Nikt nie chce Chrome OS, i trudno się dziwić
Chrome OS i Chromebooki to na razie porażka. Acer dokońca lipca 2011 roku sprzedał ich niecałe 5 tysięcy, Samsung jeszcze mniej. Systemu nie chcą na razie firmy, bo Google Docs nie spełnia oczekiwań, a inni producenci PC są pesymistycznie nastawieni do całego projektu i nie decydują się na tworzenie komputerów z Chrome OS. I nie ma im co się dziwić - Google popełniło już na starcie kilka błędów, które odbijają się czkawką. Wydaje się też, że firma nie ma do końca pomysłu, jak w obecnej chwili połączyć istnienie Chrome, Androida i Chrome OS obok siebie, wespół z dziesiątkami innych usług.
Dla użykowników zainteresowanych tematem wielkim rozczarowaniem przy wejściu Chrome OS na rynek było to, że Google nie zamknął system tylko do konkretnych urządzeń. Wiadomo, że spowodowane to było chęcią zarobku i umożliwieniem producentom większej sprzedaży, ale z perspektywy czasu widać, że ludzie, którzy chętnie wypróbowaliby Chrome OS nie kupili do tego specjalnie Chromebooków. Chromebooków, które cenowo nie różnią się specjalnie od innych netbooków z dobrze znanymi systemami.
A przecież Google od tego powinien rozpocząć całą promocję - od udostępnienia całkowicie nowego systemu wszystkim chętnym, tak by miał czas zaadaptować się nawet w niszy na rynku, na którym rządzi Windows i który od lat praktycznie się nie zmienia. Pomogłoby to w sprawdzeniu mocnych i słabych stron, przyczyniło się do komentowania itp. Bo tak, jak wyszło wyszło kiepsko. Co z tego, że Chromebooki pojawiły się w sprzedaży, skoro nawet w branży nie był to zbyt gorący temat, a recenzji sprzętu i Chrome OS było jak na lekarstwo.
Oprócz tego, że Chrome OS budzi duży niepokój tym, że do pełnego działania potrzebuje połączenia z internetem, że jest całkiem inny niż wszystko to, co znamy, to dobijają go ceny Chromebooków. Za tą samą kwotę można dostać przyzwoite netbooki o podobnych parametrach z na przykład znanym doskonale Windowsem, którego nie trzeba się uczyć... Nie wypaliło, więc teraz Google skupia się na zaadaptowniu Chrome OS w sektorze biznesowym. To ciężka sprawa, bo wymaga adaptacji i przechodzenia na nowe rozwiązania, które nie do końca spełniają wszystkie wymagania, zwłaszcza dużych przedsiębiorstw.
Google próbuje też znaleźć nowych partnerów w produkcji urządzeń z Chrome OS, którzy mogliby pomóc w upowszechnieniu. Problem w tym, że producenci nie są zbyt chętni i nie ma się co dziwić - oprócz kiepskiej sprzedaży Chromebooków ostatnie perypetie Logitecha z Google TV nie budują dobrej atmosfery. Chrome OS i Google TV mają ze sobą dużo wspólnego - jest produkt, nawet podobno dobry; nie ma rynku zbycia ze względu na ceny i małe zapotrzebowanie na nowości.
Skoro Chromebooki na razie nie są hitem (a wręcz odwrotnie) to może zaprezentowane razem z nimi Chromeboksy? To takie nettopy, tylko że z Chrome OS. Nettopy, które jakoś specjalnie nie przyjęły się na rynku i które znowu każą przypomnieć o Google TV - Chromebox ma tyle racji bytu, co Logitech Revue. Oba urządzenia dublują rozwiązania konkurencji, a nic nie zapowiada, żeby Chromebox, jeśli ktoś będzie chciał go wyprodukować, miał wyróżniać się cenowo.
Google musi przyjąć do wiadomości, że samo dostarczenie innowacyjnego, choć nierozpoznawalnego systemu, nie wystarczy - Android stał się liderem, bo zagospodarował dopiero rozwijający się sektor i zaoferował producentom darmowość i dowolność. Chrome OS ma ciężej, bo rynek komputerów nie rośnie tak dynamicznie, a obecne rozwiązania wydają się wystarczać. Może na tabletach? No tak, tam już jest Android...
A Google ma już przecież swój własny “niby-system” desktopowy, który działa i jest z dnia na dzień coraz popularniejszy. Tak, chodzi o przeglądarkę Chrome, która stawia pod znakiem zapytania sensowność Chrome OS. Chrome jest wieloplatformowy, ma coraz sprawniej działający ekosystem i prawdopodobnie w końcu stanie się najpopularniejszą przeglądarką. Może to jest odpowiedź dlaczego Chrome OS, który jest podrasowanym Chromem za to z wykastrowanymi możliwościami systemowymi nie chce się przyjąć?