Technologie stworzą nadludzi. Promptowanie będzie językiem elit

Każda epoka ma swoje wielkie dzieła. W średniowieczu były to katedry. Dziś chipy to cegły nowych katedr, świątyń nowoczesnego bożka, czyli sztucznej inteligencji – mówi Agnieszka Pilat, polsko-amerykańska artystka i pisarka działająca na styku robotyki, sztucznej inteligencji i sztuk pięknych.

Katedra

Pracowała dla Tesli i Google’a, gdzie malowała portrety maszyn. Dziś uczy malarstwa sztuczną inteligencję w Boston Dynamics. Tematyką technologiczną w sztuce zajęła się, gdy Paul Stein, przypadkowo poznany deweloper z Doliny Krzemowej, zaproponował, żeby coś dla niego namalowała. Tak powstały pierwsze portrety maszyn. Łączy to, co wydaje się niemożliwe: wrażliwość artystki z bezduszną technologią. A także krzemową wizję świata z białkową potrzebą piękna.

Z Agnieszką Pilat rozmawiamy podczas konferencji AI & Edu organizowanej przez Szkołę Główną Mikołaja Kopernika w Warszawie.

Agnieszka Pilat

Rafał Pikuła: W co wierzy Dolina Krzemowa?

Agnieszka Pilat: Ludzie zawsze potrzebowali w coś wierzyć. W świecie postreligijnym wierzą w nowych Bogów, bożków. Jedni wybierają horoskopy, inni teorie spiskowe, a kolejni wierzą w niepohamowany rozwój, a ich bożkiem jest sztuczna inteligencja. Musisz wiedzieć, że sztuczna inteligencja uwodzi ludzi tym samym, co religia. Daje odpowiedzi na trudne pytania, obiecuje odkupienie i wyzwolenie. Ustawia człowieka w odpowiednim miejscu w świecie. Nie dziwi więc, że niektórzy na serio czczą AI jak Boga. 


Religia była, może jest, opium dla mas. I używam tego cytatu we właściwym znaczeniu, czyli mówiąc nie jak o odurzającym narkotyku, ale jak o substancji, która uśmierza ból. Czy AI uśmierzy ból współczesnego człowieka?

Na pewno technologie uwalniają człowieka od wielu żmudnych, jałowych zajęć. Już pojawienie się pralki sprawiło, że kobiety mogły zająć się pracą zawodową czy rozwojem osobistym, bo miały w końcu więcej czasu. Teraz sztuczna inteligencja i inteligentne roboty mogą nas odciążyć od kolejnych zadań. Z drugiej jednak strony nowe technologie sprawiają, że jesteśmy przebodźcowani i coraz trudniej nam się skupić. Tak, w pewnym aspekcie żyje nam się łatwiej, lepiej, ale też żyjemy szybciej, nie męczy nas tak praca fizyczna jak kiedyś, ale męczy nas ciągłe bycie dostępnymi, bycie online, uzależnienie od tych wszystkich ułatwiaczy życia. 

Dodam, że religia obiecywała też równość. Przynajmniej ta chrześcijańska. Co prawda była to równość i sprawiedliwość dopiero w życiu po śmierci, ale za to wieczna. A technologie budują nam tu i teraz świat jeszcze większych nierówności. Dzielą ludzi na herosów i pariasów.

Tak, to widać. Można powiedzieć, że ludzie będą się dzielić na tych, którzy będą przeżywać realne życie, realne emocje, pojadą sobie do Grecji czy do Neapolu, przepłyną się statkiem po Morzu Śródziemnym, wybiorą się na safari, i na tych, którzy będą to przeżywać wyłącznie wirtualnie, w metawersie. Jedyne, na co będzie stać masy, to siedzenie w ciasnych mieszkankach z okularami VR. 

I znów będzie to trochę podział taki, jak jest, a raczej był, w Kościele, gdzie wąska kasta kapłanów miała dostęp do wiedzy i praktyk, a masy były biernymi odbiorcami. Taki może być ten Kościół przyszłości, Kościół AI, gdzie bogaci technies, właściciele technologii będą żyć na sto procent, a masy dostaną tylko erzac, zastępnik świata. I tym ostatnim wmówi się, że nie mogą podróżować, bo planeta płonie, bo trzeba ograniczyć konsumpcję i tak dalej. 

Podoba mi się ta analogia z Kościołem. W czasach jego świetności, w średniowieczu, panował tam naprawdę sztywny podział. Wynikało to chociażby z granic języka. Msze były po łacinie, a tą władały elity. Dziś taką łaciną jest język programowania? 

Tak, i na pewno język promptów. Kto wie, jak rozmawiać z maszyną, umie korzystać z AI jak z własnego asystenta, ten ma szansę dołączyć do elit. Albo w nich pozostać. 

Paradoksalnie to właśnie znajomość technologii, ich zrozumienie pozwoli utrzymać kontakt z realnym człowiekiem. Co będzie luksusem przyszłości? Ludzka obsługa. Sklep, gdzie zamiast samoobsługowych kas będzie człowiek, masaż wykonywany przez człowieka, infolinia premium z konsultantem, a nie botem po drugiej stronie. Na ten luksus być może stać będzie tylko elity, a, jak wspomnieliśmy, elitami będą właściciele technologii, technokracja. 

Jako artystka szerzej patrzysz na rzeczywistość, masz dużą wrażliwość, ale pracujesz też z robotami. Jak łączysz artystyczną duszę z bezduszną maszynerią?

Maluję rękami, ale też maluję za pomocą robotów. To trochę dwa oblicza sztuki. I, nawiązując do poprzednich kwestii, powstaje taki podział na “droższą” sztukę ludzką, tworzoną ręką człowieka, i tę tańszą, tworzoną przez roboty. 

Ale czy technologia w sztuce jest zła? Z założenia nie. W dawnych czasach artyści malarze sami robili swoje farby, byli chemikami, zbierali kwiaty, barwniki i tak dalej. Później pojawiała się rzemieślnicza produkcja farb i twórcy mogli sobie kupić gotowe farby. Czy wtedy ktoś oburzał się, że ci, którzy sami nie produkują farb, nie są prawdziwymi artystami? 

Technologie zmieniły sztukę i wciąż zmieniają. Ale różnica była taka, że zmieniały się narzędzia, a nie podmiot. Dziś AI chce zająć miejsce nie pędzla, ale artysty. To chyba różnica. 

Sztuczna inteligencja nie zabije artystów ani sztuki. Z jakiegoś powodu obrazy Gustava Klimta mają taką wartość, jaką mają, a tłumy przychodzą je oglądać, chociaż w IKEA można kupić ładną reprodukcję jego dzieła. Wracając do nierówności: bogaci pozwolą sobie na sztukę, część na oryginalne obrazy mniej lub bardziej uznanych twórców, reszta na reprodukcje masowych twórców. Gdy pojawiła się fotografia, ucierpieli ci, którzy malowali portrety, bo spadło zapotrzebowanie na nie, ale też pojawienie się fotografii sprawiło, że rozwinęły się nowe nurty w sztuce, futuryzm, kubizm, abstrakcjonizm. Jeśli fotografia potrafiła utrwalić wizerunek niemal jak malarz, to twórcy poszli w stronę, w której ta technologia była bezradna. 

Agnieszka Pilat i roboty psy Boston Dynamics

Może na chwilę odejdziemy od malarstwa na rzecz… dziennikarstwa. Dziennikarze boją się, że AI “zabierze” im pracę, bo będzie pisać za nich teksty. Dla większości ludzi nie ma znaczenia, że tekst napisał komputer, a obraz wygenerowała AI.

Pojawienie się internetu szeroko otworzyło szanse dla zawodów twórczych. Ludzie, którzy marzyli o pisaniu, ale nie mieli szansy dostać się do gazety, zakładali blogi. Artyści, których nie wpuszczano do galerii, zdobyli możliwość promowania siebie w sieci. To była wielka demokratyzacja. Ale to otwarcie ma dziś nowy etap. Dziennikarze martwili się, że mediaworkerzy podszywają się po nich, dziś to mediaworkerzy martwią się, że wygryzie ich AI. Ale dziennikarze na pewno zostaną, bo AI nie przeprowadzi takiego wywiadu jak ten, nie zrobi dziennikarstwa śledczego, nie napisze felietonu na podstawie własnych emocji.

Tak, dużo się mówi o tym, że AI sprawi, że w końcu, zamiast pisać teksty pod SEO, horoskopy czy ten cały content pod kliki, będziemy mogli się zająć jakościowym dziennikarstwem. Tylko czy w świecie erzacu, zastępników będzie ono potrzebne? 

Dla ludzi wrażliwych, świadomych tak. W ogóle popełniliśmy pewien błąd, zakładając, że rozwój edukacji, technologii i internet, z ogromnymi bazami wiedzy, z informacjami dostępnymi na żądanie, sprawi, że wszyscy będziemy świadomymi, wrażliwymi odbiorcami kultury. To, że ambitne spektakle teatralne można zobaczyć w dobrej jakości w sieci bez wychodzenia do teatru, nie sprawia, że wszyscy zaczęliśmy je oglądać. To, że dziś 100 procent z nas umie czytać, nie znaczy, że nagle wszyscy czytamy Prousta czy Joyce’a. Rozwój tak nie wygląda. 

Nasze przekonania a rzeczywistość. 

W ogóle te nasze przekonania to bardzo ciekawa rzecz. Wydaje nam się teraz, że żyjemy w wyjątkowych czasach, a prawda jest taka, że każde pokolenie tak uważało. Każde pokolenie narzekało na “młodzież” i wieszczyło, że po nich to już tylko koniec świata. A cóż, każdy ma swoją rewolucję, swoją historię. Co do rozwoju AI jestem umiarkowaną optymistką, w świecie zawsze były nierówności. Myślenie, że wystarczy zmienić tylko dwie, trzy rzeczy i zaczniemy żyć w raju, to naiwność, by nie powiedzieć dosadniej.