Dziewczyna-szczeniak nie narzeka na brak fanów i pieniędzy. Właśnie powstaje nowa grupa influencerów: porno-amatorzy

Poudajesz psa, pokażesz trochę swoich nagich fotek, może nagrasz jakiś filmik. I wcale nie musisz wpadać w macki wielkiego biznesu porno. Po jutuberach i instagramerach przyszła pora na modelki porno z influencerskimi ambicjami. Witajcie w świecie OnlyFans.

07.08.2020 05.36
OnlyFans to niby zwykły serwis społecznościowy. Tyle, że nie ściga za nagość

„Pod koniec stycznia straciłam pracę z powodu COVID-19, zwolnili wszystkich lub „zwolnili tymczasowo”, jak to nazywali, ale nigdy nie zatrudnili nas ponownie. Teraz zarabiam na pełny etat i pracuję w domu! (…) Zaczęłam pracować w OnlyFans z desperacji, teraz zarabiam więcej niż to w swojej dotychczasowej pracy” – pisze na Reddicie Lucy. Aby potwierdzić, że to prawda, dodaje zdjęcie w mocno wydekoltowanej bluzce. 

Ta historia, choć brzmi trochę jak mail od nigeryjskiego spadkobiercy majątku czy porady stockowego specjalisty od giełdy, jest jak najbardziej prawdziwa. Lucy to jedna z dziesiątek, może nawet setek tysięcy pracownic seksualnych, które zamiast trafić do profesjonalnego przemysłu porno zaczęła działać sama, z domu i do tego w serwisie społecznościowym. Jest coraz więcej ludzi takich jak ona – pojawiła się bowiem idealna platforma, by mogli zarabiać. OnlyFans to nie pruderyjny Facebook karzący blokadami za złamanie legendarnego „protokołu cycki” ani YouTube, na którym trzeba mieć miliony odsłon, by zacząć zarabiać. 

Na OnlyFans próg wejścia jest minimalny. Wystarczą chęci, ciało i bezpruderyjność. Choć biznesowy sukces póki co nie oszałamia, dla porno-amatorów z influencerskimi ambicjami to wręcz dar z nieba. 

Reguła 34 w życiu

OnlyFans jest doskonałym dowodem na prawdziwość legendarnej internetowej reguły 34, która mówi: „jeśli coś istnieje, to znaczy, że jest tego wersja porno”. 

Na pierwszy rzut oka to kolejny serwis społecznościowy, który dodatkowo ułatwia pobieranie opłat za udostępnione treści. Tyle że nie jest tak purytański, jak Facebook. Złowieszczy algorytm nie skanuje fotografii w poszukiwaniu sutków. Nie ma tu moderacji, która szybko wyłączy możliwość zarabiania na filmie łamiącym zasady społeczności. Tu (niemal) wszystko jest dozwolone. A im więcej można, tym większe prawdopodobieństwo, że ludzie wykorzystają to do udostępniania pornografii.

Steve Pym, szef marketingu serwisu zapewnia, że jedynie 60 proc. twórców udostępnia w nim treści dla dorosłych. Pym oczywiście chętnie wymienia użytkowników, którzy rzeczywiście założyli tu konta specjalnie dla swoich tradycyjnych fanów. Wśród gwiazd, które promują coś innego niż pornografię, jest choćby wrestler Enzo Amore (od czasu do czasu wrzuca płatne materiały filmowe). Jest też komik Luis J. Gomez, który znalazł wygodny sposób na sprzedaż swoich występów. 

Pozornie OnlyFans rzeczywiście to jedynie serwis udostępniający ludziom przestrzeń do monetyzacji swojej twórczości. Zasada działania serwisu jest prosta. Twórca treści wrzuca do serwisu film lub zdjęcie i decyduje, czy chce, aby było ono dostępne publicznie, czy też każe za dostęp do nich zapłacić. Najbardziej popularnym modelem zarobkowym jest subskrypcja. Aby w ogóle móc podejrzeć, co dzieje się na profilu twórcy, trzeba zaobserwować jego kanał.

To dostawca treści decyduje, ile zażąda za dostęp do swoich filmów czy zdjęć. Przeglądając serwis, łatwo zauważyć, że znaczna większość profili jest zamknięta, a otworzyć je może tylko stosowna opłata. Serwis domyślnie nie pozwala na zobaczenie treści profilu kogokolwiek, jeśli go nie zaobserwujemy – tu twórca może wybrać, czy subskrypcja ma być płatna, czy nie. Niektórzy twórcy pozwalają jednak podejrzeć co nieco i bez wydawania pieniędzy, raczej w ramach autopromocji. 

Wszystko wygląda dosyć zwyczajnie. Przeszłość założycieli OnlyFans wskazuje jednak, że od początku chcieli oni stworzyć serwis, który stanie się domem dla amatorskiej pornografii.

Zuckerberg branży porno

Serwis OnlyFans ruszył w 2016 roku, ale wtedy nie było wiadomo przesadnie wiele o tym, kto za nim stoi. Brytyjska spółka macierzysta Fenix International Limited jeszcze w zeszłym roku nie posiadała nawet strony internetowej. Dzisiaj pod tą nazwą znaleźć można firmę, która oferuje usługi od ochrony danych, poprzez tworzenie aplikacji mobilnych, przetwarzanie w chmurze, a także... sztuczną inteligencję i uczenie maszynowe. Poza kilkoma skromnymi informacjami i formularzem kontaktu nie chwali się żadnymi szczegółami swojego funkcjonowania. Sprawdziliśmy podany w stopce adres i okazało się, iż w tym samym budynku znajduje się firma oferująca tzw. wirtualne biura. Ta usługa umożliwia rejestrację działalności w prestiżowej londyńskiej lokalizacji, ale jednocześnie nie jest to fizyczna siedziba przedsiębiorstwa. 

Jacob Bernstein z New York Times na początku 2019 opublikował wyniki swojego śledztwa, w którym dotarł do osób zarządzających serwisem. Nie było to łatwe, bo rzecznik prasowy firmy nie chciał ujawnić, kim są jego klienci. Okazało się, iż za biznesem stoi Tim Stokey, nazywany czasem przez dziennikarzy „Markiem Zuckerbergiem branży porno”. Brytyjczyk od lat zajmuje się serwisami pornograficznymi, początkowo prowadząc erotyczny serwis GlamGirls, a potem Customs4U, który pozwalał (i dalej pozwala, choć serwis dawno nie był aktualizowany) tworzyć pornograficzne treści wideo w odpowiedzi na życzenia użytkowników. 

Drugą istotną dla Feniksa postacią jest jeden z jego dyrektorów – Leo Radvinsky, od dwóch lat jeden z właścicieli serwisu. Kim jest Radvinsky? Właścicielem jednego z największych serwisów z kamerkami erotycznymi. On również nieprzesadnie chwali się swoimi dokonaniami. Jego strona internetowa informuje jedynie, iż prowadzi on fundusz venture capital, który zajmuje się zarządzaniem danymi, usługami płatności w sieci i reklamami internetowymi. „Guardian” podaje również, że wytoczono przeciwko niemu trzy sprawy sądowe dotyczące phishingu i naruszania patentów. 

Porno-influencerki 

Ale samych onlyfancerów właściciele serwisu nieszczególnie interesują. Magda mówi mi, że konto założyła po rozstaniu z chłopakiem: – Byłam w takim dole, że nagle wszystkie głupie decyzje wydawały się cudowne.

Tyle że już ciągu doby od założenia konta jej rodzice dostali screeny z zamkniętego profilu na Instagramie (aby móc oglądać zdjęcia, osoba zarządzająca nim musi zaakceptować prośbę o obserwowanie), gdzie Magda informowała, że założyła konto na OnlyFans i zachęcała, by ją tam oglądać i płacić. – Moja mama była zawiedziona mocno, ale następnego dnia to ona próbowała mnie pocieszyć, a nie ja ją – opowiada dziewczyna. 

Dziewczyna ma 20 lat i mieszka na Pomorzu. Właśnie skończyła technikum i niecierpliwie czeka na wyniki matur. Chce studiować psychoseksuologię, a jeśli nie dostanie się ten kierunek, to myśli też o anglistyce lub kryminologii. – Planuję zostać seksuologiem, ludzie teraz są na tyle odważni, żeby w końcu szukać pomocy u psychiatrów, psychologów i nawet seksuologów. Bardzo chcę pomagać ludziom, którzy mają problemy z własną seksualnością – opowiada nam.

Może z myślą o takiej właśnie przyszłości jakiś czas temu dezaktywowała konto na OnlyFans, które prowadziła trzy miesiące. Publikowała na nim erotyczne fotografie. Przestała, bo poczuła, że za bardzo przypomina jej to pracę i nie czerpie z tego przyjemności. Na horyzoncie pojawił się również ktoś, na kim jej zależy.

Dla Katarzyny Pilichowicz OnlyFans nigdy nie było zabawą. Kiedy proszę ją o rozmowę, chętnie się zgadza i mówi, że nie musi być anonimowa w tekście, który piszę. Wręcz przeciwnie – każda promocja się przyda. Z profilu na Facebooku, który podpisany jest jej imieniem i nazwiskiem, spogląda młoda dziewczyna w samym staniku i z niewielkim tatuażem pod szyją „Error” napisanym gotyckim fontem. Ten profil, jak i wszystkie jej inne media społecznościowe uzbrojone są w linki prowadzące do profilu na OnlyFans. 

Jej Facebooka obserwuje 13 tys. użytkowników, Instagrama 12 tys. Zawsze coś, choć do ligi prawdziwych influencerów, co najwyżej takich mikro o wiele za mało. Za to na Twitterze Katarzyna chwali się, że jest w czołówce gwiazd sprzedających swoje zdjęcia i filmy na OF. 

Chociaż w swoich oficjalnych kanałach pisze, że mieszka w Tokio, tak naprawdę żyje w ledwie 19-tysięcznym Gostyninie na Mazowszu. Ma 22 lata i jak mówi, cały swój czas poświęca na „pracę seksualną”, którą zaczęła zaraz po zakończeniu edukacji. – Zaczęłam pod wpływem osób, które mi mówiły, że mogę w tym być dobra. Akurat wtedy zbierałam pieniądze na przeprowadzkę i studia, więc spróbowałam. Bardzo się cieszę z tej decyzji, bo naprawdę bardzo lubię swoją branżę – opowiada Katarzyna.

Koronawirus pompuje biznes 

W sieci można znaleźć wiele historii o ludziach, którzy stracili pracę ze względu na COVID-19 i dlatego próbowali swoich sił w amatorskiej pornografii. W Australii skala tego zjawiska była tak duża, że przed zaangażowaniem się w tę branżę przestrzegała nawet australijska komisarz do spraw cyberbezpieczeństwa Julie Inman Grant. Przypominała ona twórcom tworzącym m.in. dla OnlyFans, że ich materiały mogą wyciec do szerszego obiegu sieci. 

To, że przedstawicielka rządu ze wszystkich serwisów porno wymieniła właśnie OnlyFans, ma swoje konkretne uzasadnienie. Serwis ten przeżywa istny boom. Pod koniec kwietnia 2020 roku portal DailyMail podał, że od początku tego roku aż 20 tys. Australijczyków zarejestrowało się w serwisie, z czego 5 tys. jako twórcy. 

Część z nich właśnie z takich powodów jak Lucy z Reddita, która już w styczniu straciła pracę z powodu pandemii. Pracowała na polu medycznej marihuany, ale nawet jak już sytuacja się ustabilizuje, nie zamierza tam wracać. – Bardzo lubię OF, ale w dalszej perspektywie wolałabym kontynuować naukę i rozpocząć pracę jako mikrobiolog. Może jednak zostanę w tym serwisie bardzo długo. Wszystko będzie zależało od tego, jaka droga będzie najlepsza, żeby móc opiekować się moimi bliskimi – opisuje na Reddicie. 

Na OnlyFans ma dwa konta. Jedno można oglądać za darmo, ale to tylko sneak peek. Wszystkie intymne części ciała są zakryte czarnym paskiem. Dopiero na drugim koncie, już oczywiście płatnym, pokazuje się zupełnie nago. 

Historii ludzi, którzy uznali, że amatorskie-społecznościowe porno to idealne remedium na bezrobocie w czasach lock downu, jest o wiele więcej. BBC przywołuje historię 32-letniego mężczyzny, który również stracił pracę przez pandemię. – Aplikowałem do każdej pracy, jaką mogłem znaleźć, choćby do wszystkich supermarketów – opowiada Mark i dodaje, że w pewnym momencie kolega zasugerował mu OnlyFans. A tam w ciągu kilku miesięcy zarobił ponad 1500 dolarów.

– OnlyFans zapłacił mój czynsz, zapłacił za moje jedzenie i utrzymanie samochodu. Serwis dosłownie zapłacił za wszystko, co jest niezbędne do życia – zachwala mężczyzna.

Głośno ostatnio zrobiło się o dziewczynie, która rzuciła pracę w salonie optycznym, aby na cały etat... udawać psa. 21-letnia Jenna Phillips znana teraz jako YourPuppyGirl w wywiadzie dla popularnego brytyjskiego serwisu Unilad mówi, że czuje się psem, lubi się tarzać, przepada za głaskaniem i dla tego życia porzuciła spokojną i bezpieczną pracę optyka. Ale nie ma co się oszukiwać: nie chodzi o to, co lubi, tylko o realizację fetyszu, za który ludzie są skłonni zapłacić. Media donosiły, że jej zarobki na OnlyFans osiągnęły sześciocyfrowe sumy, a więc setki tysięcy dolarów. Choć brzmi to jak szaleństwo, a sama Jenna wydaje się być ekscentryczna, to z jej wypowiedzi bije ogromna świadomość rynku. Dziewczyna ruch na OnlyFans przepompowuje z TikToka, gdzie ma ponad 100 tys. obserwujących. Czy raczej miała, bo jej konto już nie działa. Być może po nagłośnieniu jej historii reklama z TikToka przestała być potrzebna.

– Zauważyłam ogromny wzrost subskrybujących, gdy zaczęłam robić „psie treści”. Większość materiałów z odgrywania szczeniaków stworzona jest dla gejów. Pomyślałam: walić to! Dlaczego nie miałabym stworzyć własnego rynku? Wiem, że jest na to zapotrzebowanie, więc dlaczego mam nie wyjść mu naprzeciw? – mówi Phillips. Oczywiście im bardziej perwersyjne treści, tym więcej jest w stanie zarobić. Na tyle dużo, że stało się to jej pełnoetatową pracą.

Uberyzacja porno 

Lucy, której AMA (Ask Me Anything, czyli zapytaj mnie o wszystko), było jednym z najpopularniejszych w ostatnim czasie wątków na Reddicie, mówi, że na OnlyFans jest w stanie zarobić od 3 tys. do 6 tys. dolarów miesięcznie. Pod jej postem szybko pojawiły się komentarze, że to raczej niemożliwe. Sugerowano, że 2 tys. dolarów faktycznie można zarobić, ale dopiero, gdy jest się w pobliżu 5 proc. najpopularniejszych twórców. Od razu pojawiły się zarzuty, iż Lucy swój post przygotowała tylko po to, aby wypromować profil, a zarobki, jakimi się chwali, są podpompowane, by zachęcić kolejne osoby do płacenia.

Jakby nie było, dziewczyna twierdzi, że pracuje od 20 do 55 godzin tygodniowo. – W gruncie rzeczy pracy jest sporo, ale nieporównywalnie mniej niż w niektórych branżach – zapewnia.  

Kluczem do sukcesu tego serwisu jednak jest nie tyle zaoferowanie jego twórcom zarobków podobnych do tych, jakie mają mainstreamowi influencerzy, tylko wypełnienie niszy i przyciągnięcie ruchu z innych serwisów społecznościowych, które walczą z nieprzyzwoitymi treściami. Potwierdza to Magda z Pomorza. Opowiada, że jej zarobki na OnlyFans nigdy nie były wysokie, bo nie bardzo umiała wybić się w mediach społecznościowych, a promowanie się na zewnątrz jest kluczowe. Tam, gdzie algorytmy zabraniają nagości, tam pojawiają się ocenzurowane fotki i linki do OnlyFans, aby… zobaczyć więcej lub nawet wszystko.  

Pokazuje mi screeny ze swojego konta na Twitterze. Na nich dziewczyna w dość odważnej bieliźnie i pończochach, a w treści zachęta, żeby zajrzeć na jej konto na OnlyFans, bo to właśnie tam zarabia. – Codziennie trzeba wstawiać post najlepiej ze zdjęciami, jakiś tekst zachęcający i warto podać linki. O, i dużo hasztagów – mówi Magda. – Również na Reddicie da się wypromować, ale ja za cholerę nie wiem, jak on działa. Na Instagramie z softami (softy to w slangu młodzieżowym po prostu zdjęcia w bieliźnie – przyp. red.) miałam po prostu podany link.

Magda w ciągu trzech miesięcy zebrała zaledwie 7 obserwujących, a to pozwoliło jej na zarobek ok. 100 złotych miesięcznie. Do serwisu wrzuciła w sumie 22 zdjęcia i 2 filmy. 

Z polskiej perspektywy 2 tys. dol. miesięcznie (ponad 7 tys. zł), o których wspominają użytkownicy Reddita, może wydawać się niemałą kwotą, ale w USA już tak nie jest, bo średnia wynagrodzeń w 2019 r. wyniosła ok. 4 tys. dol. Czyli zarobki z OnlyFans w większości przypadków można włożyć raczej do szufladki dodatkowych fuch niż prawdziwego influencerstwa. 

I tak, jak w przypadku kierowców Ubera czy dostawców z DoorDash lub Postmates, ani Lucy, ani Magda, ani nawet Katarzyna nie są zatrudnione przecież przez OnlyFans. Wszyscy ci pracownicy to najwyżej uczestnicy gig economy. Owszem, pracujący dla platform, ale nie za stałe zarobki, a jedynie za to, że serwisy oferują im techniczne rozwiązania umożliwiające kontakt z klientami oraz możliwość bezpiecznej płatności. OnlyFans wydaje się więc, podobnie jak Uber, usługą idealnie skrojoną dla tych, którzy chcą sobie dorobić, ewentualnie zdywersyfikować dochód lub - tak jak niektórzy bohaterowie tego tekstu - poradzić sobie w czasie kryzysu.

Dezynfekcja zabawek 

Choć oczywiście dla najbardziej zaangażowanych gig-porno może stać się stałym źródłem dochodów. Katarzyna wrzuciła do serwisu już 116 zdjęć i 122 filmów. Na jej profilu znajdziecie nie tylko erotykę i zdjęcia pornograficzne, ale także filmy ze stosunków seksualnych. – Dorabiam sobie czasem jako escorta (escort girl, dziewczyna do towarzystwa przyp. red.), ale generalnie OnlyFans to moja jedyna praca – opowiada. Gdy pytam o zarobki, Katarzyna twierdzi, że można się z tego utrzymać. Ona sama zarabia ok. 8-10 tys. złotych miesięcznie, a swój profil założyła dopiero w marcu tego roku. Ile osób obserwuje ją na OF, nie wiadomo, bo serwis nie ujawnia takich danych oficjalnie. 

Opowiada, że praca na OF zajmuje jej ok. 3-4 godzin dziennie. – Nagranie czegoś, lekkie montowanie, zajmowanie się osobami na OF i reklamowanie tego w social mediach – wymienia Katarzyna. Jednak samo nagrywanie i publikowanie to nie wszystko. Na przygotowanie składa się „makijaż, włosy, przygotowanie akcesoriów do nagrań (dezynfekcja zabawek) i miejsca, w którym nagrywam”. 

Katarzyna, czy też Kichi, jak nazywa siebie na OF, mówi, że wcześniej sprzedawała swoje nagie zdjęcia na Snapchacie, ale dopiero serwis Stokeya i Radvinskiego ułatwił jej kwestie płatności. I rzeczywiście, zasady jakie w nim obowiązują, są wyjątkowo proste. Nie ma jak na YouTubie skomplikowanego algorytmu, który wylicza, ile to twórca powinien dostać pieniędzy w ramach podziału zysków z reklam. 

Zamiast tego obowiązuje zasada 80/20. Twórca treści otrzymuje 80 proc. tego, co wpłacą użytkownicy subskrybujący jego profil. Serwis bierze resztę. Aby móc korzystać z serwisu, bezwzględnie trzeba podać dane do płatności. Twórca musi dodatkowo przesłać dokument tożsamości, aby potwierdzić, że ma ukończone 18 lat. Magda mówi mi, że weryfikacja trwa od 24 do 48 godzin. Pieniądze również przychodzą na kartę. I to wszystko. 

Prawie za darmo 

W dokumencie Netfliksa „Hot Girls Wanted: Turned On”, który pokazuje nowe oblicza pornografii, pojawiła się informacja, że w 2016 roku zaledwie 3 proc. użytkowników płaciło za tego typu treści w sieci. Dzisiaj branża jest już w zupełnie innym miejscu, a Pornhub i inne popularne serwisu oferujące darmową pornografię rosną w siłę. Równolegle częściej pojawiają się głosy, że należy płacić za porno – tak mówi choćby reżyserka Erika Lust, argumentując, że ludzie żyjący z tego biznesu mogą przechodzić trudne chwile, w przeciwieństwie do wielkich serwisów z treściami. 

Rodzi się pytanie, dlaczego poszukiwacze porno decydują się płacić amatorom na szemranym serwisie? Według Katarzyny stoi za tym społecznościowy charakter tego medium: ludzie mają wpływ na materiały, które się u niej pojawiają. 

– Widzowie mają szansę u mnie zobaczyć coś, co lubią i wiedzą, że nagrywam to specjalnie dla nich. Porozmawiać ze mną też można, jakiś po prostu kontakt nawiązać z osobą na nagraniu.

Potwierdza to Magda. Mówi mi, że większość jej subskrybentów to ludzie, z którymi utrzymywała relacje. – Kilka subskrybujących mnie osób to byli ludzie, z którymi rozmawiałam jakiś czas. Tylko dwie osoby były natarczywe i pisały, żebym zrobiła coś, czego nie chciałam – mówi Magda. 

Katarzyna wprost przyznaje, że zadowolenie jej widzów motywuje ją do pracy: – Często pytam, co chcieliby zobaczyć. Dzięki nim wpadam na nowe pomysły, bardzo lubię mieć kontakt z fanami – zachwala. 

Dokument Netfliksa prowadzi do podobnych wniosków. W jednym z odcinków analizowany jest fenomen kamerek internetowych i tam również mocno podkreślony jest osobisty charakter relacji między widzem a odbiorcą. Ten drugi jest w stanie sowicie opłacać twórcę, nawet jeśli relacja nie ma charakteru ściśle seksualnego. 

Zawód: onlyfaner 

Lucy podkreślała, że na OF widziała twórców we wszystkich kształtach, rozmiarach, płciach, rasach, fetyszach i fantazjach. – Cieszy mnie, że istnieje korelacja między wysiłkiem a sukcesem. A nie jak zwykło się wierzyć w naszym społeczeństwie, że trzeba być idealnie pięknym, aby odnieść sukces – pisze dziewczyna na Reddicie. Jenna Phillips, która nie wygląda jak „króliczek” Playboya, za to aportuje rzuconą jej piłkę i oblizuje się na widok mięsa, udowodnia, że to rzeczywiście może być sprawa.

Magda twierdzi, że na razie nie planuje wrócić do serwisu, ale gdyby udało jej się znaleźć więcej odwagi na promowanie się w sieci i znalazłaby partnera, któremu by to nie przeszkadzało, to dlaczego by nie. Z kolei Katarzyna przeszła odwrotną drogę. Zaczęła pracować w społecznościowym seksbiznesie, by zebrać pieniądze na przeprowadzkę i studia. Teraz o edukacji, choćby na ASP, myśli już tylko jako o hobby. – Planuję otworzyć własny salon tatuażu i piercingu. Kiedyś to były nieśmiałe plany, których nie spełniłabym, gdyby nie obecne życie – zarzeka się.