#B69AFF

Konkurs Chopinowski jak Fame MMA. Oto dlaczego Polacy oglądają go jak wariaci

W epoce mediów społecznościowych wszystko jest spektaklem, a snobowanie się weszło na wyższy poziom. Czy to dobrze dla tzw. sztuki? Czy Konkurs Chopinowski oglądany jak Fame MMA to już obraza majestatu, czy może ukochane przez pozytywistów dotarcie pod strzechy?

Konkurs Chopinowski jak Fame MMA. Oto dlaczego Polacy oglądają go jak wariaci

Październik oznacza jedno. Nie, nie chodzi o sezon infekcji i pierwsze świąteczne promocje w marketach. Jesienią zawsze zaczyna się szkoła i rusza Rok Akademicki. Przy tej okazji o sensie studiowania rozmawiałem z dr hab. Michałem Krzykawskim (do lektury rozmowy gorąco zachęcam) i w gąszczu komentarzy pod wywiadem trafiłem na takie oto perełki: "Teraz ponoć wszyscy potrafią czytać i pisać, a chodzą słuchy, że większość magistrów nie zdałaby przedwojennej matury" oraz "ludzie mają studia, ale nie czytają, nic ich nie interesuje, nie rozumieją sztuki, nie potrafią rozmawiać o muzyce klasycznej czy poezji. Atrapy inteligencji".

I choć faktycznie, jak wskazują Międzynarodowe Badania Umiejętności Dorosłych, aż 39 proc. Polaków ma problem ze zrozumieniem tekstów pisanych. Słowem: nie rozumieją, co czytają. A co ze znajomością sztuki czy muzyką klasyczną?

Chociaż zdobycie biletów do Filharmonii czy Opery w dużych miastach w Polsce nie jest trudne, to sale są gęsto zapełniane. Letnie koncerty w Łazienkach Królewskich w Warszawie przyciągają tłumy. Edukacja muzyczna kuleje, rządzi Zenek Martyniuk, ale muzyka klasyczna nie jest niczym wioska Galów w Imperium Rzymskim z popularnej kreskówki o Asteriksie i Obeliksie. 

Chopin, kurwa!

Co pięć lat październik oznacza jedno. Jesienią, dwa razy na dekadę, w Warszawie odbywa się najbardziej prestiżowy konkurs pianistyczny na świecie.

Ostatnie finały XVIII Konkursu Chopinowskiego w 2021 roku w Polsce na antenach TVP1, TVP Kultura i TVP Polonia oglądało niemal 1,8 miliona widzów. Do tego doszło 2 miliony osób na YouTube z całego świata. Co prawda mecze Polaków gromadzą dwu-trzy krotnie większą widownię, ale filozofia piłki kopanej jest prostsza (piłka jest okrągła, a bramki są dwie). 

Sam pamiętam, jak w pandemicznym roku siedziałem w mieszkaniu i z zaciekawieniem oglądałem (słuchałem) koncertów. W mediach społecznościowych śledziłem dyskusje na temat pianistów i pianistek.

Myślę, że w tym roku będzie podobnie. Do kwalifikacji do XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina przystąpiła w 2025 r. rekordowa liczba muzyków – aż 642 pianistów. Udział ostatecznie weźmie 85 osób z 20 krajów, w tym aż 13 reprezentantów Polski.

3 października zacznie się show, które przyciągnie nie tylko tych, którzy odwiedzają na co dzień filharmonie i opery.

Czy popularyzacja muzyki Chopina przez media społecznościowe nie jest spłyceniem muzyki poważnej?

Pytam o tę kwestię Jakuba Puchalskiego, krytyka i publicystę muzycznego, autora monografii Chopin.

 – Konkurs Chopinowski ma kilka wymiarów: dla pianistów to szansa na karierę, dla publiczności – wydarzenie budzące emocje niemal sportowe, z rywalizacją i faworytami. Nic dziwnego, że te emocje przenoszą się do sieci. Media społecznościowe stały się dziś naturalną platformą wymiany opinii i entuzjazmu – opowiada.

Zdaniem krytyka dzięki temu wiele osób w ogóle styka się z muzyką Chopina.

– To obala mit, że aby go rozumieć, trzeba mieć specjalne wykształcenie. Muzyka to opowieść o emocjach – wystarczy dać jej trochę czasu, posłuchać kilkukrotnie, tak jak przyglądamy się obrazowi, odkrywając jego szczegóły. Chopin czy Beethoven mogą się wtedy okazać niezwykle poruszającym doświadczeniem – podsumowuje.

Pokochaliśmy Chopina, sam Konkurs, bo dzięki mediom społecznościowym wróciła moda na "snobizm". Pomimo koślawego zwrotu ludowego w kulturze ostatnich lat (o czym ciekawie pisała u nas Magda Okraska), dalej bawimy się w dystynkcje.

Spójrzmy na liczby. Wystawę obrazów Chełmońskiego w samym tylko stołecznym Muzeum Narodowym odwiedziło ponad 200 tysięcy osób 4 miesięce. Oczywiście taki Zenek Martyniuk jest popularniejszy (i na pewno lepiej zarabia) niż jakikolwiek żyjący, współczesny polski artysta, ale sztuka – nazwijmy ją wyższą (choć o tym sztucznym i fałszywym podziale za chwilę) – staje się popularna. Kłaniają się tutaj media społecznościowe i inne technologie.

Muzea nie są już tylko i wyłącznie martwymi przestrzeniami, które zwiedza się w ciszy, zadumie i kapciach. Od kilku lat coraz popularniejsze są wystawy immersyjne, w czym prym wiodą organizowane przez Art Box Experience w Fabryce Norblina ekspozycje.

Idea wystaw immersyjnych to nie tylko innowacyjne obcowanie ze sztuką. Filmy, dźwięki, nagrania – do tej pory były ledwie składowymi narracji, dziś są nośnikami całej opowieści.

Wystawa "Romantyczny Chopin" w Art Box Experience.

Pytam o to Jakuba Puchalskiego, który pomagał Art Box Experience zorganizować immersyjną wystawę Romantyczny Chopin.

– Zależało nam, by pokazać Chopina jako żywego człowieka, którego życie i twórczość są logiczną konsekwencją wydarzeń i inspiracji. Narrację ilustrują obrazy i muzyka – wszystko po to, by stworzyć spójną, atrakcyjną opowieść o realnym, a nie pomnikowym Chopinie – tłumaczy krytyk. Dodaje również, że wbrew opiniom sceptyków, wystawa nie jest zastępnikiem realnego spotkania z muzyką mistrza. – To raczej wprowadzenie albo uzupełnienie. Dla jednych będzie pierwszym krokiem, zachętą, by sięgnąć po muzykę Chopina później. Dla innych – okazją, by zobaczyć go w nowym świetle, dowiedzieć się czegoś, czego wcześniej nie wiedzieli – tłumaczy.

– Najważniejsze jest jednak to, że muzyka Chopina – a szerzej muzyka klasyczna – naprawdę jest dla każdego. W jego czasach była to przecież muzyka rozrywkowa najwyższego lotu – podkreśla.

Tak jak pisałem w kontekście wystawy immersyjnej Dalí Cybernetics: gdyby artysta żył dziś i działał w mediach społecznościowych, miałby więcej followersów niż Cristiano Ronaldo i pewnie chętnie spotykałby się z gigantami z Doliny Krzemowej.

Chopin to nie postać z pomnika, umarły na suchoty smutas, ale żywy człowiek, pełen pasji, namiętności, kochliwy i choleryczny. Czy byłby dziś królem TikToka? Nie wiem. Ale gdy śledzi się kariery wielu współczesnych pianistów, widać, że – choć obracają się w tzw. sztuce wyższej – bywają obecni w mediach społecznościowych i dbają o markę osobistą. Dość powiedzieć, że jedna z gwiazd poprzedniej edycji Konkursu Chopinowskiego, Hayato Sumino, to znany influencer i YouTuber.

Prof. Katarzyna Popowa-Zydroń, jurorka Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, mówiła w niedawnej rozmowie z Newsweekiem, że "konkurs idzie w stronę muzycznego Big Brothera".

Show must go on. Nikogo to nie powinno dziwić. Ale czy to desakralizacja sztuki?

– Media społecznościowe absolutnie zmieniły sztukę. Paradoksalnie, nie jest to zmiana widoczna dla odbiorców. Dziś wielu artystów prowadzi prężnie działające konta influencerskie, które pełnią rolę wirtualnego portfolio. Bezpośredni kontakt z kolekcjonerami (z pominięciem galerii) stał się normą – zauważa Alek Hudzik, krytyk sztuki i redaktor naczelny magazynu Mint.

AndrzejRysuje.pl.

Wspomniałem o Chełmońskim. Po pandemii, w epoce mediów społecznościowych, galerie sztuki przeżywają ożywienie.

Jak zauważa Joanna Najbor z Katedry Badań nad Mediatyzacją Uniwersytetu Jagiellońskiego w swojej pracy Komunikacja wizualna polskich muzeów wsi na Instagramie – próba typologizacji wybranych kont w świetle teorii placemaking (Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis / Studia de Cultura 16(2) 2024), muzea świadomie wybierają media społecznościowe jako pierwsze miejsce komunikacji.

– "Celem komunikacji muzeów może być także placemaking, czyli próba uczynienia z przestrzeni muzeum atrakcyjnego miejsca, w którym chce się przebywać" – pisze w swojej pracy Najbor.

Zdaniem Alka Hudzika, muzea i galerie korzystają z mediów społecznościowych jako dobrze targetowanej platformy promocji.

– Czasem Instagram bywa też jedynym (niestety) miejscem, które pozwala widzom zbliżyć się do dzieła – podkreśla krytyk.

Również artystka Katarzyna Wyszkowska zauważa, że "większość z nas doświadcza sztuki przede wszystkim za pośrednictwem Instagrama, co zwrotnie wpływa na planowanie i projektowanie wystaw".

– Galerie chętniej prezentują taki rodzaj twórczości, który jest przyjazny Instagramowi i dobrze wypada na zdjęciach, choć myślę, że niekoniecznie jest to w pełni świadoma motywacja. Stąd, moim zdaniem, częściowo wynika popularność dużych instalacji i tzw. zwrot scenograficzny w sztuce współczesnej – tłumaczy artystka.

Jednak muzeum to w końcu miejsce, które "fajnie" wygląda na Instagramie. Fajnie tam być, a jeszcze fajniej się pokazać. A potem pójść na kebaba.

Partytury w górę i golimy frajerów!

Wspomniałem o kebabie, bo nic bardziej ludowego niż to proste danie-symbol. Podział na kulturę wyższą i niższą, elitarną i masową jest tyleż sztuczny, co nieadekwatny. Jak zauważała na łamach Klubu Jagiellońskiego dr Daria Chibner, z kultury można czerpać na wiele różnorodnych sposobów. 

– "Niestety, ci wszyscy straszni, egzaltowani miłośnicy kultury wysokiej, drwiący z oglądających w kinie Batmana, istnieją tylko w głowach tych, którzy czują się zmuszeni wytłumaczyć ze swoich kulturalnych wyborów. Dalej jest to wciąż bitwa na odczuwanie przyjemności, gdzie jedni czują się lepsi od drugich. Tak jakby uczucie można było zasadnie zmierzyć bądź zważyć. W rzeczywistości większość ogląda i czyta dzieła z obu kategorii – zarówno te uznane za arcydzieła, jak i te zaliczane do tzw. guilty pleasure. Z różnych powodów. Na szczęście nie tylko dlatego, że sprawiają im frajdę" – pisała publicystka.

Jak podkreśla dalej Chibner, "kultura wysoka nie posiada monopolu na dostarczanie tych wszystkich dobroczynnych rzeczy, które zazwyczaj się jej przypisuje. Współcześnie podział na kulturę wysoką oraz niską jest coraz bardziej wątpliwy".

Jara cię Chopin? Super! Kręci cię Zenek? Też ok. To pierwsze doda ci klasowych punktów, to drugie niekoniecznie. Jeśli media społecznościowe nakręcają nasz narcyzm, to i nakręcają snobizm. O ile jednak z karmienia swojego ego niewiele pożytku, to z promocji Chopina i Polski już ciut więcej.



W końcu to wydarzenie na skalę światową, odbywające się rzadziej niż mundial piłkarski! Widzowie, swoim zainteresowaniem – także wyrażanym w hasztagach i wpisach – mogą zrobić więcej niż politycy. Co nie będzie trudne, bo ci nie robią dosłownie nic.

Tym sposobem "Misja Chopin 25" jest jeszcze gorzej promocyjnie zaopiekowana niż misja Sławosza Uznańskieg-Wiśniewskiego.

Więc, kochani fanatycy mazurków, chuligani polonezów, ultrasi nokturnów, szaliki w dłoni, do hymnu! Polska górą!

Tytułowa ilustracja została wygenerowana za pomocą sztucznej inteligencji.