REKLAMA

Instalacja Windows XP to prawdziwa przygoda

19.09.2012 15.53
Windows XP - instalacja krok po kroku
REKLAMA
REKLAMA

Niezależnie od moich starań, rodzina, bliscy i znajomi uważają, że dziennikarz i bloger zajmujący się elektroniką użytkową to to samo, co serwisant. Znacie to? Ciocia, wujek, szwagier, mama nawet nie próbują dojść sami do problemu, tylko chwytają telefon i do was dzwonią. A wy nie macie serca im odmówić. Ja też, po raz kolejny, nie miałem. Przekonałem się też, jak stary Windows stał się narowisty.

Proszono mnie o to już od wielu tygodni. „Maciek, Maciek, ten system się wiesza, weź zrób, żeby działał, i żeby było po polsku”. Interesantka miała stareńkiego już Della Vostro 1400 z preinstalowanym anglojęzycznym Windows XP. Sprawdziłem komputer i faktycznie: wiesza się, działa z prędkością naćpanej dżdżownicy pełzającej pod górę, w zasobniku systemowym milion narzędzi, w przeglądarce internetowej kilkaset toolbarów. Nie do naprawy, a do zaorania na nowo. Powiedziałem, że okej, ale zmiana języka systemu i posprzątanie oznacza, że muszę wszystko wywalić w kosmos. Właścicielka się zgodziła, miałem tylko zachować zdjęcia z folderów na Pulpicie. W głowie pomyślałem sobie: instalacja godzina, aktualizacja godzina, sterowniki, coś tam, jakieś cztery godziny, z czego większość dzieje się sama i wymaga tylko nadzoru od czasu do czasu. Łatwizna. Wziąłem go.

Systemu aktualizować na nowszą wersję nie chciałem, mimo iż ów Vostro poradziłby sobie nawet z Windows 8. Z prostej przyczyny: brak licencji. Na dodatek nie chciałem właścicielki rzucać na głęboką wodę, niech ma swojego Windows XP, którego umie obsługiwać.

Jak zapewne dobrze wiecie, Windows dopiero od „Ósemki” pozwala na zmianę języka interfejsu. Postanowiłem więc nieco nagiąć (lub wręcz złamać) prawo i zainstalować swoją kopię, której nie używam, na kluczu właścicielki. Płyta z systemem, po przetrząśnięciu całego pokoju, znaleziona. Niestety, jej stan uniemożliwiał odczyt. Pomyślałem sobie jednak, że skoro najważniejsza jest licencja, to sam system pobiorę z torrentów, tylko zamiast crackować, jak na Polaka przystało, zarejestruję go kluczem właścicielki, ewentualnie własnym. Do tego wrócimy, bo problemy pojawiły się już wcześniej.

Komputer, po próbie rozruchu z płyty, uruchamiał instalator Windows, który przez chwilę się wczytywał, a następnie… prezentował mi Błękitny Ekran Śmierci. Pomyślałem sobie, że osoba wrzucająca torrenta dała ciała. Trzy systemy później uznałem, że to jednak problem z komputerem. Tylko, do licha, jaki. Artykuł bazy wiedzy Microsoftu okazał się zupełnie bezużyteczny. W końcu pomógł mi @marekfranek92 z Twittera, podpowiedział, bym zmienił tryb pracy dysku na ATA w BIOS-ie. Faktycznie, pomogło. Komputer, mimo iż certyfikowany dla Windows XP, miał zbyt nowy dysk dla tego systemu. Pojawił się za to kolejny problem.

Napęd optyczny był już tak zajechany, że instalator nie chciał iść dalej, krzycząc mi na ekranie na temat przeróżnych błędów odczytu. Nie szkodzi, zainstalujemy więc system z pendrive’a. Wkrótce potem okazało się, że Windows XP nie potrafi instalować się z klucza USB. 20 shareware’owych programów i 70 rad na Facebooku później poddałem się. XP po prostu nie chciał się instalować z USB. Nie, bo nie. Wróciłem do płyty. Kilkadziesiąt kliknięć „spróbuj ponownie” i jakoś się udało zainstalować to całe ustrojstwo. Następny etap zabawy był dopiero przede mną.

I tu wracamy do nieszczęsnej licencji, o której wspominałem wyżej. Jak się okazało, system, kiedy wreszcie raczył się zainstalować, nie chciał przyjąć mojego klucza, ani klucza właścicielki. Windows XP Service Pack 2 Home Premium OEM. Taki pobrałem z Internetu. Na takiego mam dwie licencje. Nie, nie da rady. Kicha i koniec. Research wykazał, że obrazów systemu jest mnóstwo, dla różnej klienteli i generalnie, to albo masz płytę, którą dostałeś lub dostałaś z licencją, albo masz przekichane. Na szczęście wiedziałem, że da się klucz podmienić ręcznie. Wpisałem piracki (zadziałał, w przeciwieństwie do oryginału), instalacja zakończona. Wyszukiwarka internetowa, szukanie metody na podmienienie klucza pirackiego na posiadany przeze mnie oryginalny, w końcu poszło. Przy okazji: znam procedurę crackowania Windows XP. Jest dużo łatwiejsza, od legalnej rejestracji systemu której w końcu dokonałem.

System nie wykrył ani jednego komponentu sprzętowego. Rozumiałbym dwa, trzy, cztery. Ale nie. Windows XP nie poradził sobie nawet z którąkolwiek z kart sieciowych (co oznaczało konieczność pobrania sterowników na drugim komputerze i przeniesienie ich za pomocą pendrive’a). Kilkadziesiąt plików instalacyjnych, każdy do jakiejś innej pierdoły. Na szczęście, o dziwo, poszło szybko. Co prawda narzędzie Intela do łączenia się z sieciami bezprzewodowymi twierdzi, że sterownik do karty sieciowej nie jest zainstalowany (jest, karta działa), a komputer samodzielnie się nie wyłącza (na coś czeka, nie wiadomo na co, trzeba mu pomóc przytrzymując przycisk power), ale już jesteśmy prawie w domu. Jeszcze tylko Windows Update.

Który nie działa. Tak po prostu mówi, że ma problem. Jaki, gdzie, po co, dlaczego? Nie wiadomo. Nie miałem żadnego tropu i już myślałem, że cały ten koszmar trzeba będzie przerabiać na nowo. Dopiero w końcu odkryłem, przeglądając kolejne fora, że Windows Update nie zadziała na Windows XP bez dodatku Service Pack 3. Czemu mnie o tym usługa nie informuje? Nie wiadomo.

Zauważyliście już ile akapitów instaluję ten system? Dotrwaliście? No to muszę was zasmucić: jeszcze nie koniec czytania. Pobieram dodatek Service Pack 3. Uruchamiam instalator. A ten mówi mi „odpier… się”. OK., napisał coś innego. „Błąd wewnętrzny”. I płochliwie zniknął z ekranu. Wtedy zacząłem się po prostu śmiać na głos. Po kilkunastominutowym ataku histerii zacząłem szukać dalej. O dziwo, artykuł bazy wiedzy Microsoft tym razem okazał się pomocny. Zaprezentował kilka możliwych przyczyn i rozwiązanie każdej z nich. Rzecz jasna, rozwiązanie, które wymaga ręcznej pracy z Rejestrem Windows i wydobywaniem ręcznym plików z płyty instalacyjnej systemu. Przypominam, że to świeży, niemodyfikowany system. Taki sam, jaki otrzymuje każdy klient Microsoftu. Oczywiście, ani pierwsze, ani drugie rozwiązanie nie przyniosło rezultatu. Dopiero po trzecim poszło. Poczułem się mądry.

Ostatni etap, czyli instalowanie aktualizacji systemu, na szczęście, poszedł bezproblemowo. Potrwał tylko kilka godzin. Nie rozumiem, czy nie da się tak, by udostępniać zbiorczą aktualizację taką jak Service Pack? Najwyraźniej się nie dało. 150 łatek i aktualizacji później, jakieś sześć restartów i system jest gotowy do pracy.

A teraz przypomnę jak wygląda instalacja Windows 8 (OS X i Ubuntu są równie łatwe). Wkładam pendrive’a do komputera, otwiera mi się kreator. Odpowiadam na kilka prostych pytań. Kreator kopiuje pliki, uruchamia ponownie komputer. Zadaje mi kilka kolejnych prostych pytań. Już. Sprzęt działa. System jest aktualny. Aktywacja klucza bezproblemowa. A teraz spójrzmy na ten bimbalion akapitów wyżej.

Jak mogliśmy na czymś takim pracować? Czemu notebooki z Windows XP nie były przez nas masowo wyrzucane przez okno? Rozpieczony przez nowoczesne systemy, po prostu nie umiem się już odnaleźć w tym wiecznym grzebaniu i dłubaniu.

Słyszę wiele zarzutów, że nowe OS X, Ubuntu i Windows ogłupiają użytkownika. Robią wszystko za niego. Nie każą mu myśleć. Po trzech dniach spędzonych z Dellem Vostro 1400 i płytą instalacyjną Windows XP nie czuję się mądrzejszy, a otumaniony i zmęczony. Za to zmarnowałem mnóstwo czasu. Nie, nowoczesne systemy nas nie ogłupiają. Dureń jest ten, kto tak twierdzi. W walce z Rejestrem Windows czy konsolą linuksową nie ma nic rozwijającego. W realizowaniu pasji za pomocą komputera owszem. Czy w obróbce zdjęć, czy czytaniu artykułów naukowych, czy tworzeniu muzyki. Ale nie w tym.

Cieszę się, że czasy Windows XP i jego konkurentów mijają. Bo wciąż nie minęły, wciąż Windows XP ma gigantyczną część rynku. Mnie jednak już nikt nie przekona, że to „okej system” patrząc z perspektywy jego następców i konkurencji. Skoro z instalacją były takie problemy, to ciekaw jestem jakie by się zaczęły pojawiać podczas samego używania komputera. Na szczęście, nie ja się już o tym przekonam.

Biedna sąsiadka…

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA