Pomoc dla dzieci w erotycznej sieci. Niech ochronią je telekomy

Rząd ma kolejny pomysł na poprawę naszego bezpieczeństwa. Tym razem chce zablokować dzieciom w internecie dostęp do szkodliwych treści dla dorosłych. A dokładniej chce, by telekomy wymyśliły, jak to zrobić. Te zaś rozkładają ręce. To, co proponuje rząd, już robią, a i tak dzieci oglądających nieodpowiednie materiały w sieci nie ubywa.

Blokady treści dla dorosłych w internecie

Powiedzmy sobie wprost: znalezienie filmów dla dorosłych w internecie jest dziecinnie proste. Szczególnie gdy najmłodsi większość czasu siedzą z nosami przyklejonymi do ekranów telefonów. Nie muszą odwiedzać znanych z takich właśnie treści specjalnych portali. Do nagości i seksu bez problemu można się dokopać w mediach społecznościowych, które nie nadążają z blokowaniem erotyki. Nawet jeśli rodzice ponakładają blokady na wszystkie serwisy, gdzie czaić się mogą erotyczne filmiki, to kolega prześle jakiś na WhatsAppie albo po prostu pokaże na swoim smartfonie w przerwie między lekcjami.

– Po***grafia [nieprzypadkowo gwiazdkujemy to słowo, nie chcemy wpaść na czarne listy Google'a - przyp. red.] w internecie jest wszechobecna. Dzieci spotykają się z nią w grach online, w mediach społecznościowych. Nawet ostatnio na Twitterze hulały w najlepsze treści po***graficzne i p***filskie. Nasze dzieci też mogą na nie trafić – mówi Magdalena Bigaj, medioznawczyni, założycielka Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa.

Wpisując Po**hub w wyszukiwarkę, wyskakuje mi link do Allegro.pl, gdzie sprzedawca o nazwie Oddblask_pl oferuje klientom bluzy z logiem serwisu, o zgrozo, w rozmiarze dziecięcym: 146 cm. Można zapytać, dlaczego ktoś oferuje dziecku bluzę z Po**huba? Odpowiedź jednak jest prosta: jest podaż, jest popyt.

Skalę zjawiska pokazują też najnowsze wyniki badania Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej wykonane wśród dzieci i młodzieży szkolnej we wszystkich 16 województwach w Polsce. Wynika z nich, że ponad połowa nastolatków chociaż raz widziała treści o charakterze seksualnym. Regularną, codzienną praktykę oglądania filmów czy zdjęć po***graficznych deklaruje niemal co czwarty nastolatek oraz częściej niż co piąty młodszy badany. Co piąty nastolatek wskazał, że jego kolega lub koleżanka ogląda po***grafię w internecie kilka razy dziennie bądź kilka razy w tygodniu. Dzieci pierwszy raz spotkały się z treścią po***graficzną w wieku niespełna 11 lat.

Pierwszą refleksję nad tym nieograniczonym zalewem treści – potencjalnie bardzo szkodliwych – rząd Mateusza Morawieckiego miał już trzy lata temu. Pod koniec 2019 roku oficjalnie zapowiedział, że na podmioty udostępniające materiały po***graficzne w internecie muszą zostać nałożone wymogi dotyczące weryfikacji wieku użytkownika. "Tak jak chronimy dzieci i młodzież przed alkoholem, tak jak zabraniamy narkotyków, tak też powinniśmy weryfikować dostęp do treści, do materiałów po***graficznych" – mówił Morawiecki.

Wstępny projekt prawa, które miało odciąć najmłodszych od treści erotycznych, przygotowało dosyć tajemnicze stowarzyszenie Twoja Sprawa. System ochrony nieletnich z założenia miał być dwustopniowy. Pierwszym jego elementem miał być obowiązek wprowadzenia kontroli wieku, tak by do treści po***graficznych mieli dostęp tylko pełnoletni. Zaś te serwisy, które tego obowiązku nie wypełnią, miały trafić do specjalnego rejestru domen zakazanych. Podobnego do funkcjonującego już od lat rejestru stron z nielegalnym hazardem, które odgórną administracyjną decyzją są blokowane.

Bardzo szybko powołano zespół, który miał zająć się wypracowaniem konsensusu. Równie szybko, co go powołano, zakończono prace nad projektem, oczywiście bez większych konkluzji. Teraz nagle rząd wrócił z pomysłem regulacji i tym razem zapowiada, że chce je doprowadzić do końca.

Politycy brzmią stanowczo. I może faktycznie nowe prawo zostanie uchwalone, szczególnie że zrzuca ono odpowiedzialność z rządu na telekomy.

Treści nieodpowiednie 

Oficjalna nazwa nowego projektu prawa brzmi: ustawa o ochronie małoletnich przed dostępem do treści nieodpowiednich w internecie. Ale niech nikogo nie zmyli ogólnikowość: słowo "nieodpowiednie" pada wyłącznie w nazwie ustawy, a w jej treści już twardo jest mowa o po***grafii. 

Podobnie jak twardo zaproponowane zostały nowe rozwiązania, a wśród nich obowiązek wypracowania jakiegoś mechanizmu ograniczenia dostępu do tych treści w sieci, który ma spoczywać na dostawcach usług telekomunikacyjnych. To oni mają stworzyć "bezpłatny, skuteczny i prosty w obsłudze" sposób, który umożliwi blokadę stron dla dorosłych. 

– Postawiliśmy na rozwiązanie, które sprowadza się do tego, że każda osoba, która w Polsce będzie chciała kupić telefon komórkowy czy jakąś usługę dostępu do internetu, będzie miała możliwość włączenia bezpłatnie skutecznego mechanizmu chroniącego przed dostępem do niepożądanych treści – tłumaczył na konferencji prasowej Janusz Cieszyński, minister w KPRM odpowiedzialny za cyfryzację.

Blokowanie stron po**o nie będzie obligatoryjne. Ci rodzice, którzy nie czują, że ich dzieci potrzebują ograniczenia takiego dostępu, nie będą musieli żadnych blokad wprowadzać. Za to ci, którzy jej sobie zażyczą, mają zgłosić się do dostawcy, który w ciągu 24 godzin musi włączyć usługę. Zrezygnować z niej można w dowolnym momencie.

Kluczowe jest to, że to na telekomach ma spocząć odpowiedzialność. I za stworzenie tych blokujących mechanizmów, i za promowanie ich. Wreszcie mają się też z tych działań co roku rozliczać, składając sprawozdania na biurku ministra cyfryzacji. Za niedostosowanie swoich systemów do nowych przepisów przewidziane są kary. Mają być one wysokie i sięgać nawet 3 proc. przychodu osiągniętego w poprzednim roku kalendarzowym. Niezależnie od kar nakładanych na firmę minister może także ukarać personalnie osoby zarządzające telekomem. W tym przypadku kara pieniężna może wynieść nawet 300 proc. jego miesięcznego wynagrodzenia.

Pupa Kim Kardashian 

Wszystko wydaje się proste. Tyle że nie dla samych telekomów. Oficjalnie oczywiście zapobiegawczo zapewniają, że dopiero przyglądają się nowym przepisom. – Analizujemy i dyskutujemy tę kwestię branżowo i wewnątrz firmy – tłumaczy Karol Wieczorek, PR Manager Netii. "Planujemy wziąć udział w konsultacjach nad projektem ustawy. W tej chwili pracujemy nad wypracowaniem naszego stanowiska na ten temat" – informuje Biuro Prasowe T-Mobile. Nieoficjalnie rozkładają ręce, bo zaproponowane przepisy są równie enigmatyczne, co pseudonimy gwiazd tej branży dla dorosłych.

Mecenas Paweł Milewski, partner w kancelarii Czupajło & Ciskowski, zauważa, że z projektu ustawy nie wynika nawet, jak dostawca usług internetowych ma definiować pojęcie treści po***graficznych, więc będzie musiał radzić sobie sam. – Są treści, które w oczywisty sposób tak zakwalifikujemy, ale dobrze wiemy, że w mediach społecznościowych krążą materiały, które w pierwszej kolejności nie trafią do tego worka, choć zdecydowanie powinny – tłumaczy Milewski.

– Zbliżają się wybory, wyborca musi widzieć, że rząd chce dbać o nasze dzieci – mówi z przekąsem Mariusz Busiło, prawnik i ekspert Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Busiło ocenia projekt KPRM-u jako absurdalny, oderwany od rzeczywistości i faktów. – Rząd zrzuca odpowiedzialność za wychowanie dzieci na telekomy, a ich zadaniem jest bycie rurą przekazania informacji z punktu A do punktu B w sposób niezmieniony. Moim zdaniem obowiązek ograniczania dostępu powinien spoczywać albo na dostawcy urządzeń (takie mechanizmy stosowane są już w systemach operacyjnych telefonów, tabletów czy w przeglądarkach internetowych), albo twórcy tych treści – mówi Busiło.

O identyfikowanie treści ostatnio pokłócił się Po**hub z Instagramem. Ten drugi pod koniec września usunął konto tego najsłynniejszego na świecie serwisu z po***grafią za wielokrotne naruszanie zasad platformy. W odpowiedzi Po**hub zarzucił Instagramowi niesprawiedliwość, bo o ile ten dał im bana, to nic nie robi choćby z taką Kim Kardashian, która ostatnio wrzuciła zdjęcie w pełni odsłoniętej pupy. Czy taka pupa ma także być blokowana zgodnie z polskimi przepisami? Nikt właściwie nie wie.

Zresztą zdjęcia i filmy dla dorosłych nie są mile widziane także przez Google'a. To dlatego w tym artykule "gwiazdkujemy" każde "to" słowo oraz nazwę serwisu z filmami 18+. Nie chcemy, by wyszukiwarka Google obniżyła nam swą ocenę.

Brytyjska telenowela z regulacjami 

Tak naprawdę to nikt do końca nie wie, jak skutecznie, ale bez przeregulowania, zadbać o ochronę dzieci przed treściami po**o. Szczególnie tymi najbardziej drastycznymi. I nie tylko w Polsce są takie problemy. Najlepiej widać, jak ogromny to problem, na przykładzie Wielkiej Brytanii, która już od niemal dekady zmaga się z próbami ograniczenia dostępu do treści po***graficznych. 

Na wyspach pierwsze próby oczyszczenia z nich internetu podjął już w 2013 roku ówczesny premier David Cameron. Plan był prosty: całkowity brak po***grafii w publicznie dostępnej sieci wi-fi i w kafejkach internetowych. Cameron chciał stworzyć "dobry, czysty" dostęp do bezpłatnego internetu. Oczywiście ten jakże genialny i prosty pomysł nie wypalił. Szczególnie że wraz z mobilną rewolucją kończył się czas kafejek, bo przecież każdy miał już internet w kieszeni w smartfonie.

Dlatego w kwietniu 2017 roku, gdy premierem była już Theresa May, zaproponowano specjalną Digital Economy Act, czyli ustawę regulującą wiele aspektów związanych z komunikacją cyfrową, w tym także wprowadzającą nowe zasady całkowicie blokujące dostęp do po***grafii dzieciom i osobom niepełnoletnim. W dużym skrócie ustawodawca chciał, aby strony po**o sprawdzały, czy użytkownik ma ukończone 18 lat, zanim obejrzy treści dla dorosłych. Każda firma internetowa mogła sama wybrać, w jaki sposób sprawdzić, czy użytkownik jest odpowiednio dorosły. Mogło to być weryfikowane za pomocą SMS-a, danych z karty kredytowej, skanu prawa jazdy, danych z paszportu czy innych systemów weryfikujących wiek. Gotowość do pracy z brytyjskimi regulatorami zgłosiła nawet sama branża po**o, do stołu z politykami zasiadł Mindgeek – hegemon branży i właściciel między innymi Po**huba i wytwórni Brazzers.

Projekt miał wejść w życie w 2018 roku, ale pojawiły się obawy o bezpieczeństwo danych użytkowników, więc start przełożono na wiosnę, a następnie na lato 2019 roku. Wtedy zaś okazało się, że w wyniku niedopatrzenia administracyjnego zapomniano o zmianach w prawie poinformować Komisję Europejską. Dlatego weryfikację wieku użytkowników stron z treściami dla dorosłych przełożono o kolejne pół roku, by w końcu... 16 października 2019 roku zupełnie z tego pomysłu zrezygnować.

W tym samym roku z jeszcze innym pomysłem na ograniczenie dzieciom dostępu do stron z po***grafią wyszła Australia. Użytkownik pojawiający się na nich musiałby pokazać swoją twarz, żeby algorytmy do rozpoznawania twarzy zweryfikował jego tożsamość i wiek. Ten projekt spotkał się z jeszcze większą krytyką niż brytyjskie pomysły i został szybko zarzucony.

Wszyscy chcą regulować

Co nie znaczy, że globalnie zarzucono próby zrobienia jako takiego porządku na tym podwórku. Wręcz przeciwnie: na początku września tego roku nowa premier Wielkiej Brytanii Liz Truss wróciła do tematu, sygnalizując, że chce "poprawek", aby upewnić się, że ustawa nie zaszkodzi wolności słowa, jednak od tej zapowiedzi zapadła cisza.

Za to za temat zabrała się Komisja Europejska i w maju tego roku przyjęła nową strategię na rzecz lepszego internetu dla dzieci. Ma ona poprawić jakość usług cyfrowych, aby były lepiej dostosowane do wieku najmłodszych użytkowników oraz by zapewniły, że każde dziecko jest chronione, upodmiotowione i szanowane w internecie. W ramach projektu Cyfrowej Dekady Komisja będzie wspierać opracowanie unijnego kodeksu dotyczącego dostosowania usług cyfrowych do wieku. Ma także wystosować zlecenie wprowadzenia europejskiej normy weryfikacji wieku online. 

To wciąż bardzo ogólne zapowiedzi, ale wskazujące, że problem negatywnego wpływu treści po***graficznych na dzieci to nie jest sezonowe zjawisko. – Wygląda na to, że wiele w kwestii ochrony dzieci w sieci się wydarzy i nie tylko na poziomie europejskim, ale i krajowym. Moim zdaniem wbrew powszechnej opinii nie wynika to z pokrzykiwania Jarosława Kaczyńskiego, że weźmie się za internet, a z tego że Unia Europejska położyła teraz duży nacisk na ochronę dzieci w internecie. Pomysły Unii nie idą zwykle w próżnię, ale muszą się przełożyć na działania państw, więc niewykluczone, że tutaj mamy też do czynienia po prostu z wywiązaniem się z pewnych zobowiązań – przekonuje Magdalena Bigaj. 

Rodzice nic nie wiedzą

O tym, że dzieci mają zbyt łatwy dostęp do treści po***graficznych w sieci, od lat alarmują organizacje i aktywiści. Podobnie jak podkreślają, że nie mają świadomości tego problemu sami rodzice. Z badania NASK wynika, że tylko co dziesiąty rodzic (9 proc.) zadeklarował, że jego dziecko widziało po***grafię w internecie. Dwóch na trzech rodziców twierdzi, że dziecko nie miało kontaktu z takimi treściami (64,5 proc.), a co czwarty (26,4 proc.) nie ma na ten temat wiedzy.

Fot. Natalia Varlamova

Nic dziwnego, że są oni tak nieświadomi, gdy tylko 23,8 proc. nastolatków rozmawiało ze swoimi rodzicami o zjawisku po***grafii w sieci. Za to ponad połowa zadeklarowała, że rodzice nigdy nie przeprowadzili z nimi takiej rozmowy. Eksperci NASK tłumaczą, że problem po***grafii cyfrowej jest przez rodziców bagatelizowany, brakuje im gotowości bądź scenariuszy do prowadzenia tego typu rozmów.

– Rodzice obawiają się, że poruszenie tego tematu zwróci uwagę dzieci na po***grafię, bo przecież dziecko mogło jeszcze nie słyszeć o niej, albo jeśli wie, to może jeszcze nie widziało filmów po***graficznych – tłumaczy Bigaj. I podkreśla, że przecież takie rozmowy są kluczowe i mają szansę lepiej zadziałać niż najdoskonalsze nawet technologiczne zapory do banowania.

– Nie ma takich zabezpieczeń, których zmotywowany nastolatek nie złamie i o tym trzeba wiedzieć. Pod ręką jest mnóstwo narzędzi do tego, aby obejść obostrzenia, zresztą pierwszy z brzegu VPN pokazuje, jak łatwo oszukać system – podkreśla Mariusz Busiło.

Szczególnie że ten już w pewnych formach działa. W T-Mobile jest dostępna usługa "Dzieci w Sieci", która pozwala rodzicom zarządzać treściami, jakie dziecko przegląda na swoim telefonie. Play ma w swojej ofercie rozwiązania takie jak kontrola rodzicielska na dekoderach czy usługa "Bezpieczna Rodzina", dzięki której rodzice mają pełny dostęp do informacji o lokalizacji dziecka, a także do ustawień zapewniających jego bezpieczeństwo w sieci. Także niemal każdy system operacyjny telefonu, tabletu czy komputera mają opcję kontroli rodzicielskiej, którą od ręki można włączyć, zanim da się małoletniemu dostęp do urządzenia. Na rynku dostępne też są usługi firm komercyjnych, które dają dostęp do filtrów rodzicielskich, blokujących możliwość wejścia na serwisy z treściami po***graficznymi oraz uniemożliwiają zapisywanie niektórych plików.

Część rozwiązań jest darmowa, a za część trzeba zapłacić kilka, kilkanaście złotych. A po***grafia jak wśród dzieciaków była oglądana, tak wciąż jest. – Z jednej strony potrzebujemy edukacji seksualnej dla dzieci, a z drugiej strony edukacji cyfrowej dla rodziców, aby byli świadomi, z czym ich dzieci mogą się spotkać w sieci i potrafili o tym rozmawiać. Tylko holistyczne podejście ma sens – zaznacza Bigaj. 

Kwestia roli rodzica w projekcie KPRM-u jest również podjęta. "Wprowadzenie proponowanego rozwiązania w dużej mierze zależy od poziomu świadomości rodziców o zagrożeniach, których źródłem jest internet, w szczególności zawartość stron z treściami po***graficznymi" – napisano w uzasadnieniu. Brzmi świetnie.

8 lat temu grupa posłów pod przewodnictwem Beaty Kempy pracowała już nad uchwałą zakazującą po**o dla dzieci. Wtedy Piotr "Vagla" Waglowski, prawnik zajmujący się regulacjami internetu, ironicznie porównał zagwarantowanie internetu bez po***grafii do umożliwienia ludziom teleportacji.

Można próbować. Ale wciąż najbardziej prawdopodobne jest to do osiągnięcia w filmach science fiction.

Zdjęcie tytułowe: fot. Stenko Vlad / Shutterstock.com
Data publikacji: 17.10.2022 r.