REKLAMA

Chrome wyprzedził w Polsce Internet Explorera. Nareszcie

02.02.2012 19.48
Chrome wyprzedził w Polsce Internet Explorera. Nareszcie
REKLAMA
REKLAMA

Symboliczna zmiana na rynku przeglądarek internetowych w Polsce. Niecałe cztery lata od pojawienia się na rynku Google Chrome wyprzedziła Internet Explorera. Zasłużenie. Popularność Chrome,  oprócz wyszukiwarki jednego z niewielu udanych sieciowych produktów Google, to premia za innowacyjność.

Był kiedyś taki czas, który nazwano „wojnami przeglądarek”. Dziwny to był okres. Z uporem godnym lepszej sprawy spieraliśmy się z kolegami, która z nich jest najlepsza. Odpowiedź na pytanie, czego używasz, definiowała użytkownika w podobnym stopniu jak dziś serwis społecznościowy. Choć wygląda to teraz zupełnie niewiarygodnie, we wrześniu 2008 r. „Rzeczpospolita” umieściła mój artykuł o pojawieniu się Google Chrome na pierwszej stronie gazety. Oczywiście nie miałem wtedy pojęcia, że opisuję najlepszą przeglądarkę świata. Uwaga technologicznych mediów szybko przerzuciła się z powrotem na rynek smartfonów.

iPhone na rynku był od roku, powstawał właśnie App Store, Steve Ballmer wyśmiewał telefony bez klawiatury, a Nokia spokojnie budowała dwieście siedemdziesiątą ósmą wersję tego samego, sprawdzonego ficzerfona, czyli najzwyklejszej topornej komórki. Rynek zachłysnął się Chrome tylko na chwilę – sam w tamtym artykule użyłem wielu przesadzonych stwierdzeń – ale popularność przeglądarki po premierze spadła. Branża zajęła się czym innym, bo wydawało się, że Chrome będzie kolejnym fenomenem o popularności dorównującej co najwyżej Linuxowi.

Minęło kilkanaście miesięcy. Nadszedł czas, kiedy mój ówczesny pracodawca zmieniał platformę sprzętową i przyszło przesiąść się z Mac OS na Windows. Internet Explorer 8 w korporacyjnym komputerze został wyposażony w kilkanaście add-onów, dodatkowych pasków narzędzi i pluginów. Używanie przeglądarki przypominało gapienie się pijanego na wesołe miasteczko. Błyska, rusza się, gra i tańczy. Były także dobre strony. Przeglądarka co chwilę o coś  pytała, przypominała, podpowiadała – w chwilach samotności można było z nią niemal porozmawiać.

Czasami IE obrażał się na brutalne traktowanie. Próbowałem zmusić go by był czymś więcej niż migającą choinką. Chciałem zbierać informacje do tekstów, rozmawiać z ludźmi, używać dziesiątków usług sieciowych, czytać wiadomości z GMail bez podłączenia do sieci. Eksperymentowałem z ustawieniami interfejsu, kiedy już doszedłem do wniosku, że paski narzędzi nie powinny jednak zajmować połowy ekranu, bo nie widać strony www. IE często uznawał, że to zbyt wiele i ogłaszał bezterminowy fajrant.

Dałem szansę Chrome. Bingo. Sama funkcja synchronizacji zakładek, rozszerzeń, motywów, etc. sprawiła, że nie wróciłem do innej przeglądarki. Świetnie działające Gears, które dało mi dostęp do GMaila i kalendarza Google offline sprawiło, że mogłem na zawsze wyrzucić z komputera lokalnego klienta poczty. Owszem, inni się bardzo starali. Opera ma grupowanie kart (bardzo przydatne w researchu). Safari od niedawna ma „Listę Czytelnia”, czyli funkcję, która ma konkurować z takimi usługami jak Readability, Instapaper czy Read It Later. Cóż z tego, skoro Safari wciąż pożera zasoby CPU i potrafi poważnie skrócić czas pracy na baterii? Firefox? Jest w porządku, ale nie ma takich mechanizmów synchronizacji jak Chrome. Do tego – prostota. Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego we wszystkich innych przeglądarkach poza Chrome okno wyszukiwania musi być oddzielone od okna, gdzie wyświetlany jest adres.

Zastanawiające, dlaczego akurat przeglądarka Chrome wyszła Google tak dobrze. Wiemy, jak skończyły inne, ogłaszane z wielką pompą usługi takie jak Buzz czy Wave. Sundar Pichai, wiceprezes Google, z którym miałem okazję kiedyś rozmawiać, wiele mówił o nadziejach, jakie firma wiąże z Chrome. Że to dopiero zaczątek nowego systemu operacyjnego opartego na Chrome, że staromodne, rozbudowane OS-y staną się niepotrzebne. Pamiętam, że w czasie tego spotkania eksperymentalna wczesna wersja Chrome OS nie chciała się dobrze wyświetlać na ekranie laptopa. Być może to był sygnał, że Chrome OS to nie do końca dobrze przemyślany projekt, który skończy co najwyżej jako niszowa ciekawostka. Wygląda jednak na to, że przy okazji próby stworzenia nowego rodzaju OS-u inżynierowie z Google stworzyli bardzo dobrą i przemyślaną przeglądarkę. Teraz  zbierają tego prestiżowe owoce.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA