REKLAMA

Szybko przyzwyczailiśmy się do zmian, jakie przyniósł internet

Od razu ostrzegam: tekst będzie trywialny, sentymentalny i oczywisty, tak samo jak oczywiste są spostrzeżenia, które zbieram ostatnio. Chodzi o to, jak nowoczesne zdobycze internetu zmieniły nasze przyzwyczajenia i to, w jaki sposób korzystamy ze zdobyczy mediów, kultury, czy narzędzi usprawniających życie. Uwielbiam internet i doceniam to, co ze sobą przynosi, i gdy pomyślę o codzienności sprzed dziesięciu, a nawet kilku lat, to widzę, że rewolucja dokonała się najbardziej w nas - i będzie postępować.

Czasem robiąc proste rzeczy w sieci uderza mnie to, jak szybko przyzwyczailiśmy się do nich i do tego, że są.
REKLAMA

Wczoraj w magazynie muzycznej zobaczyłam listę 10 albumów, które według magazynu powinny zostać nominowane do nagrody Mercury Music Prize. Bardzo cenię sobie te nagrody, bo dostają je zazwyczaj wykonawcy, którzy nie mieli szans w tak zwanym mainstreamie. 4 spośród 10 wspomnianych propozycji znam, a resztę miałam w ciągu kilku minut zapisane offline w telefonie w Deezerze - tak, żeby sprawdzić z ciekawości, czy faktycznie jest wśród nich coś ciekawego. Wyszukiwanie albumów było błyskawiczne.

REKLAMA

Jakby to wyglądało 5 lat temu? 5 lat temu pewnie poszukałabym tych albumów na serwisach warezowych, nie do końca fair wobec wykonawców. Albo tak, jak jeszcze dawniej - 10, 15 czy 20 lat temu - musiałabym wybrać się z mojego końca świata do sklepu oddalonego o co najmniej kilkadziesiąt kilometrów (mam tak daleko), może zamówić je z katalogu wysyłkowego i poczekać z tydzień, zanim zamówienia dotrą w obie strony... 10 lat temu mogłabym też wybrać się na jakiś bazar obfitujący w pirackie kopie. A, no i oczywiście musiałabym liczyć na to, że będą dostępne, a przecież w przypadku bardziej niszowej, zagranicznej muzyki to byłoby wątpliwe. Ile zapłaciłabym za 5 To albumów? Dla mnie naprawdę sporo.

A ja w ciągu kilku minut odnalazłam na Deezerze 5 z 6 albumów (jednego nie było), pobrałam i zaczęłam odsłuchiwać. Wszystko w ramach jednego abonamentu, kosztującego tyle, co jeden album na nośniku fizycznym albo nawet np. z iTunes.

REKLAMA

Przed czasami internetu i smartfonów słysząc jakiś utwór w radiu, reklamie czy serialu prawdopodobnie nie dowiedziałabym się, kto go nagrał i nie miałabym możliwości odnalezienia go później. Teraz bez zastanowienia odpalam SoundHounda czy Shazama, który nie dość, że rozpoznaje, to podpowiada, gdzie mogę go kupić czy odsłuchać. Kiedyś polecaną przez znajomych książkę trzeba było albo pożyczyć, albo kupić podobnie jak płyty czy kasety (choć dzisiejszym minusem jest właśnie niemożność pożyczania sobie takich dóbr), a dziś wystarczy trzema klikami kupić ją w pierwszej lepszej księgarni z ebookami...

Czasem robiąc proste rzeczy w sieci uderza mnie to, jak szybko przyzwyczailiśmy się do nich i do tego, że są. Wszystko, poczynając od maila, przez wideorozmowy, wysyłanie i przechowywanie zdjęć w chmurze, po korzystanie z map na smartfonie czy bankowość internetową - to już część naszej codzienności, a młodsze pokolenia już w ogóle nie zdają sobie sprawy, że “kiedyś było inaczej”. Szybko przestawiamy się na nowe, i bardzo intrygujące jest pytanie co dalej? Do czego następnego przyzwyczaimy się tak szybko i odrzucimy “stare”?

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA