Nasza Klasa powróciła. Możesz cofnąć się w czasie
Nasza Klasa - dla wielu symbol pierwszych kroków w mediach społecznościowych – właśnie wróciła, w formie aplikacji mobilnej. Twórcy obiecują przywrócenie magii szkolnych lat, a więc dokładnie tego, co sprawiło, że serwis stał się fenomenem kilkanaście lat temu.

Możemy znów tworzyć profile klas, odnajdywać znajomych z podstawówki i wrzucać zdjęcia z czasów, gdy aparat w telefonie miał rozdzielczość VGA. Brzmi znajomo? Bo to dokładnie ta sama obietnica, którą już raz przeżyliśmy.
Problem w tym, że magia działa tylko raz. Oryginalna Nasza Klasa była jak wehikuł czasu - pozwalała sprawdzić, co słychać u kolegi z ławki, który zniknął z radaru w 2002 r. Ale gdy już zaspokoiliśmy ciekawość, odnowiliśmy kilka kontaktów i wymieniliśmy parę zdjęć z komunii, to serwis przestał być potrzebny. To nie była platforma do codziennego życia, tylko jednorazowy bilet do przeszłości. A bilety tego typu nie mają opcji odśwież.
Czytaj też:
Nostalgia to za mało
Twórcy nowej aplikacji celują w pokolenie 35+, czyli ludzi, którzy pamiętają czasy, gdy Śledzik był bardziej irytujący niż reklamy w telewizji śniadaniowej. To sprytne, bo nostalgia to potężne narzędzie marketingowe. Wystarczy spojrzeć na renesans kaset magnetofonowych czy powrót konsol retro. Problem w tym, że w przypadku mediów społecznościowych nostalgia nie wystarczy - bo to nie gadżet, który można postawić na półce, tylko usługa wymagająca codziennego zaangażowania.
Aplikacja oferuje subskrypcję Premium za 19,99 zł miesięcznie, która usuwa reklamy i daje dostęp do dłuższych filmów czy załączników audio. Tylko że trudno wyobrazić sobie, by ktoś płacił za możliwość wysyłania plików w serwisie, w którym… nie ma jeszcze ludzi. To klasyczny problem jajka i kury: użytkownicy nie przyjdą, jeśli nie ma tam znajomych, a znajomi nie przyjdą, jeśli nie ma użytkowników. Facebook, Instagram czy nawet LinkedIn rozwiązują ten problem skalą. Nasza Klasa - póki co - świeci pustkami.
Sukces jednorazowy z definicji
Pierwsza Nasza Klasa odniosła sukces, bo odpowiadała na bardzo konkretne potrzeby: odnalezienie dawnych znajomych i zaspokojenie ciekawości. To było jak otwarcie kapsuły czasu - ekscytujące, ale krótkotrwałe. Gdy już sprawdziliśmy, kto wyłysiał, kto wyjechał do Anglii, a kto został dyrektorem szkoły, serwis stracił rację bytu.

Dlatego powrót NK przypomina próbę sprzedania tej samej kapsuły czasu po raz drugi. Tyle że teraz wszyscy już wiedzą, co w niej jest. Nie ma elementu zaskoczenia, nie ma efektu wow. A bez tego trudno utrzymać uwagę użytkowników, którzy dziś mają do wyboru TikToka, Instagrama czy Discorda - platformy, które oferują nie tylko kontakt ze znajomymi, ale też niekończący się strumień treści i rozrywki.
W 2010 r. Facebook był jeszcze świeżakiem, który dopiero zdobywał rynek. Dziś to globalny gigant, a obok niego wyrosła cała armia konkurentów - od Instagrama po BeReal. Każda z tych platform ma swoje nisze i przewagi: jedne stawiają na wideo, inne na autentyczność, jeszcze inne na społeczności tematyczne.
Nasza Klasa nie ma takiej przewagi. Jej USP (Unique Selling Proposition) to… szkoła. Ale czy naprawdę potrzebujemy osobnej aplikacji, by przypomnieć sobie, kto siedział z nami w ławce? W dobie Messengera, WhatsAppa i grup na Facebooku takie funkcje są po prostu zbędne. To trochę jakby ktoś próbował sprzedać nam osobny telefon tylko do dzwonienia do kuzynów.

Nowa Nasza Klasa to projekt sympatyczny, ale skazany na porażkę
Nie dlatego, że jest źle wykonany - aplikacja wygląda poprawnie, a pomysł na subskrypcję jest zgodny z duchem czasu. Problem tkwi w samej idei. Serwisy oparte na nostalgii mają z definicji ograniczoną datę przydatności. Można je uruchomić, można się nimi chwilę pobawić, ale nie da się na nich zbudować codziennego życia online.
To trochę jak zjazd absolwentów - świetna okazja, by spotkać się po latach, powspominać i pośmiać. Ale nikt nie organizuje zjazdów co tydzień. Bo ile razy można opowiadać tę samą anegdotę o nauczycielu matematyki? Nasza Klasa była takim zjazdem absolwentów Internetu. I była nim już raz. Drugi raz nie zadziała.