540 pikseli przy przekątnej 4,3”, nieprzeciętna grubość (prawie 1,4 cm) i Android w starej już wersji 4.2. Żeby nie było aż tak goło, Antares wyposażono także we wzmacniacz Yahamy, choć jeśli dobrze poszukać, taki sam dodatek odnajdziemy w kosztującym mniej niż 500 zł chińskim smartfonie Konka W830.
Cena smartfonu zaprojektowanego przez Tonino Lamborghini? Ponad 12 000 zł (4000$).
Nie tylko Lamborghini zapragnęło mieć swój własny telefon. Swoją linię ma także Porsche, które przy współpracy z BlackBerry wprowadziło na rynek w ostatnim czasie aż trzy modele – P’9981 w dwóch odmianach oraz P’9982. Każdy z nich w momencie premiery był kilkukrotnie droższy od oryginału, na którym został oparty. Pierwszy P’9981 kosztował około 2000$ przy cenie 9900 wynoszącej około 550$, natomiast najnowszy P’9982 kosztuje 1500 funtów, co przy obecnych cenach zalegającego na półkach modelu Z10 jest przebitką dokładnie dziesięciokrotną, a jedyną zmianą oprócz obudowy i logo jest rozszerzenie wbudowanej pamięci do 64 GB. Wcześniej telefon dla Porsche stworzył… Sagem (model P'9521), który również, nawet jak na tamte czasy, nie imponował szczególnie możliwościami (choć miał już np. czytnik odcisku palca).
Wolimy Ferrari zamiast Porsche czy Lamborghini? Nie ma najmniejszego problemu.
Limitowana edycja Vertu TI z dwurdzeniowym procesorem, ekranem WVGA, Androidem 4.0 może być nasza, jeśli tylko zdecydujemy się odchudzić stan naszego konta o prawie 35 000 zł. Na szczęście to nie wszystko, co dostaniemy za taką kwotę – w cenę zakupu wliczona jest m.in., usługa prawdziwego asystenta (jak Siri, tylko po drugiej stronie siedzi prawdziwy człowiek), dzwonki z odgłosami silników Ferrari, aplikację Ferrari, wirtualny zegarek Ferrari i możliwość podziwiania Ferrari F12berlinetta z każdej strony dzięki kolejnemu dedykowanemu programowi.
Wcześniej współpracę z producentami smartfonów przy podobnych, choć niekoniecznie tak samo kosztownych projektach nawiązywał m.in. Mercedes Benz (Asus), McLaren (Vodafone) czy Aston Martin (Nokia), a wymienieni wcześniej Ferrari i Lamborghini mają długą historię współpracy z takimi producentami jak Acer, Asus oraz Motorola.
Wszystkie te telefony łączy jednak jedno – kupujący nie wykładali tysięcy czy dziesiątek tysięcy złotych na telefon Noki, Acera, Asusa czy innego zwykłego twórcy telefonów.
Nie zwracali też najmniejszej uwagi na parametry, nie zestawiali w tabelkach wyników syntetycznych testów procesorów i nie liczyli, czy 1 GB RAM starczy im na wszystko, czego potrzebują do pracy, czy może warto poszukać czegoś z 2 GB. Nie szli także do sklepu, aby na własne oczy przekonać się, czy faktycznie możliwe jest zauważenie różnicy pomiędzy np. 720p a 1080p. Miłośnicy gadżetów, procesorów i aparatów w komórkach mogą się śmiać z ceny i możliwości tych telefonów, doskonale wiedzą, że za wiele mniej mogą kupić o wiele lepiej wyposażony telefon. Nie o to jednak w nich chodzi.
Różnicę najlepiej podsumował Massimiliano Pogliani, obecny prezes Vertu, które – choć zmieniło ostatnio właściciela – od lat pozostaje wierne swojej filozofii.
Jego zdaniem produkowane przez jego firmę telefony nie konkurują bezpośrednio z innymi, dostępnymi na rynku masowym urządzeniami – nie zestawia się ich z najnowszym iPhonem, Samsungiem czy HTC. CEO Vertu nie określiłby nawet prowadzonej przez siebie korporacji mianem producenta telefonów – jest dostawcą dóbr luksusowych, całkowicie zbędnych, ale dla odpowiednio zamożnych osób będących jednym ze sposobów na wydanie nadmiaru pieniędzy. Nie jest konkurentem dla 5s, One czy Z1, a dla… butelki luksusowego wina czy pobytu w luksusowym kurorcie. Dla kupującego nie mają większego znaczenia podzespoły czy system operacyjny – nabywa po prostu dobro luksusowe, zarówno pod względem ceny, jakości, jak i ogólnej prezencji.
Pogliani nie widzi także sensu w tym, aby Vertu uczestniczyło w wyścigu o najlepsze parametry.
Nie jest to bowiem ani magnesem dla klientów, ani elementem strategii firmy. Tym ma być natomiast takie dopasowanie wszystkich elementów – od jakości wykonania, przez jakość materiałów, aż po usługi dodatkowe, aby ich komplet zapewniał posiadaczowi poczucie wyjątkowości i jak najlepsze doznania z użytkowania. I jego zdaniem większość kupców właśnie to odnajduje w produktach Vertu.
Mimo wszystko postęp technologiczny nie ominął i tej branży. Samo Vertu od zmiany właściciela wprowadziło już na rynek dwa niesamowicie drogie telefony z systemem, który znajdziemy na większości współczesnych komórek – Androidem oraz z dotykowym ekranem, zamiast dotychczas stosowanych klawiatury numerycznych. Zachowano przy tym oczywiście tradycje związane z produkcją – każdy model wykonywany jest ręcznie przez jednego pracownika firmy, a zastosowane materiały trudno odnaleźć w jakichkolwiek innych telefonach, nawet tych z wyższej, choć nadaj znajdującej się w zasięgu zwykłych ludzi, półki.
Trudno jest właściwie znaleźć producenta luksusowych smartfonów, który nie zdecydował się na system od Google.
Bogate możliwości modyfikacji wyglądu i funkcjonalności umożliwiają przy względnie niewielkim wysiłku na wprowadzenie zmian, które sprawią, że nie tylko urządzenie, ale i system będą całkowicie niepowtarzalne. Każdy z dostawców oferuje także szereg dodatkowych usług, wśród których główną rolę odgrywa zazwyczaj wspomniany już wcześniej asystent, do którego możemy zadzwonić nie tylko po to, aby spytać się np. gdzie i kiedy odbędzie się wybrany przez nas koncert, ale także za jego pośrednictwem zarezerwować bilety lub zapewni nam wstęp do ekskluzywnej restauracji.
Eksperci podają jednak w wątpliwość faktyczną atrakcyjność dodatkowych usług dla klientów, których stać na tego rodzaju zakupy. Wydając kilka lub kilkanaście tysięcy dolarów na coś, co moglibyśmy mieć za kilkaset, prawdopodobnie mamy już i tak zespół ludzi, który załatwia za nas takie sprawy.
Nie ma natomiast wątpliwości co do tego, że głównym czynnikiem decyzyjnym przy zakupie luksusowego telefonu jest nic innego jak marka.
Czy chodzi o Ferrari, Tag Heuer, Lamborghini czy Vertu, luksus zawarty jest przede wszystkim w nazwie. Dla kupującego to już nie telefon – to świadectwo luksusu, symbol luksusu i świadomość luksusu, dla nas i dla wszystkich pozostałych.
Jeśli nadal przesadnie drogi telefon wydaje się nam całkowicie pozbawiony sensu, możemy zerknąć do innego działu z produktami z najwyżej półki – zegarków. Część osób powie dokładnie to samo, co w przypadku smartfonów za kilka tysięcy – zegarek za np. 30 000 zł pokaże czas tak samo, albo praktycznie tak samo dobrze jak taki za kilkaset. Pomimo tego te pierwsze cieszą się od lat ogromną popularnością i nic nie wskazuje na to, aby ta sytuacja miała się zmienić. Czy smartfony będą w stanie osiągnąć podobny poziom? Tutaj niestety na drodze staje wiele przeszkód, wliczając w to m.in. fakt, że starzeją się one o wiele szybciej niż większość produktów na rynku. Zegarek z wiekiem jest w stanie zyskać na wartości, podobnie jak samochód, wino czy obraz. Telefon natomiast po pewnym czasie stanie się po prostu… przestarzały, choć minie jeszcze kilka lat, zanim przekonamy się, czy faktycznie jest to prawdą.
Przeciętnemu użytkownikowi także znudziły się już walki na najnowsze podzespoły czy najlepsze parametry i coraz częściej ostateczną decyzję podejmuje się przez wzgląd na markę, opinię o marce lub nasze do niej przywiązanie. Vertu czy Porsche Design nie zagrożą raczej największym producentom smartfonów – pierwszy z nich sprzedał przez 10 lat zaledwie 370 000 urządzeń, drugi w ciągu ostatnich dwóch lat 130 000 (wszystko głównie w Rosji, Chinach i na Bliskim Wschodzie) – jednak kto wie, jak wyglądać będzie rynek za kilka lub kilkanaście lat? Czy zaufalibyśmy np. samochodowi od Apple, skoro zaufaliśmy już jego komputerom, telefonom, odtwarzaczom i systemom i czy, z drugiej strony, zdecydowalibyśmy się na telefon od BMW, mając dobre doświadczenia z ich samochodami?