Pizza, rakiety i mobbing. Prawdziwe życie w kołach naukowych

Studenckie koła naukowe to mikrokosmos, w którym miesza się geniusz, absurd i codzienność na skraju wypalenia. Dla jednych to szansa na punkty i wpis na CV, dla kolejnych nadzieja na przyjaźń.

Pizza, rakiety i mobbing. Prawdziwe życie w kołach naukowych

"Jesienią zawsze zaczyna się szkoła, a w knajpach zaczyna się picie".

Tak śpiewał Muniek Staszczyk w kultowej przecież piosence zespołu T.Love "Warszawa". Rzecz w tym, że nie wszyscy piją. Nawet nie dlatego, że nastała moda na trzeźwość, o czym pisał świetnie na naszych łamach Adrian Burtan. Niektórzy studenci faktycznie wybierają naukę. Godziny w barze zamieniają na godziny w bibliotekach. Kują pilnie i angażują się w życie akademickie. Wierzą, że koła naukowego mogą być trampoliną do kariery.

Czy jednak koła naukowe to hodowla kujonów? Spęd prymusów? Nic bardziej mylnego. Pod płaszczykiem "ważnych" projektów kryje się wiele historii. Chociaż zaczęła się jesień, my wróćmy na moment do wiosny. 

Wiosna

Kwiecień. Jest ciepły i wiosenny czwartkowy wieczór. W rozległym kampusie Politechniki Rzeszowskiej, pod "grzybkiem" – kultowym miejscem spotkań studentów – frekwencja bije rekordy, a tłum rozlewa się na pobliskie "kwadraty". To może być 300, może 400 osób. W Rzeszowie czwartek to studencki piątek; uczelnia tak układa plany, by większość miała już wolne na powrót do domu.

Choć na kampusie panuje gwar, pomieszczenia uczelni są puste. W większości budynków próżno szukać zaświeconych świateł – są jednak wyjątki. Cały niewielki obiekt Rzeszów Design Factory jest rozświetlony. To dość nowa przestrzeń, w której rezydują koła naukowe. W środku, zamiast akademickiej ciszy, słychać szum drukarki 3D, stukot klawiatur i ożywione dyskusje. 

Podobna sytuacja ma miejsce, gdy przejdziemy się na drugą stronę kampusu, gdzie znajduje się warsztat zespołu PRz Racing Team. Co zatem sprawia, że Ci studenci zamiast grilla wybierają pisanie kodu, a zamiast zimnego piwa – rozgrzaną lutownicę czy obrabiarkę CNC?

Odpowiedź nie jest prosta, bo motywacje studentów, jak zauważa Mateusz Fesz z Rzeszowskiej Grupy IT, wyraźnie się zmieniły. Podkreśla on, że dawna obietnica zdobycia umiejętności i szybszego znalezienia pracy przestała wystarczać. Dziś, bez zaoferowania bardziej bezpośrednich korzyści, takich jak wsparcie w nauce do egzaminów, trudno jest nawet o zadowalającą frekwencję na spotkaniu rekrutacyjnym.

Wtóruje mu Klaudia Moralewicz, była przewodnicząca Koła Naukowego Inżynierii Środowiska na Politechnice Poznańskiej, a dziś ekspertka m.in. w dziedzinie ESG (pracuje obecnie jako Lider Zespołu w firmie Sweco).

– Robiłam wszystko, co mogłam, żeby zmotywować studentów. Okazało się, że najlepiej działa zamówienie na wydarzenie pizzy na koszt koła. Wtedy frekwencja była dwa-trzy razy większa –mówi.

Ten żartobliwy wniosek, potwierdzony przez wielu opiekunów i członków kół, skrywa głębszą prawdę: czysta nauka przestała wystarczać.

Dziś, aby przyciągnąć uwagę, trzeba zaoferować coś namacalnego. Coś, co można zobaczyć, dotknąć i (co najważniejsze) pokazać na targach kół naukowych, czy międzynarodowych zawodach. Anonimowy student AGH, który przewinął się przez kilka organizacji, opisuje to zjawisko bez ogródek.

– Najlepiej sprzedają się koła, które mają swoją "rakietę". Idąc za ciosem, z każdym rokiem coraz więcej kół, nawet pierwotnie niezwiązanych z tematem, zaczęło budować swoje rakiety, drony czy łaziki – opowiada żak. 

Czy jednak Koła Naukowe to hodowla kujonów? Spęd prymusów? Nic bardziej mylnego. Fot: shutterstock / Natalya Kosarevich.

Szkoła życia

Ten wyścig zbrojeń to nic innego jak próba zwizualizowania tego, co w kołach najcenniejsze: możliwości tworzenia. Michał Surówka z PRz Racing, zespołu budującego bolidy w ramach Formuły Student, wiedział, czego chce, jeszcze przed rozpoczęciem studiów. 

– Kolega podesłał mi, że jest coś takiego jak Formuła Student. Zrobiłem research i mi się to spodobało na tyle, że wiedziałem, że na jaką uczelnię nie pójdę, to muszę tego spróbować. Jednak zanim pojawi się fascynacja, często trzeba pokonać barierę strachu. Mateusz Grabowski z Koła Naukowego Machine Learning PRz przyznaje, że długo powstrzymywała go obawa, że nie pasuje do "elitarnego" obrazu koła zajmującego się taką dziedziną jak sztuczna inteligencja. W mojej głowie koło naukowe to takie miejsce gdzie mamy wybitne osoby…  więc może to jednak nie miejsce dla mnie? – komentuje Surówka. 

Czasem motywacją jest po prostu chęć przełamania samotności w pasji.

Dawid Bis z tego samego koła wspomina, jak po intensywnych wakacjach z kursami AI czuł, że nie ma z kim dzielić się nowinkami. Mimo że studiował na innej uczelni, jego internetowe poszukiwania zaprowadziły go na spotkanie organizacyjne na Politechnice. Jak sam mówi, myślał, że "będzie tam maksymalnie 6 osób i będzie dosyć drętwo przez nerdową atmosferę". Zamiast tego zastał salę pełną trzydziestu osób, gwar i niezwykłe poczucie, że jest "jak w domu".

Uczelnia daje teorię, ale to koło uczy praktyki. To frazes, który jest esencją wypowiedzi wszystkich wysoko zaangażowanych w działalność kołową studentów.

Jan "Wojtek" Krzyszkowski z AGH Code Industry, koła zajmującego się tworzeniem gier, mógłby na ten temat napisać książkę. "Poza skillami technicznymi – silnik (elementarny element tworzenia gier – przyp. red.), GitHub, C# (narzędzia programistyczne – przyp. red.) – to umiejętności miękkie: praca z ludźmi, zarządzanie zespołem, prowadzenie projektów, rozwiązywanie konfliktów, prowadzenie rekrutacji i wiele innych..

Michał Surówka dodaje, że to właśnie w kole po raz pierwszy zetknął się z prawdziwym zarządzaniem projektami pod presją.

– Na studiach zawsze robi się coś na ostatnią chwilę, byle tylko dostać ocenę  – wyjaśnia.

– Tutaj to niemożliwe, bo twoje opóźnienie staje się problemem dla wszystkich. Każde spowolnienie hamuje cały zespół – dodaje. 

To właśnie ta presja i odpowiedzialność są najcenniejszą lekcją. Historię, która obrazuje to najlepiej, opowiada dalej Surówka.. 

– Podczas inspekcji wiązki wysokiego napięcia na zawodach w Czechach, okazało się, że jeden z elementów jest zamocowany w złym miejscu, przez co bolid jest nieregulaminowy. W nocy cały zespół siedział i szukał rozwiązania. W niespełna kilka godzin przebudowaliśmy go, przeszliśmy inspekcję i wróciliśmy do Rzeszowa z pierwszym miejscem – wyjaśnia. 

Działalność w kole to także nauka autoprezentacji pod presją. Mateusz Grabowski opowiada o hackathonach, gdzie na przedstawienie projektu jest zaledwie kilka minut.

– W momencie kiedy na prezentację jest 10 minut, a my je przekroczymy, to nikogo to nie obchodzi, przechodzimy od razu do pytań, a reszty po prostu nie zobaczą – opowiada Grabowski.

To brutalna, ale skuteczna lekcja pewności siebie i zarządzania czasem. Uczy też myślenia biznesowego. 

– Nikt na zajęciach nie zasymuluje takiego stresu i takiej satysfakcji – wykładowcom się po prostu nie chce tego robić  – mówi jeden ze studentów.

Co więc trzyma tych ludzi razem, gdy opada adrenalina, a zostaje tylko zmęczenie i perspektywa kolejnej zarwanej nocy?

– Gdyby jutro moje koło się rozpadło, najbardziej brakowałoby mi ludzi. Gry dalej bym robił, ale community, jakie zbudowaliśmy, to coś wspaniałego – przyznaje Krzyszkowski. 

Ludzie

To społeczność, a nie tylko wspólna praca. To wewnętrzne rytuały, memy i żarty, które cementują grupę.

– Mamy własny hymn z kilkunastoma zwrotkami pełnymi wewnętrznych żartów. Największym memem może być to, że kiedyś dla żartu zostałem nazwany Wojtkiem. Obecnie imię Wojtek jest używane na uczelni, w mojej pracy, przez najbliższych znajomych, a nawet rodzeństwo – mówi dalej Krzyszkowski. 

Efektywność tych zespołów, jak zauważa Dawid Bis, opiera się na dynamicznym balansie. Z jednej strony potrzebni są wizjonerzy, których z uśmiechem nazywa "ludźmi zwariowanymi", gotowymi realizować najbardziej ambitne pomysły. Z drugiej jednak strony, kluczowa jest obecność pragmatyków, którzy dbają o to, "żeby jednak coś z tego powstało".

A czasem rzeczywistość bywa po prostu absurdalna, jak w kolejnej anegdocie "Wojtka", która brzmi jak scena z filmu sensacyjnego. 

– Kilka razy odzywały się do nas osoby z różnymi ofertami współpracy. Jedno spotkanie w celu omówienia projektu skończyło się podróżą czarną G klasą na podkrakowskie garaże w celu oglądania maszyn hazardowych, które mieliśmy programować – opowiada.

Tak naprawdę za każdym projektem kryją się dziesiątki takich anegdot. Ta atmosfera sprawia, że warsztat staje się drugim domem.
– Tęsknię za tym poczuciem wspólnoty – przyznaje Klaudia Moralewicz.

– Wracaliśmy do domów właściwie tylko po to, żeby się przespać – wspomina. 

Koła naukowe stwarzają okazję do samodzielnego podejmowania inicjatyw, co pozwala studentom doświadczać autonomii i poczucia wpływu na kierunek własnego rozwoju. Fot: shutterstock / Natalya Kosarevich.

Polityka

Niektóre koła naukowe działają jak niemałe firmy, czego przykładem jest chociażby wspomniany już PRz Racing z bogatym zapleczem sponsorów, rozkręcanymi grantami i sformalizowaną strukturą.

– Mając ambicje wykonania tak dużego projektu, jakim jest budowa bolidu od podstaw w 10 miesięcy, nasza struktura musi być bardzo jasno zdefiniowana i rozbudowana.  Na dziś, mamy sześć działów technicznych, cztery nietechniczne oraz zarząd zespołu, łącznie jest nas na ten moment 134 osoby. Największym wyzwaniem w takim zespole jest zapewnienie zastępowalności pokoleń...  – opowiada Sebastian Rosół, team lider tej organizacji.

Nie jest to odosobniony przypadek.

– W najlepszym okresie koło liczyło około 250 członków. Mieliśmy swój wewnętrzny zarząd, który odpowiadał za koordynację działań, planowanie i organizację wydarzeń oraz komunikację z firmami i uczelnią – przyznaje Moralewicz.

Zdarza się, że Koła ratują też uczelnię z opałów. Julia Semak przytacza przykład z procesu akredytacji kierunku informatyki. Spontaniczna debata między członkami kół naukowych o tym, co warto zmienić i poprawić, była tak szczegółowa, że odpowiedziała na wszystkie niezadane jeszcze pytania członka komisji, wprawiając go w zdumienie.

Wzrost i profesjonalizacja mają jednak swoją cenę. Świat kół naukowych to także arena małej (i dużej) polityki, frustracji oraz ludzkich słabości. Koła mają swoje zarządy, a to rodzi potyczki… o władzę. 

– Zostałam tak bez słowa pozbawiona funkcji, ale osoby rozpowiadały, że sama podjęłam taką decyzje o rezygnacji  – opowiada jedna ze studentek. 

Studenci szybko uczą się, że uczelnia bywa zarówno wspierającym mecenasem, jak i biurokratyczną przeszkodą.

– Kruszenie kopii o absurdy – kwituje gorzko Patryk Organiściak, opiekun Koła Naukowego Systemów Złożonych w Politechnice Rzeszowskiej.

Jak dodaje inny już student "uczelnia próbuje ingerować w działalność koła albo robić z niego wizytówkę i wytwórnię darmowego softu". W efekcie najczęściej uczelnia wyciąga niby to pomocną dłoń wtedy, gdy chce się studentami pochwalić.

Czasem pojawiają się też dorosłe, niemal korporacyjne, patologie.

– Znam historię jednego koła na naszej uczelni, które było ekstremalnie toksyczne, włącznie z mobbingiem i okradaniem z własności intelektualnej – opowiada jeden ze studentów. 

Jednym z największych problemów są osoby, które traktują działalność instrumentalnie.

Klaudia Moralewicz wspomina o ludziach, którzy angażowali się tylko po to, by zdobyć punkty do stypendium. Inny ze studentów opisuje to zjawisko jeszcze dosadniej, mówiąc wprost o tzw. "farmieniu" punktów do stypendium rektora poprzez hurtowy udział w hackathonach (maratonach programistycznych).

Przytacza historię osoby, która dołączyła do ich zespołu na takim wydarzeniu. 

– Daliśmy jej zadanie, zrobiła na samym początku zarys prezentacji i po godzinie pojechała do domu. Reszta zespołu ciężko pracowała przez dwie doby, a osoba ta na koniec zapytała tylko gdzie się zgłosić po certyfikat – opowiada. 

Motywacja

Są jednak rzeczy dużo cenniejsze niż papier. Niż punkty czy certyfikaty.

Ewa Poniatowska z Wydziału Inżynierii Zarządzania Politechniki Białostockiejw artykule naukowym "Motywatory wpływające na zaangażowanie studentów, Akademia Zarządzania" (2020) przytacza kluczowe powody, dla których studenci angażują się w koła naukowe.

Powody są niezmienne od lat. "Wielu studentów chce rozwijać oraz podnosić swoje kwalifikacje, aby w przyszłości znaleźć wymarzoną i dobrze płatną pracę" – wskazuje w swojej pracy.

Dla wielu studentów ważne jest, by czuli, że uczestniczą w czymś więcej niż tylko zaliczeniu przedmiotu. Szacunkowo w Polsce dziś jest około 10 tysięcy kół naukowych. Na samym Uniwerystecie Warszawskim jest ponad 200 kół naukowych i artystycznych.

Zdaniem dr Bernadetty Olender-Jermacz, autorki pracy "Kształtowanie cech osobowościowych i zachowań poprzez uczestnictwo w kołach naukowych w opiniach ich członków" (2024) obecność w kołach Naukowych rozwija potrzebne w życiu i na rynku pracy cechy takie jak: komunikatywność, kreatywność, pracowitość, odpowiedzialność, dociekliwość.

Koła naukowe stwarzają okazję do samodzielnego podejmowania inicjatyw, co pozwala studentom doświadczać autonomii i poczucia wpływu na kierunek własnego rozwoju. Nie bez znaczenia jest również wpływ na dobrostan psychiczny – aktywność w kole pozwala odreagować stres związany ze studiami i daje poczucie wsparcia społecznego.

To coś wiecej niż wpis w CV.

Jesień

Mimo trudności, biurokracji i nieprzespanych nocy, nikt z moich rozmówców nie żałuje. Początek roku akademickiego,wczesna jesień,  kojarzy im się zawsze ze startem fascynującej przygody.

– W moim przypadku koło naukowe zmieniło absolutnie wszystko – deklaruje Moralewicz..

To właśnie dzięki działalności w kole poznała firmę, w której z sukcesem pracuje od siedmiu lat. To koła naukowe, w czasach, gdy nawet o staż jest trudno (mówię tu przede wszystkim o działce ICT), potrafią poprzez długie negocjacje zdobyć miejsca pracy dla swoich członków. Dla innych, jak dla Dawida Bisa, wartość jest niematerialna. Gdyby jego koło miało się rozpaść, brakowałoby mu "koła jako wspólnoty, movementu, pewnej myśli, którą żywią wspólnie przyjaciele".

Koła naukowe są jak laboratoria przyszłości – pełne energii, ambicji i chaosu. To miejsca, gdzie młodzi ludzie testują nie tylko technologie, ale też samych siebie: swoją wytrzymałość, odwagę i zdolność do współpracy. Niekiedy płacą za to niewyspaniem, frustracją czy rozczarowaniem. Częściej jednak wychodzą z nich bogatsi – o przyjaźnie, których nie da się kupić, i doświadczenia, które zostają na całe życie. 

Bo choć pizza dawno wystygła, a bolidy rdzewieją w magazynach, coś zostaje. To wspólnota, anegdoty powtarzane po latach, i pewność, że nawet w najbardziej absurdalnych chwilach tworzyło się coś prawdziwego.