Jednym z najbardziej cyberpunkowych krajów świata jest... Turkmenistan
W Turkmenistanie dostęp do prawdy i pełnego Internetu stał się luksusem zarezerwowanym dla najzamożniejszych. Autorytarne blokady i cenzura nie służą wyłącznie kontroli społecznej, lecz przede wszystkim… biznesowi.

Turkmenistan od lat pozostaje jednym z najbardziej zamkniętych reżimów świata - kraj rządzony żelazną ręką przez rodzinę Berdimuhamedowów konsekwentnie zajmuje ostatnie miejsca w rankingach wolności słowa i przejrzystości. W Indeksie Wolności Prasy Reporters Without Borders z bieżącego roku Turkmenistan zajął 174. miejsce na 180 sklasyfikowanych państw, zaś Freedom House ocenił wolność obywatelską na 1 punkt na 100 możliwych. Imponujący blichtr stolicy, Aszchabadu - zwanej Miastem z białego marmuru - kryje bowiem system represji i korupcji na najwyższym szczeblu.
Za murami tej marmurowej scenografii kryje się rozbudowany aparat państwowy, w którym kluczowe sektory gospodarki, w tym telekomunikacja, pozostają w rękach osób zaufanych prezydenckiej dynastii lub samego państwa. W praktyce oznacza to, że niemal każdy aspekt dostępu do Internetu można uzależnić od łapówki lub przynależności do wąskiej elity. Szacuje się, że przychody z tego internetowego biznesu mają zrekompensować straty poniesione na skutek wymuszonej emigracji - miliony Turkmenów wyjechały w ostatniej dekadzie, głównie do Turcji i Rosji.
To też jest ciekawe:
Żelazna kurtyna online

Od momentu wprowadzenia Internetu w Turkmenistanie jego obywatelom odmawiano dostępu do globalnych serwisów społecznościowych i komunikatorów. Z oficjalnych statystyk wynika, że blokadę na YouTube’a, Facebooka, Instagrama, WhatsAppa, TikToka, Discorda, Signala, IMO czy Telegrama wprowadzono już z początkiem poprzedniej dekady, przez co kraj stracił według organizacji Progres Foundation nawet 8 proc. PKB rocznie.
Co więcej, kuriozalna w założeniu procedura zmuszała użytkowników do przysięgi na Koranie, że nie będą korzystać z VPN-ów. W razie złamania zakazu groziła grzywna w wysokości 1500 manatów, co stanowi równowartość przeciętnej miesięcznej pensji. Jednak brak oficjalnego wykazu zakazanych witryn jedynie potęgował atmosferę niepewności i strachu - mieszkańcy Turkmenistanu nigdy nie wiedzieli, kiedy i jakie usługi znikną z sieci.
Kartele cenzury

Najbardziej perwersyjnym elementem turkmeńskiej blokady Internetu jest fakt, że ci sami urzędnicy, którzy za dnia nakładają filtry i wycinają kolejne protokoły, nocą sprzedają pełny dostęp do sieci jako usługę premium. Departament Cyberbezpieczeństwa - odpowiedzialny za wdrażanie blokad i zakazy - jednocześnie oferuje płatne VPN-y, zestawy do odfiltrowania treści czy indywidualne listy białych IP.
Im bardziej pogarsza się jakość i dostępność Internetu, tym większe jest zapotrzebowanie na te nieoficjalne usługi. Klienci muszą jednak przygotować się na wykładane łapówki od kilkuset do kilku tysięcy dolarów miesięcznie - bo skoro nie ma alternatywy, opłaca się zapłacić. Nawet próby usunięcia ekspertyzy Turkmen.news poprzez prośby o wycofanie artykułu świadczą o desperacji cenzorów, którzy boją się utraty tego dochodowego schematu.
Amnestia internetowa i szybkie załamanie
Na przełomie ubiegłego roku Turkmenistan przeżył jednak krótki epizod amnestii internetowej - blokady zostały czasowo zdjęte, a użytkownicy mogli odetchnąć przywróconym dostępem do ruchu Tor i innych narzędzi omijania blokad. Niestety radość nie trwała długo: już pod koniec ubiegłego roku wprowadzono nowe, bardziej rozległe filtry obejmujące całe zakresy IP i usługi streamingowe.
Do kwietnia bieżącego roku rynek szarego Internetu ponownie kwitł: miesięczne abonamenty VPN wyceniano na 1000 manatów (ok. 200 zł), a pakiety premium z całkowitym odblokowaniem – nawet na 8000 zł. Jak trafnie podsumowali analitycy Turkmen.news: to marketingowy manewr mający na celu sztuczne podbijanie popytu na zakazane przez państwo usługi.
Choć skala represji i systemu korupcji w Turkmenistanie wydaje się ekstremalna to dynamiczny rozwój technologii nadzoru i ograniczeń cyfrowych może uczynić podobne modele opłacalnymi także gdzie indziej. Jeśli wolny Internet ma przetrwać, musi być wspierany masowo i chroniony przed tymi, którzy chcieliby go… sprzedawać najwyżej oferującym.