REKLAMA

iPad mini jest na tyle dobry, że cierpi na tym... iPad

Kto choć raz wziął do ręki iPada mini wie, że to nie jest zwykła odpowiedź na Kindle Fire czy Nexusa 7. To wspaniałe, przynajmniej od strony sprzętowej, urządzenie do kieszonkowej konsumpcji treści. Jest na tyle dobre, że po zabawie iPadem mini jego większy brat wydaje się… zbędny.

iPad mini jest na tyle dobry, że cierpi na tym… iPad
REKLAMA

iPad uważany jest przez bardzo wielu za niedościgniony wzór dla tabletów. Jestem w stanie się z tym w dużej części zgodzić. Idealne proporcje ekranu do czytania, dopieszczony sprzęt oraz bezproblemowe oprogramowanie. I tak jak w Androidzie i Windowsie (zwykłym i RT) widzę wiele zalet, których iPad może pozazdrościć, tak też owa konkurencja zmaga się z problemami użytkownikom sprzętu Apple’a zupełnie obcymi. W efekcie iPad dominuje na rynku, a Galaxy Taby i reszta uparcie i zazdrośnie go gonią. Nie na odwrót.

REKLAMA

Konkurencja znalazła jednak niszę. Tanie, niewielkie, poręczniejsze tablety. Kindle Fire i Nexus 7 proponowały alternatywę, na którą Apple nie miał odpowiedzi. Aż do niedawna. Pojawił się tańszy, mniejszy i poręczniejszy iPad. I tak jak jeśli chodzi o urządzenia z 10-calowymi ekranami to widzę rozsądne alternatywy wobec sprzętu Apple’a, tak wśród mini-tabletów, po zabawie „mini”, widzę, że żaden nie ma podejścia. iPad mini jest po prostu świetny. Personalnie, subiektywnie, nie potrzebuję tego typu urządzenia, więc sobie pewnie takowego nie sprawię. Ale potrafię docenić to, co zrobił Apple.

A swoją robotę wykonał na tyle dobrze, że po testowaniu iPada mini dużo mniej chętnie patrzę na jego większe rodzeństwo. I wydaje się, że nie jestem w tym osamotniony. W ostatnich dniach pojawiło się dużo krzykliwych nagłówków w mediach. Wynikało z nich, że iPad w końcu został dogoniony przez konkurencję. Wiele poważnych internetowych magazynów informowało, że Apple zredukował zamówienia na ekrany do iPadów aż o 40 procent, że nie ma popytu na iPady. Bzdura! Fakt, popyt na dużego iPada zmalał, ale według tych samych badań firmy Macquarie Research, popyt na tablety Apple’a zmienił się nieznacznie. Po prostu zamiast iPada, ludzie kupują iPada mini.

Spadek zainteresowania „zwykłym” iPadem potwierdza agencja Reuters. Apple zredukował zamówienia u Sharpa na 9,7-calowe ekrany do absolutnego minimum, do takiego poziomu, by Sharpowi w ogóle opłacało się je produkować. Zredukowano również zamówienia na ekrany u Samsunga i LG, ale nie do tego stopnia, co w przypadku tej pierwszej firmy.

Czy to koniec dużego iPada? Niektóre magazyny pewnie jeszcze dziś, po skorygowaniu swoich analiz, opublikują podobne nagłówki. To, rzecz jasna, ponownie bzdura. iPad nie jest już sam w tabletowym stadku Apple’a, więc oczywistym jest, że popyt wśród osób ceniących sobie produkty tej marki został rozbity na dwa produkty. Oczywistym więc jest też, że iPad musi stracić. I traci, czego dowodzą liczby podane przez Macquarie Research. Sama marka iPad, do której zaliczają się zarówno iPad, jak i iPad mini, ma się dobrze.

REKLAMA

Faktem jest jednak to, że iPad mini, w zależności od punktu widzenia, albo uzupełnia tabletową ofertę Apple’a, albo obnaża słabości dużego iPada. Oba wnioski są poprawne i dużo zdradzą… ale nie jeśli chodzi o Apple’a, a o preferencje, sympatie i antypatie autorów, których śledzicie i czytacie. Ja już wiem, że mając do wyboru oba tablety, bez wahania biorę wersję mini, mimo że jest tańsza i ma nieco słabsze parametry techniczne. Co wolą inni publicyści? Czytajcie tytuły. Wszystko wam powiedzą. Jak widać, mój również…

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA