REKLAMA

Fragmentacja Androida? A kogo to obchodzi?

“Podstawową wadą tego, co pan powiedział o systemie Android, jest to, że w związku ze zmianami do systemu wprowadzanymi przez różnych producentów, nie wszystkie aplikacje będą działać na wszystkich modelach z Androidem w o biegu. Myślę, że w długoterminowym okresie będzie to jeden z kluczowych elementów decydujących o wyborze danej platformy przez konsumenta.” To fragment wywiadu z wiceprezesem Nokii. Podobne komentarze o fragmentacji i o tym, że zgubi ona Androida słychać od bardzo dawna, praktycznie od ponad dwóch lat.

Fragmentacja Androida? A kogo to obchodzi?
REKLAMA

Aplikacje mają być niekompatybilne, co powodować ma frustrację użytkowników, różne nakładki systemowe mają wpływać na to, że na Androida patrzy się nieprzychylnie a opóźnione albo brakujące aktualizacje mają zabić platformę Google’a. Od dwóch lat wciąż ta sama gadka.

REKLAMA

Przyznaję, że w pewnym momencie sama w nią uwierzyłam. Wszystko to przez punkt widzenia użytkownika, który potrafi powiedzieć, jakie nazwy mają konkretne wersje systemu, czym się różnią, zna wiele aplikacji i często zmienia urządzenia przekonując się na własnej skórze o tym, że część z nich nie działa na przykład na starych wersjach systemu.

A to bzdura, mówiąc delikatnie. To, że producenci tworzą własne nakładki to jedna z największych zalet systemu. Mogę lubić czystego Androida, ale ja wiem, jak on wygląda. Dla większości świata Samsung robi Galaxy i Wave’y, HTC robi HTC, Sony robi Xperię, LG Swifty i Optimusy. Wszystkie oparte na systemie od Google’a, ale to tyle podobieństw. Dlaczego Samsungi Galaxy sprzedają się świetnie, a na przykład LG już nie? Przecież to wszystko jeden Android w różnych tylko wersjach.

Po części jest tak dlatego, że dany producent robi swój telefon, sygnuje swoją marką i potrafi odróżnić się od konkurencji. Nie tylko dizajnem, zastosowanym szkłem i wielkością ekranu. Nie tylko 5 dodanymi własnymi aplikacjami. Kto miał okazję korzystać z kilku smartfonów z Androidem z różnymi nakładkami wie, jak potrafią się ona różnić. I to jest zaleta albo wada, ale ważniejsza w ujęciu sprzedażowym, niż to, na jakiej wersji Androida działa urządzenie.

Bo z tymi wersjami to też nie do końca prawda. Fakt - Android jest poszatkowany - z wersji 1.x korzysta dziś 1,6% użytkowników, z wersji 2.1 7,6%, z wersji 2.2 aż 27,8%, z 2.3 pół procenta, z 2.3.3 i wyższej 58,1%, a z 4.0 łącznie 1%. Problem może stanowić Froyo na ponad ¼ urządzeń, jednak warto zauważyć, że gros aplikacji, która ma minimalne wymagania odnośnie systemu wymaga właśnie minimum Froyo.

android

Poza tym nie uwierzę, że ta przeciętna pani Zosia z warzywniaka będzie denerwować się, że na jej urządzeniu ta czy inna aplikacja nie działa. Z prostej przyczyny- pani Zosia ma ważniejsze sprawy na głowie niż wymienianie się z koleżankami ciekawymi aplikacjami z Android Marketu. Nawet, jeśli korzysta z aplikacji trzecich to na zasadzie “działa - świetnie, nie działa - trudno”. I tyle.

REKLAMA

Zastanawiające jest dlaczego na przykład HTC ma zapewnić kompatybilność aplikacji z Samsungiem, albo na odwrót? To tak, jakby narzekać, że aplikacje z Symbiana nie działają na Windows Phone 7. Jasne, Android to niby jeden system, ale u przeróżnych producentów. Zamiast więc narzekać na fragmentację warto zastanowić się, czy dla deweloperów dostosowywanie do różnych urządzeń jednej aplikacji napisanej na Androida nie jest łatwiejsze, niż napisanie 5 wersji od nowa dla 5 różnych systemów mobilnych od różnych producentów?

Problem fragmentacji jest realny, ale mocno przegadany. Przegadany przez ludzi z branży, którzy obracają się wśród ludzi z branży i pasjonatów. Prawda jest taka, że pasjonat jest świadomy fragmentacji i sobie z nią poradzi, a zwykły konsument nie wie co to jest i kupuje telefon od konkretnego producenta, z którym może zrobić coś więcej, niż tylko zadzwonić.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA