Fotoreporterzy protestują przeciwko fotografom z iPhone'ami
Przez Polskę przetaczają się właśnie kolejne dyskusje na temat praw autorskich, własności intelektualnej i prawie prasowym. To olbrzymie problemy, a w dyskusjach na ich temat stają naprzeciw siebie ludzie o nad wyraz skrajnych poglądach. Żadna ze stron nie potrafi przyjąć do wiadomości argumentów strony przeciwnej, a postawy coraz bardziej się ekstremizują. Coraz częściej to Anonimowi i piewcy internetowej wolności wygrywają z rzekomo oświeconymi ludźmi, którzy - niestety - sami się podkładają, jak choćby dzisiaj. Właśnie dowiedzieliśmy się, że fotoreporterzy czują się zagrożeni obecnością 30 milionów obywateli z iPhone'ami i innymi amatorskimi aparatami, których są już miliony.
Stowarzyszenie Fotoreporterów przesłało list do polityków, w którym prezentują sytuację, w jakiej aktualnie ta grupa zawodowa się znajduje. Głównym motorem napędowym listu jest fakt zwolnienia fotoreportera zatrudnionego w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i zastąpienia go umową z firmą zewnętrzną. Jedni doszukują się tu przesłanek politycznych, inni odmiennych powodów. Ocenę warto zostawić jednak portalom zajmującym się polityką.
To co nas porusza, to kwestia praw i tego, że fotoreporter z zawodem stawia się ponad zwykłymi użytkownikami, którzy licencji na robienie zdjęć swoim iPhone'em z 8 megapikselami nie dostali. Nie ukończyli też przy okazji ASP, czy filmówki i nie płacą składek jakiemuś tam stowarzyszeniu fotoreporterów.
Osoby z zainstalowanym Instagram na swoim telefonie nie mogą nazywać się fotografami, tak jak nie każdy kto ma bloga może nazwać się dziennikarzem, a ten kto relacjonuje wydarzenie na Twitterze korespondentem wojennym. Fotografia, pisanie, śpiewanie, aktorstwo - to sztuka, ale też praca, jak również często pasja wymagającą praktyki, umiejętności, talentu i chociażby odrobiny wiedzy. Faktem jest, że „nie każdy umie uchwycić sedno”, ale prawdą jednocześnie jest także to, że aby je uchwycić nie zawsze trzeba mieć sprzęt za kilkadziesiąt tysięcy złotych i 20 lat praktyki.
W otwartym liście Stowarzyszenia fotoreporterów zawartych jest kilka absurdalnych wręcz cytatów:
Technologia dała wielu ludziom możliwość zarejestrowania obrazu, ale NIE KAŻDY UMIE UCHWYCIĆ SEDNO.
I dalej:
Jeśli mamy gospodarkę wolnorynkową, wszystkie podmioty powinny działać na równych zasadach. Gdzie jest zasada równych szans, kiedy obok zarejestrowanych, płacących podatki fotoreporterów, jest 30 milionów „obywatelskich” publikujących za darmo (nikt nie sprawdza, skąd mają sprzęt czy jakiego używają oprogramowania)? Pracujemy w świecie permanentnego dumpingu i nie ma urzędu, który by nas chronił. Plagą są ogłoszenia wydawców typu: „Lubisz pisać lub fotografować, chcesz wejść na koncert lub mecz? Oferujemy akredytację w zamian za materiały dziennikarskie na naszą stronę”.
czy jeszcze tutaj:
Panie Ministrze Cyfryzacji i Administracji: czy i kiedy zmieni Pan tak prawo, by fotoreporterzy dostawali za darmo aparaty fotograficzne i optykę najwyższej klasy, komputery, oprogramowanie i łącze internetowe, bo po zmianach, którym Pan przyklaskuje w publicznych debatach, wielu fotografów straci możliwości sfinansowania swojego warsztatu pracy. Panie Ministrze Kultury, czy jest Pan w stanie sfinansować wszystkie projekty fotograficzne, dokumentalne, które powstają w tej chwili z pieniędzy płaconych na podstawie obecnie obowiązującego prawa autorskiego?
Z drugiej strony, w tym samym piśmie padają całkiem mądre stwierdzenia:
Panie Ministrze Spraw Wewnętrznych jakie podejmuje Pan działanie, by policja miała większą wiedzę na temat praw autorskich? Zna Pan, chyba, przypadek opublikowania przez komisariat w Bydgoszczy zdjęcia bez zgody i licencji? Pani Minister Edukacji: program jakiego przedmiotu i w jakim zakresie uczy Polaków poszanowania praw twórców?
Dlaczego prawa do ochrony własności producenta śrubek są bardziej zrozumiałe niż prawa własności osoby tworzącej fotografię? Dlaczego właściciel magazynu z węglem może przepisać dziecku majątek, a dzieci twórcy mają zostać z niczym, bo ich rodzic wytwarzał wartości intelektualne, a nie materialne?
Ta dyskusja dowodzi jednemu - po jednej stronie barykady stoją starzy „zbetoniali” twórcy liczący na specjalne traktowanie z racji swojego zawodu, którzy nie chcą dopuścić do wiadomości faktu, że dziś tworzyć może każdy bez względu na wykształcenie, bo liczą się predyspozycje i umiejętności. Na wolnym rynku każdy taki podmiot powinien ze sobą konkurować i zwycięsko powinien wyjść najlepszy.
Z drugiej strony mamy wcale nie lepszy obraz 'dzieci sieci', tekstów ACTA na Pudelku, Torrentów i Megavideo, którzy uważają, że wszystko co w sieci należy się za darmo, że można do woli ściągać filmy, muzykę i gry.
A potrzebny jest wyważony złoty środek. Na próżno jednak szukać go w zapisach prawnych, czy systemach edukacji. On powinien już dawno ukształtować się w ludzkich umysłach. Na razie niestety jednak wciąż za mało jest zdrowo rozsądkowego podejścia.