Wizją naszego świata wciąż rządzą memy. Zobaczyłem na własne oczy
Musimy bać się nowej fali dezinformacji, skoro tak skutecznie na obraz świata wpływają memy.

Przez przypadek - jak to często się zdarza - podsłuchałem rozmowę turystów. Ojciec zafascynowany klimatyczną bramą chciał wejść do środka i zobaczyć, co skrywa podwórko. Entuzjazmu nie podzielił syn, który odmówił zwiedzania, tłumacząc, że za bardzo ceni swoje zdrowie.
Być może górę wzięły wspomnienia z podobnych eskapad, a może to po prostu niewinny żart. Nic jednak nie poradzę, że słysząc te słowa od razu przypomniały mi się krzywdzące memy o Łodzi, o bombie spadającej na Bałuty i stratach oszacowanych na kilka złotych, o zatroskanym Bidenie, który patrząc z okna samolotu nie może uwierzyć w straty Ukrainy, ale dowiaduje się, że to dopiero Łódź. O porównaniach z zalanym Kłodzkiem i kamienicach, które nie potrzebowały powodzi, żeby popaść w ruinę. I tak dalej, i tak dalej. Miałem wrażenie, że właśnie wszystkie te śmieszne obrazki pozwoliły wykreować obraz miejsc, które należy unikać. Proste skojarzenie: jesteśmy w Łodzi, ciemna brama, w środku zło, przemoc i niebezpieczeństwo.
Cała scenka działa się na wyremontowanej, zrewitalizowanej ulicy. Owszem, nie w całości, bo jeszcze dwa-trzy budynki nie wyglądają tak zjawiskowo jak te, które przed chwilą turyści mijali. To jednak centrum miasta, ulica odchodząca od Piotrkowskiej, otoczenie naprawdę nie sugerowało, że może dziać się tu coś nieprzyjemnego. A jednak łódzka brama, jakich w Polsce przecież jest wiele, odstraszyła.
Żeby było śmieszniej, wycackane budynki też nie mówią całej prawdy o mieście. Na krótkiej ulicy mieliśmy więc prawdziwe starcie idei, a raczej alternatywnych rzeczywistości.
Istotne jest to, co zwyciężyło
Wcale nie chęć dociekania, jak jest naprawdę, ale to, co sprostało oczekiwaniom. Co z tego, że to jedna brzydka brama na ulicy pełnej ładnych – pasuje do wyobrażeń.
Nie wykluczam, że turyści ominęliby podobnie wyglądające miejsce w Płocku, na warszawskiej Pradze czy gdzieś w Krakowie, ale coś mi podpowiada, że szczególnie w tym przypadku wygrała legenda, a nie rzeczywistość. To nie tak, że wizerunek złej Łodzi wykreowany został wyłącznie na podstawie śmiesznych internetowych obrazków, ale nie da się nie zauważyć i dostrzec ich wpływu.
Łódź przez lata próbowała zresztą z tym walczyć, tworząc w internecie wizerunek lepszy niż jest w rzeczywistości. Po raz pierwszy pomyślałem, że może w wielokrotnie krytykowanym przeze mnie sposobie jest jakaś metoda. Skoro negatywny obraz jest tak silny, że nawet widząc wyremontowaną ulicę, z przepięknym, ociekającym blichtrem hotelem, i tak niepokój budzi mroczna brama, to może trzeba machnąć rękę na prawdę. Nikogo nie interesuje, jak jest naprawdę. Trzeba dać odpór i wymyślić inną opowieść. Fałszywą, ale też atrakcyjną.
Tak w końcu się stało. Teraz każdy znajdzie coś dla siebie i będzie zadowolony. Jedni np. ociekającą kiczem Włókienniczą, która stała się ulicą mającą dobrze wyglądać na zdjęciach na Instagramie, inni groźnie wyglądające podwórka. Jak na ilustrującym tekst zdjęciu. Jest tu wszystko, wiele skomplikowanych historii, ale uproszczając może to być opowieść o mieście w ruinie, ale też o mieście, które wstaje z kolan. O walących się kamienicach, ale i ukrytym pięknie. Co kto woli. Gorzej, że rzadko kiedy patrzeć będzie się na całość.
To jednak dość niepokojące przesłanie, jeśli na propagandę trzeba odpowiedzieć nie faktami, a inną alternatywną rzeczywistością. Nie ma co liczyć na to, że ktoś zmieni zdanie – wręcz przeciwnie, tak czy siak każdy zobaczy to, co chce widzieć. Prawda i rzeczywistość nigdy nie będzie ciekawa, więc trzeba ją podrasować, stworzyć po swojemu. Czasami wygra jedna wersja (brzydka brama), czasami inna (pełna przepychu ulica) – na koniec będziemy liczyć szable. Ostatecznie przegramy jednak wszyscy, jeśli nas świat tworzyć będą wyobrażenia powstałe na bazie śmiesznych obrazków i co gorsza wykreowanych filmików.