Cyfrowy cień - nasz wróg czy przyjaciel?
Każde nasze działanie w sieci pozostawia po sobie ślad w logach, lajkach, historii wyszukiwania oraz w sieciach społecznościowych. To co dzisiaj jest dobrą internetową zabawą jutro może się okazać realnym problemem.
O cyfrowym cieniu przeczytałem niedawno w notce Cyfrowy cień nad światem. Zacząłem się zastanawiać nad tym, czy ów cień będzie podążał za nami niczym zmora, czy raczej stanie się przyjacielem w realnym życiu. Autor wpisu opowiada o tym, jak będzie wyglądał internet w 2033 roku. Tematykę tę podsunęła mu książka Erica Schmidta i Jareda Cohena, zatytułowana „The New Digital Age: Reshaping The Future Of People, Nations And Business”.
Era zapisu, czyli użyteczność usypia czujność
Od kilku dobrych lat przeżywamy swoistą erę zapisu w Sieci wszystkich naszych aktywności. Odnotowujemy nasze treningi, wyjścia na miasto ze znajomymi, zakupy, wizyty w szpitalu. W sieciach społecznościowych często chętnie dzielimy się tym, co dla nas ważne. Są to momenty miłe jak radość z nowej pracy, zdane egzaminy, ale też nie brakuje wpisów, które dotyczą niemiłych, często prywatnych i drażliwych tematów.
W sieciach społecznościowych tworzymy własne biografie, nie zawsze dbając o to kto je przeczyta i w czyje ręce wpadną. Żyjemy chwilą, chcemy się dzielić wszystkim tu i teraz, bez zastanowienia nad tym, jak wielkie konsekwencje może to nieść w przyszłości.
Era odczytu, czyli Big Data w natarciu
Równolegle do ery zapisu trwa era odczytu. Wystartowała nieco później, gdyż najpierw trzeba zapisać pewne karty, aby następnie móc je odczytać.
Zwykle nie mamy za złe, gdy naszą internetową biografię na Facebooku lub Twitterze prześledzą znajomi i znajomi znajomych. To często z myślą o nich tworzymy naszą internetową tożsamość. Jednak od pewnego czasu odczytywaniem tych danych zajmują się nie tylko nasi przyjaciele i koledzy. Szczegółowe informacje, które sami dobrowolnie udostępniamy w internecie są łakomym kąskiem dla znacznie poważniejszych graczy. Duże firmy inwestują w tzw. big data i chętnie analizują te dane.
Już teraz nasz cyfrowy cień zaczyna być widoczny w realnym życiu. Przypomnijcie sobie historie pracownika nc+ zwolnionego z firmy za polubienie wrogiego marce wpisu. Dodajmy do tego złodziei buszujących w World of Warcraft, czy sprytnego Michała Olecha, który udostępniał jeszcze niepublikowane oficjalnie okładki Wprost. Oni wszyscy ponoszą odpowiedzialność za to co robili w sieci. Dzisiaj takie sytuacje dziwią i często nawet szokują.
A w przyszłości? To będzie standard.
Granica pomiędzy życiem realnym a cyfrowym światem i naszą internetową tożsamością zaczyna się zacierać. Jeszcze kilkanaście lat temu, gdy IRC był szczytem społecznościowych możliwości internetu, wszyscy używaliśmy loginów. Chowaliśmy się za wirtualną maską i graliśmy w internetową grę wykorzystując pseudonim i awatar. Obecnie posługujemy się imionami i nazwiskami, a w miejscu awatara mamy aktualne zdjęcie (no, chyba że jak Przemek Pająk nieco mniej aktualne...).
Przygotowanie do życia na Facebooku
W związku ze zmianami, na które przecież sami się zgodziliśmy potrzebujemy nowych wzorców. Już od małego internauci powinni być przygotowywani do tego jak należy postępować w internecie, jak zachowywać się na Facebooku i Twitterze, czego unikać.
Netykieta i podstawy obsługi sieci społecznościowych to przedmioty, których młodzi ludzie potrzebują bardziej niźli wychowania do życia w rodzinie. Rodzina i rządzące nią wzorce powinny być przekazywane naturalnie przez opiekunów dziecka, a nie przez obce osoby. Wiedzy o realiach sieci społecznościowych raczej nie uzyskamy jednak od mamy, taty, babci czy też dziadka. To młode twory, których oni w większości nie znają.
Potrzebni są inni nauczyciele, którzy pokażą młodym użytkownikom internetu właściwą drogę przez Sieć. Drogę, która często jest sprzeczna z naszymi dzisiejszymi upodobaniami, ale przede wszystkim drogę bezpieczną, a gdy będziemy nią podążać bez zbaczania ze szlaku, nasz cyfrowy cień nie będzie w przyszłości naszym wrogiem, a przyjacielem.
Sam cieszę się, że Facebook jest dość młodym tworem. Gdyby był starszy o kilka(naście) lat, to pewnie i ja wtedy bym z niego korzystał a dziś zapewne musiałbym godzinami kasować stare aktywności bądź też nawet pozbyć się starego konta i założyć nowe w wieku dwudziestu paru lat.
Często obserwuję młodych ludzi, którzy dopadli Twittera czy Facebooka. Wypisują bzdury, są wulgarni i głośni. Podobnie jak w realu, jak chociażby rozwrzeszczane dzieciaki w autobusie, które słuchają muzyki bez słuchawek będąc pośmiewiskiem dla jadącej z nimi starszyzny. Jednak takie występki w realu z czasem uciekną z pamięci. Internet nie zapomina. Tutaj nic się nie ukryje. Każdy lajk, każde wrzucone po pijaku zdjęcie - to wszystko tu będzie. Na zawsze.
No chyba, że doczekamy się prawa do zapomnienia, które ułatwi nam wymazywanie niechlubnej internetowej przeszłości. Wierzę, że wielu osobom się to przyda.
Tymczasem, żyjmy tak, aby nasz cyfrowy cień nigdy nie był powodem do smutku i wstydu. Czego sobie i Wam życzę.