Długa droga do internetu w telewizorze
Są trzy ekrany, przed którymi spędzamy większość czasu - wyświetlacz komórki, monitor komputera i telewizor. Jeszcze do niedawna wszystko było proste. Na tym pierwszym czytaliśmy SMSy, na tym drugim przeglądaliśmy strony internetowe, a na trzecim - oglądaliśmy programy przygotowane przez stacje telewizyjne. Te trzy światy przenikały się z rzadka. Od czasu do czasu mogliśmy dostać SMSa wysłanego z bramki internetowej albo korzystając z komórki zagłosować w telewizyjnej sondzie.
Ostatnio jednak coś zaczęło się zmieniać. Internet opuścił ekran komputera i coraz śmielej zaczął wkraczać do urządzeń przenośnych. Smartfon z dobrą przeglądarką WWW i klientem nie jest dziś niczym niezwykłym. Co prawda, użytkownicy komórek ciągle generują generują w sieci pomijalny ruch, ale widać bardzo mocny wzrost. Za 2-3 lata korzystanie z internetu w telefonie będzie czymś bardzo powszechnym. Może nawet bardziej niż łączenie się z siecią za pomocą komputera.
Zanim jednak do tego doszło, byliśmy przez kilka ta świadkami raczej mniej niż bardziej udanych prób wepchnięcia internetu na ekrany telefonów komórkowych. Najbardziej spektakularną porażkę odniósł niewątpliwie WAP. Drogi, niewygodny i nie dający dostępu do pełnych zasobów internetu. Wygląda jednak na to, że lekcja WAPu była niezbędna - musieli ją odrobić zarówno operatorzy (nikt nie zapłaci kilkudziesięciu groszy za minutę dostępu), jak i producenci telefonów (niewielki, czarno-biały ekranik to zdecydowanie za mało do przeglądania stron internetowych).
Z internetem w telewizorze jest trochę inaczej. Mogłoby się wydawać - znacznie prościej. Podstawowy sprzęt jest już w domach użytkowników. Wystarczy zaproponować im niedrogą skrzynkę, która podłączona do odbiornika TV pozwoli wyświetlać na jego ekranie strony WWW. Łatwe, proste i... nieskuteczne. Za temat Web TV próbowali zabierać się najwięksi - z Microsoftem na czele. I co z tego? I nic. Internet w telewizorze nigdy nie zyskał istotnej popularności.
Być może problem wynikał z podejścia twórców Web TV. Podstawowe założenie brzmiało: stwórzmy tańszą alternatywę dla komputera. Tymczasem, taka alternatywa istniała niemal od zawsze i co więcej miała znacznie większe możliwości niż jakakolwiek przystawka do telewizora - a był nią... używany komputer.
Czy internet kiedykolwiek trafi do telewizora? Dopiero wtedy, gdy ktoś wpadnie na pomysł, jak sprawić, by korzystanie z sieciowych usług na jego ekranie było łatwe i przyjemne. Na tyle łatwe i na tyle przyjemne, by nikomu nie chciało się wstawać z kanapy i siadać do biurka. Albo sięgać po włączającego się kilka minut laptopa. Producenci telewizorów już to rozumieją, dlatego zamiast próbować wskrzesić Web TV proponują od niedawna widżety. Niewielkie programiki wyświetlające podstawowe informacje - newsy, prognozę pogody, kursy akcji. Pomysł jest ciekawy, ale jeszcze za wcześnie by stwierdzić, czy udany.
Możliwe jednak, że gwoździem do trumny tak rozumianego internetu w telewizorze będzie tablet. Leżący na stoliku w salonie, zawsze gotowy do użycia.
A może czas na zupełnie inne podejście - internet jako źródło programów telewizyjnych wyświetlanych na ekranie telewizora? Amerykanie mają Hulu i iTunes, my iplex i ipla. Aż prosi się o proste, tanie urządzenie pozwalające na wyświetlanie udostępnianych w sieci materiałów na telewizorze. Tego typu rozwiązania pojawiają się tu i ówdzie, ale ciągle nie mogą przebić się do głównego nurtu. Czemu? Bo nie zależy na tym dużym dostawcom materiałów wideo (czyli głównie stacjom telewizyjnym). Doskonale obrazuje to historia konfliktu między Boxee (producent oprogramowania zamieniającego komputer w odtwarzacz internetowego wideo) a Hulu (strona z popularnymi serialami, własność największych amerykańskich stacji TV).
Stacje telewizyjne boją się, że internet zrobi z nimi to samo, co z gazetami - postawi pod ścianą i zmusi do gruntownej zmiany modelu biznesowego. I nie jest to obawa całkowicie bezpodstawna.