REKLAMA

Pixel 9a - recenzja. Google zrobił iPhone'a 16e dla fanów Androida

Pixel 9a miał być tym rozsądnym wyborem. Smartfonem Google'a, który bierze, co najlepsze z flagowców – świetny aparat, czystego Android, długie wsparcie – i oferuje to wszystko w cenie, która nie wymaga brania kredytu. I wiecie co? W dużej mierze tak właśnie jest. Ale problem czai się... z tyłu.

Pixel 9a - recenzja. Google zrobił iPhone'a 16e dla fanów Androida
REKLAMA

Google Pixel 9a wjechał na salony - albo raczej na średnią półkę cenową - z zamiarem namieszania. Jak co roku, Pixel z serii A wywołuje emocje. Z jednej strony mamy ten... no cóż, design, o którym za chwilę pogadamy szerzej (i dosadniej), bo zdecydowanie jest o czym.

Z drugiej strony - obietnica czystego Androida, który działa jak marzenie, fotografii wspieranej przez AI i wsparcia aktualizacjami, o jakim inni producenci Androida mogą co najwyżej poczytać na blogach technologicznych, wzdychając z zazdrości.

REKLAMA

Tylko czy ta obudowa - wyglądająca trochę jakby projektant dostał zadanie "zrób coś innego", ale już niekoniecznie "zrób coś ładnego" - nie odstraszy ludzi od naprawdę solidnego i kompetentnego wnętrza? Czy Pixel 9a to faktycznie, jak będę tu uparcie powtarzał do znudzenia, taki iPhone 16e dla tych, którzy z jakiegoś powodu wolą zielonego robocika od nadgryzionego jabłka?

Spędziłem z nim trochę czasu. Katowałem go na różne sposoby, by się przekonać. I teraz mogę wam o tym opowiedzieć.

Wygląd: Google, coście narobili? Serio?

Dobra, zacznijmy od słonia w pokoju, albo raczej od tej dziwnej, obłej wyspy na pleckach Pixela 9a, która wygląda jak przyklejona guma do żucia albo jakiś futurystyczny plaster. Po pierwszym kontakcie myśl jest jedna: "Co tu się wydarzyło? Kto to zatwierdził?". W cenie od 2399 zł to niekoniecznie coś, co chciałbyś zobaczyć w 2025 r.

Google w swoich materiałach marketingowych mówi, że inspirowali się kroplami wody. Jak dla mnie, zabrakło tutaj ogonka nad o, ale mniejsza o to. Poetyckie inspiracje są fajne, ale efekt wygląda, jakby ktoś próbował zrobić minimalistyczny projekt, po czym w połowie pracy stwierdził: "a, dodam jeszcze to!" - i przykleił losowy, obły element na środku.

Ta lekko wypukła wyspa, która miała być "prosta i elegancka", w rzeczywistości wygląda po prostu... dziwnie. Nie zrozumcie mnie źle, jakość wykonania jest dobra, ale sam koncept stylistyczny jest, delikatnie mówiąc, odważny. A mówiąc wprost – dla wielu po prostu brzydki. Może po pół roku z Pixelem 9a będę mniej sceptycznie nastawiony do tego czegoś, bo może zacznie mi się podobać niczym Fiat Multipla przed pierwszym liftingiem.

Postawcie go obok dowolnego iPhone'a - nawet tego 16e (tutaj fotki obok flagowego 16), który co prawda wygląda jak poprzednie pięć generacji, ale przynajmniej trzyma poziom. iPhone będzie wyglądał jak produkt premium – może nudny i przewidywalny do bólu, ale elegancki, spójny i dopracowany w każdym calu. Pixel 9a? Wygląda jak koncept, który przypadkiem trafił do produkcji, albo jak telefon z alternatywnej rzeczywistości, gdzie poczucie estetyki rozwijało się inaczej. Nie jest to brzydki telefon w oczywisty, krzykliwy sposób - on jest po prostu stylistycznie... niezręczny.

Chociaż nie jest nieporęczny - mierzy 154,7 x 73,3 x 8,9 mm i waży 186 g. To czyni go telefonem o całkiem standardowych gabarytach jak na 6,3-calowy ekran – nie jest ani przesadnie duży, ani ciężki, powinien dobrze leżeć w dłoni. Grubość prawie 9 mm nie jest może rekordowo niska, ale mieści się w normie. Trzeba jednak dodać, że ramki wokół ekranu nie należą do najcieńszych. 

Zwłaszcza dolna "bródka", przez co trochę rzucają się w oczy, szczególnie gdy porównamy Pixela 9a do konkurencji stawiającej na smuklejsze ramki czy zakrzywione ekrany, jak choćby motorola edge 50 neo. Nie jest to może poziom z 2018 r., ale widać, że Google nie gonił tu za rekordowym stosunkiem ekranu do obudowy. Da się z tym żyć, jasne, ale esteci mogą kręcić nosem. Szkoda tylko, że te rozsądne wymiary opakowano w tak dyskusyjną formę z nieco zbyt dużymi ramkami. To trochę jak włożyć super garnitur od Armaniego do klapek Kubota – niby jakościowo wszystko się zgadza, ale coś ewidentnie nie gra.

Jasne, mamy solidną metalową ramkę, która dodaje sztywności. Mamy szkło Gorilla Glass 3 z przodu (nie najnowsze, ale sprawdzone). Mamy nawet plastik z recyklingu na pleckach - plus za ekologię, zawsze coś. I czuć, że to nie jest zabawka, która rozpadnie się od patrzenia. 

Ale ta estetyka... To największa bolączka tego telefonu i potencjalny deal breaker dla naprawdę wielu osób. Kolory (lawendowy, peonia, porcelanowy, obsydian) są całkiem spoko - bezpieczne, stonowane - ale nie ratują sytuacji. Google, błagam, następnym razem może jakiś konkurs dla projektantów? Albo chociaż pokażcie projekt komuś spoza firmy przed produkcją?

Wyświetlacz: tu Google nie eksperymentuje

Na szczęście po odwróceniu telefonu i skupieniu się na froncie, czeka nas miła odmiana i powrót do normalności. Ekran Actua OLED o przekątnej 6,3 cala to kawał naprawdę dobrej roboty, bez dwóch zdań. Kolory są żywe, nasycone, ale nie przerysowane jak w niektórych AMOLED-ach konkurencji – Google stawia na bardziej naturalny, choć wciąż atrakcyjny dla oka obraz. Czerń jest oczywiście idealna, jak to w OLED-ach, co sprawia, że kontrast jest fantastyczny, a oglądanie filmów czy zdjęć to czysta przyjemność. Kąty widzenia również bez zarzutu – obraz nie traci na jakości nawet przy sporym odchyleniu.

Ale to, co naprawdę robi robotę i wyróżnia ten panel, to jasność. Te 2700 nitów to nie są czcze przechwałki marketingowe – w pełnym, wiosennym słońcu na ekranie widać absolutnie wszystko idealnie, można komfortowo czytać tekst czy przeglądać mapy bez mrużenia oczu i szukania cienia. To naprawdę duży plus w codziennym użytkowaniu.

Do tego dochodzi adaptacyjne odświeżanie w zakresie 60-120 Hz. Scrollowanie długich artykułów, mediów społecznościowych czy nawet interfejsu systemu to czysta przyjemność. A gdy tylko wyświetlany jest statyczny obraz, telefon automatycznie zwalnia do 60 Hz, żeby nie drenować niepotrzebnie baterii – sprytne i efektywne.

Czy ten ekran jest obiektywnie lepszy od tego w iPhonie 16e? Pewnie nie we wszystkim, w Apple' można liczyć na nieco lepsze odwzorowanie barw. Ale czy jest gorszy w codziennym odbiorze? Absolutnie nie. Jest piekielnie jasny, super płynny i po prostu bardzo, bardzo dobry. 

Chroni go szkło Corning Gorilla Glass 3 – to już trochę staruszek w portfolio Corninga, ale hej, to sprawdzona i wciąż solidna ochrona, a w średniej półce cenowej trzeba iść na pewne kompromisy.

Podsumowując: ekran to mocny punkt Pixela 9a, bez udziwnień, po prostu solidna robota, która robi dokładnie to, co powinna, i robi to dobrze.

Wydajność: Tensor G4, czyli mózg - a nie sprinter

Pod maską Pixela 9a drzemie autorski układ Google Tensor G4, wspomagany przez - standardowe już w tej klasie - 8 GB pamięci RAM. I tu od razu ważna uwaga dla wszystkich fanów cyferek i wyników w AnTuTu: jeśli szukacie demona prędkości, który będzie wykręcał rekordowe wyniki w benchmarkach, to pomyliliście adresy i możecie już iść szukać czegoś ze Snapdragonem z najwyższej półki. 

Tensory nigdy nie miały konkurować na tym polu z najnowszymi układami Qualcomma czy procesorami Apple A-serii. Ich siła i cel istnienia tkwią gdzie indziej – w maksymalnej optymalizacji pod kątem zadań związanych ze sztuczną inteligencją i uczeniem maszynowym. To właśnie dzięki specyficznej architekturze Tensora Pixel potrafi tak szybko przetwarzać zdjęcia, oferować zaawansowane funkcje AI w Gemini czy rozpoznawać mowę w czasie rzeczywistym.

Google oczywiście twierdzi, że G4 jest szybszy od poprzednika. Jak to się przekłada na codzienne użytkowanie? Zaskakująco dobrze, a nawet bardzo dobrze. Telefon działa płynnie, animacje są gładkie (dzięki 120 Hz też!), aplikacje startują żwawo, a przełączanie się między nimi, nawet przy kilku-kilkunastu otwartych w tle, nie powoduje irytującej czkawki czy przeładowań. Jasne, jeśli jesteś hardkorowym graczem i odpalisz najbardziej wymagający tytuł na ultra detalach, to pewnie zauważysz różnicę w klatkażu w porównaniu z takim iPhonem 16e czy flagowcem na Androidzie. Ale umówmy się – ilu z nas kupuje telefon ze średniej półki głównie do grania w Genshin Impact na maksymalnych ustawieniach?

Do codziennych zadań – przeglądania sieci, social mediów, komunikatorów, oglądania filmów na YouTubie czy Netflixie, a nawet grania w popularne, mniej wymagające tytuły – mocy jest aż nadto. To jest właśnie ta filozofia działania, którą ja nazywam "iPhonem dla Androida" – nie musi być absolutnie najszybszy na papierze, ale ma działać dobrze, płynnie i niezawodnie w tym, co 95 proc. użytkowników robi przez 95 proc. czasu. I Pixel 9a dokładnie to dowozi. Wsparcie dla Gemini Nano, czyli przetwarzania części zadań AI bezpośrednio na urządzeniu (co zwiększa prywatność i szybkość), to tylko potwierdzenie tej strategii. Tu liczy się realne doświadczenie, a nie cyferki w benchmarkach.

Bateria: 5100 mAh – i nagle zapominasz, gdzie masz ładowarkę

Jeśli jest coś, co w Pixelu 9a zasługuje na owacje na stojąco, fanfary i medal, to jest to bez dwóch zdań bateria. Google w końcu posłuchało użytkowników (albo po prostu udało im się upchnąć większe ogniwo) i wpakowało tu akumulator o pojemności 5100 mAh. W średniaku z serii A? Tego jeszcze nie grali! I to zdecydowanie czuć w każdym dniu użytkowania. 

Producent dość ostrożnie obiecuje "ponad 30 godzin" typowej pracy. Ja powiem tak: podczas moich testów, nawet przy naprawdę intensywnym użytkowaniu - ciągle coś sprawdzałem, robiłem zdjęcia, nawigowałem, słuchałem muzyki przez Bluetooth, ekran miałem ustawiony na wysokiej jasności - telefon spokojnie dociągał do końca dnia z zapasem energii rzędu 30 proc., a czasem nawet więcej. Przy bardziej umiarkowanym użytkowaniu dwa dni pracy są jak najbardziej realne.

To jest komfort psychiczny, którego często brakuje nawet we flagowcach za dwukrotnie większe pieniądze. Koniec z nerwowym zerkaniem na wskaźnik baterii po południu, koniec z powerbankiem w plecaku "na wszelki wypadek". Po prostu używasz telefonu i nie martwisz się o ładowanie. 

Tryb Ekstremalnego Oszczędzania Baterii ma wydłużyć ten czas nawet do absurdalnych 100 godzin – dobrze wiedzieć, że w sytuacji awaryjnej, gdy jesteś odcięty od prądu, masz jeszcze takiego asa w rękawie. Mamy oczywiście 23 W ładowanie przewodowe (choć ładowarki tradycyjnie brak w pudełku – Google, serio? Przy takiej baterii przydałaby się szybka ładowarka w standardzie) oraz ładowanie bezprzewodowe 7,5 W w standardzie Qi.

I tu pojawia się mały zgrzyt, o którym wspominałem – to "tylko" zwykłe Qi, a nie nowsze Qi2 z magnesami, które naśladuje apple'owski MagSafe. Trochę szkoda, bo akcesoriów z magnesami (uchwyty samochodowe, ładowarki biurkowe) jest coraz więcej i są one naprawdę wygodne. 

Z drugiej strony, w tej klasie cenowej samo ładowanie bezprzewodowe wciąż nie jest absolutnym standardem, więc dobrze, że w ogóle jest. Mimo tego drobnego niedociągnięcia, bateria to absolutny top i jeden z najmocniejszych argumentów za Pixelem 9a. To kolejny element, w którym ten "androidowy iPhone" pokazuje swoją siłę – niezawodność i spokój ducha.

Aparaty: mniej megapikseli, więcej magii (AI)

Aparaty w Pixelach to temat rzeka, legenda i często główny powód zakupu. Zawsze były mocne, nawet jeśli na papierze nie imponowały, bo Google od lat stawia na potęgę oprogramowania i algorytmów AI. W modelu 9a mamy główny sensor 48 Mpix (z jasnym obiektywem f/1.7, optyczną i elektroniczną stabilizacją obrazu) oraz towarzyszący mu ultraszerokokątny 13 Mpix (f/2.2, obejmujący aż 120 stopni). Tak, zgadza się, główny aparat ma mniej megapikseli niż w poprzedniku, Pixelu 8a (tam było 64 Mpix). Czy to krok wstecz i powód do paniki? Absolutnie nie. Google po raz kolejny udowadnia starą prawdę, że w fotografii mobilnej nie liczą się same cyferki, a to, co producent potrafi z nimi zrobić za pomocą software'u.

Zdjęcia robione w dzień są po prostu świetne – i to jest chyba najlepsze określenie. Są szczegółowe, ostre tam, gdzie trzeba, mają fantastyczny zakres tonalny dzięki algorytmom HDR+, które działają cuda w trudnych warunkach oświetleniowych (np. zdjęcia pod słońce). 

Kolory są charakterystyczne dla Pixeli – naturalne, miłe dla oka, bez sztucznego podbicia, a funkcja "Naturalny Kolor" naprawdę dobrze radzi sobie z wiernym odwzorowaniem różnych odcieni skóry, co jest kluczowe przy portretach. Największą zaletą jest jednak prostota – wyciągasz telefon, celujesz, naciskasz spust migawki i w 9, a może nawet 9,5 na 10 przypadków otrzymujesz zdjęcie, które jest dobre, bardzo dobre, a czasem wręcz rewelacyjne. Bez grzebania w ustawieniach, bez trybów Pro. To jest właśnie ta filozofia "point-and-shoot", którą wielu kocha.

Nowością w serii A, która zeszła z droższych modeli, jest dedykowany tryb Makro, wykorzystujący główny aparat. I wiecie co? Działa zaskakująco dobrze! Można podejść naprawdę blisko fotografowanego obiektu (ok. 5 cm) i uchwycić fascynujące detale – strukturę liścia, krople rosy, oko owada.

Tryb Nocny (Night Sight) to już absolutna wizytówka Pixeli i w 9a działa równie imponująco, jak można było oczekiwać. Zdjęcia po zmroku wychodzą jasne, w miarę szczegółowe i z dobrze kontrolowanym poziomem szumów. Nie jest to poziom iPhone'a 16 Pro Max. Ale też nie jest źle.

Jest też oczywiście Super Res Zoom (do 8x) – zoom cyfrowy, ale dzięki wsparciu AI daje on całkiem użyteczne rezultaty, zwłaszcza przy mniejszych powiększeniach (2-3x). Im dalej w las, tym jest gorzej.

Na ogół, aparat Pixela 9a to taki niezawodny przyjaciel fotografa-amatora – nigdy nie wygra w testach laboratoryjnych (jakość wideo pewnie wciąż będzie domeną iPhone'a), ale w codziennym użytkowaniu zawsze można na nim polegać i być pewnym dobrych zdjęć. Robi wszystko dobrze, może nie zawsze idealnie, ale na tyle odpowiednio i przewidywalnie, że większość użytkowników będzie wniebowzięta. Brzmi znajomo? Tak, to znów ten "iPhone dla Androida" – solidność i niezawodność ponad wszystko.

AI w aparacie

Ale prawdziwa magia, albo jak kto woli – czary wspomagane krzemem – zaczyna się po zrobieniu zdjęcia, w aplikacji Zdjęcia Google. Edytor dostępny na Pixelach to istne laboratorium, gdzie sztuczna inteligencja dostaje wolną rękę i potrafi zdziałać cuda (albo czasem stworzyć coś lekko... niepokojącego). Weźmy funkcję "Najlepsze Ujęcie" (Best Take) – robisz serię zdjęć grupowych, a potem dla każdej osoby na zdjęciu możesz wybrać jej najlepszy wyraz twarzy z całej serii. Koniec z zamkniętymi oczami, dziwnymi grymasami czy kimś patrzącym w bok. Telefon sam skleja idealne ujęcie. To działa i jest genialne w swojej prostocie.

Idźmy dalej – Magiczny Edytor. To już wyższa szkoła jazdy. Pozwala nie tylko na inteligentne przesuwanie czy usuwanie obiektów ze zdjęcia (np. przypadkowego przechodnia w tle), ale teraz także na ich całkowitą transformację za pomocą poleceń tekstowych. 

Wpisujesz "zmień ten szary trawnik w kwitnącą łąkę" albo "dodaj tęczowe balony na niebie" – i AI próbuje wygenerować pożądany efekt. Wyniki bywają spektakularne, czasem zabawne, a czasem kompletnie odjechane, ale pokazują niesamowity potencjał kreatywny. Do tego dochodzi funkcja "Automatyczne kadrowanie", która nie tylko sugeruje najlepsze przycięcie zdjęcia, ale potrafi je nawet inteligentnie poszerzyć, "dorysowując" brakujące fragmenty sceny za pomocą generatywnej AI.

Oczywiście, stare, dobre funkcje też są na pokładzie i działają coraz lepiej: "Usuwanie rozmycia" potrafi uratować nieostre, poruszone zdjęcia, a "Magiczna Gumka" wciąż jest świetna do pozbywania się drobnych, niechcianych elementów. Nawet dźwięk w nagranych filmach można teraz edytować za pomocą AI – "Magiczna Gumka Dźwiękowa" pozwala wyciszyć denerwujący szum wiatru albo podgłośnić głos osoby mówiącej w hałaśliwym otoczeniu. 

A funkcja "Dodaj mnie" to sprytny trik dla tych, co zawsze robią zdjęcia grupowe i nigdy ich na nich nie ma. Te wszystkie funkcje sprawiają, że czasem mam wrażenie, że ten telefon bardziej myśli o moich zdjęciach i o tym, jak je ulepszyć, niż ja sam. I to jest super! To właśnie ta "magia AI", ta fotografia obliczeniowa, odróżnia Pixela od większości konkurencji i sprawia, że nawet jeśli podstawowa jakość zdjęć jest "tylko" bardzo dobra, to możliwości zabawy, kreatywności i ratowania pozornie nieudanych ujęć są ogromne. To podejście inne niż bardziej "naturalne" Apple'a, ale dla wielu może być ciekawsze.

AI poza aparatem: Gemini, twój nowy (mądrzejszy?) kumpel do rozmów i nie tylko

Sztuczna inteligencja w Pixelu 9a to jednak znacznie więcej niż tylko zabawa ze zdjęciami. To przede wszystkim Gemini – nowy, flagowy asystent Google, który zastąpił wysłużonego, ale wciąż lubianego Asystenta Google. Wywołujemy go standardowo, przytrzymując przycisk zasilania. Napędza go model językowy Gemini 2.0 Flash, specjalnie zoptymalizowany pod kątem szybkości i wydajności na urządzeniach mobilnych. I trzeba przyznać, że Gemini potrafi naprawdę sporo: pomoże napisać maila, zaplanuje podróż, streści długi artykuł, wyszuka informacje w kilku aplikacjach Google naraz (np. znajdzie rezerwację w Gmailu i pokaże trasę w Mapach).

Ale najciekawsza wydaje się funkcja Gemini Live, która pozwala na prowadzenie naturalnej, płynnej konwersacji głosowej z AI, trochę jakbyśmy rozmawiali z drugim człowiekiem (no, prawie). Można zadawać złożone, wielowątkowe pytania, zmieniać temat w trakcie rozmowy, prosić o doprecyzowanie, a Gemini stara się za tym wszystkim nadążyć i odpowiadać w sposób konwersacyjny. Co więcej, Gemini Live zyskuje teraz potężne możliwości multimodalne – potrafi analizować obraz na żywo z kamery telefonu lub udostępniony zrzut ekranu, oferując pomoc i informacje w czasie rzeczywistym, w kontekście tego, co aktualnie widzimy.

Zastosowania? Mnóstwo! Chcesz wiedzieć, jak naprawić cieknący kran? Pokaż mu go przez kamerę. Zastanawiasz się, co ugotować z resztek w lodówce? Pokaż mu jej zawartość. Potrzebujesz pomocy w zrozumieniu skomplikowanej instrukcji? Udostępnij mu ekran. To naprawdę robi wrażenie i pokazuje, w jakim kierunku zmierza interakcja człowieka z technologią. 

Do tego dochodzą jeszcze bardziej zaawansowane funkcje, jak Deep Research (AI przeprowadza za nas dogłębny research na zadany temat, przeszukując setki stron i tworząc podsumowanie) czy Gems (możliwość tworzenia własnych, spersonalizowanych "ekspertów" Gemini, np. trenera personalnego znającego nasze cele i ograniczenia). Czy to wszystko działa już idealnie i bezbłędnie? Oczywiście że nie, to wciąż rozwijająca się technologia. Ale potencjał jest gigantyczny i już teraz Gemini wydaje się być o krok (albo dwa) przed tym, co oferuje Siri w ekosystemie Apple'a. To kolejna cecha, która czyni Pixela takim... no, innym, bardziej "inteligentnym" i eksperymentalnym odpowiednikiem zachowawczego iPhone'a.

Wsparcie: 7 lat! Kiedyś hit, dzisiaj... solidny standard 

Dochodzimy do kwestii wsparcia oprogramowania, która kiedyś była koronnym argumentem za Pixelem, a dzisiaj... no cóż, sytuacja na rynku trochę się zmieniła. Google obiecuje dla modelu 9a aż 7 lat aktualizacji – i to pełnych aktualizacji systemu operacyjnego Android, comiesięcznych poprawek bezpieczeństwa oraz regularnych pakietów nowych funkcji znanych jako Pixel Drops. SIEDEM LAT! Tak, to wciąż brzmi imponująco i stawia Google'a w absolutnej czołówce, tuż obok Apple'a i Samsunga, który również mocno postawił na długowieczność swoich urządzeń.

Jednak nie róbmy z tego sensacji na miarę lądowania na Marsie. Pamiętacie rok 2020 albo 2021? Wtedy taka deklaracja wywołałaby opad szczęki i burzę w internecie. Dzisiaj, w 2025 r., długie wsparcie staje się powoli oczekiwanym standardem wśród poważnych graczy. To właśnie presja ze strony Google'a i Samsunga zmusiła innych producentów (przynajmniej tych bardziej renomowanych) do wydłużenia okresu aktualizacji. Oczywiście, wciąż istnieją marki - zwłaszcza te stawiające na ekstremalnie szybkie cykle wydawnicze i zalewanie rynku nowymi modelami co pół roku - które oferują znacznie krótsze wsparcie, ale trend jest wyraźny: 4, 5, a nawet 7 lat aktualizacji to nowa norma dla flagowców i solidnych średniaków.

Czy to oznacza, że 7 lat wsparcia w Pixelu 9a to nic specjalnego? Absolutnie nie! To wciąż fantastyczna wiadomość i ogromny plus dla Google'a. Daje to pewność, że telefon będzie bezpieczny, funkcjonalny i otrzyma nowe wersje Androida przez bardzo długi czas, co przekłada się na jego wartość, użyteczność i aspekt ekologiczny. Po prostu nie jest to już tak unikalny i rewolucyjny argument, jak byłby jeszcze kilka lat temu. To bardziej potwierdzenie, że Google traktuje swoje zobowiązania poważnie i chce być liderem w tej dziedzinie. 

Pixel Drops, czyli te dodatkowe paczki funkcji co kilka miesięcy, wciąż są miłym bonusem, który sprawia, że telefon wydaje się dłużej świeższy. A czysty Android to dla wielu wciąż ogromna zaleta. Tak więc – duży plus dla Google'a, ale bez przesadnego "jarania się", bo rynek poszedł do przodu.

Odporność i bezpieczeństwo

Pixel 9a nie jest może pancernym smartfonem budowanym z myślą o pracy na budowie, ale Google zadbał o jego wytrzymałość w codziennym, normalnym użytkowaniu. Telefon spełnia normę IP68, co oznacza podwyższoną odporność na wodę i pył w porównaniu do poprzednika (IP67). W praktyce nie powinien mu zaszkodzić silny deszcz, przypadkowe zachlapanie czy nawet krótkotrwałe zanurzenie w wodzie (choć oczywiście lepiej nie testować tego celowo i pamiętać, że gwarancja zazwyczaj nie obejmuje uszkodzeń spowodowanych cieczą).

Za bezpieczeństwo naszych danych odpowiada dedykowany koprocesor bezpieczeństwa Titan M2, który zajmuje się m.in. szyfrowaniem i ochroną wrażliwych informacji. Odblokujemy telefon na dwa sposoby: za pomocą czytnika linii papilarnych zintegrowanego z ekranem (działa on poprawnie, choć może nie jest demonem prędkości znanym z niektórych flagowców – ot, solidny średniak) oraz za pomocą systemu rozpoznawania twarzy (który jest wygodny, ale bazuje na przedniej kamerze, więc jest mniej bezpieczny niż np. Face ID w iPhonach). 

Oprogramowanie zawiera również szereg funkcji zwiększających bezpieczeństwo i prywatność użytkownika, takich jak automatyczne wzywanie pomocy w sytuacji awaryjnej (np. po wykryciu wypadku samochodowego) wraz z udostępnieniem lokalizacji służbom ratunkowym, czy mechanizmy chroniące przed phishingiem i złośliwym oprogramowaniem. Dla rodziców przydatna będzie ułatwiona konfiguracja urządzenia dla dziecka za pomocą aplikacji Family Link.

Podsumowując: solidnie, bez fajerwerków, ale jest wszystko, co być powinno, by czuć się bezpiecznie.

Specyfikacja techniczna: sucharki dla formalności, żeby nie było

Dobra, wiemy, że to nie jest najważniejsze, ale dla porządku i dla tych, co lubią cyferki, szybkie podsumowanie bebechów Pixela 9a. Sercem jest procesor Google Tensor G4 z koprocesorem bezpieczeństwa Titan M2. Wspiera go 8 GB pamięci RAM LPDDR5. Pamięć wewnętrzna to (w zależności od wersji): 128 GB lub 256 GB w standardzie UFS 3.1 (wybierzcie mądrze, bo slotu na kartę microSD tradycyjnie brak). Wyświetlacz to piękny, 6,3-calowy panel OLED Actua o rozdzielczości FHD+ (2400 x 1080 pikseli), adaptacyjnej częstotliwości odświeżania 60-120 Hz, imponującej jasności szczytowej 2700 nitów i kontraście 1 000 000:1, chroniony szkłem Corning Gorilla Glass 3.

Z tyłu mamy dwa aparaty: główny 48 Mpix z sensorem 1/2", przysłoną f/1.7, optyczną (OIS) i elektroniczną (EIS) stabilizacją obrazu oraz polem widzenia 82 stopni, a także ultraszerokokątny 13 Mpix z sensorem 1/3.1", przysłoną f/2.2 i polem widzenia 120 stopni. Z przodu znajdziemy aparat do selfie (jego specyfikacja nie została podana w materiałach, ale pewnie standardowe okolice 10-13 Mpix). Bateria ma słuszną pojemność 5100 mAh i wspiera akceptowalne ładowanie przewodowe 23 W oraz bezprzewodowe 7,5 W w standardzie Qi. Łączność to pełen pakiet: 5G (Sub-6GHz), Wi-Fi 6E (802.11ax) z trzema zakresami (2.4 GHz + 5 GHz + 6 GHz), Bluetooth 5.3, NFC oraz port USB-C. Całość zamknięto w obudowie spełniającej normę odporności IP68. Tyle technikaliów. Wystarczy? Musi.

Cena Pixela 9a. Jest przedziwnie

Jeśli chodzi o cenę Pixela 9a, to wygląda na to, że trzyma się on tradycji serii "a", co oznacza bardziej przystępny cenowo model. Według podanych informacji, startuje on od 2399 zł. To czyni go ciekawą propozycją w średniej półce cenowej, zwłaszcza biorąc pod uwagę funkcje i długoterminowe wsparcie aktualizacjami, typowe dla Pixeli. Bez zaskoczeń: to nadal 600 zł mniej niż najtańszy iPhone 16e.

Werdykt: brzydkie kaczątko, które polubiłem

No i dochodzimy do końca tej przydługiej opowieści. Jaki jest więc ostatecznie Pixel 9a? Przede wszystkim – jest dziwny. Nie da się od tego uciec. Ten design naprawdę może odstraszyć i być powodem, dla którego wiele osób nawet nie weźmie go do ręki w sklepie. 

Ale jeśli uda wam się przezwyciężyć tę pierwszą niechęć, spojrzeć poza tę kontrowersyjną obudowę i dać mu szansę, odkryjecie telefon, który jest po prostu... cholernie dobry i kompetentny w tym, co ma robić. Tak, będę to powtarzał jak mantrę: to jest właśnie ten "iPhone 16e dla fanów Androida". Nie próbuje być najlepszy we wszystkim na siłę. Nie ma najbardziej krzykliwych, często niepotrzebnych funkcji (poza tymi związanymi z AI, które są jego rdzeniem). Ale to, co robi, robi dobrze, bardzo dobrze, a czasem wręcz rewelacyjnie.

Ma świetny, jasny i płynny ekran. Ma fenomenalną, długodystansową baterię, która daje spokój ducha. Ma bardzo dobry i piekielnie inteligentny aparat, który potrafi zdziałać cuda i wybacza błędy użytkownika. Działa płynnie i stabilnie, a co najważniejsze – będzie działał płynnie i będzie bezpieczny przez długie lata dzięki (wciąż świetnemu, choć już nie tak szokującemu) 7-letniemu wsparciu aktualizacjami. 

Do tego dochodzi cała ta magia AI od Google – Gemini, funkcje edycji zdjęć, inteligentne podpowiedzi – która naprawdę potrafi ułatwić życie, dodać trochę frajdy i sprawia, że ten telefon wydaje się krokiem w przyszłość.

Jeśli szukasz telefonu, który "po prostu działa" bez zarzutu, jest niezawodny jak stary, dobry Volkswagen Passat, robi świetne zdjęcia bez wysiłku i kombinowania, a do tego będzie długo aktualny, dając ci spokój na lata, ale jednocześnie z jakichś powodów nie chcesz wchodzić do zamkniętego ogrodu Apple'a (albo po prostu nie chcesz wydawać tyle pieniędzy) - Pixel 9a staje się propozycją niemal idealną. Pod jednym, ale kluczowym warunkiem: musisz zaakceptować jego wygląd albo zainwestować w porządne etui, które go zakryje. 

To jest właśnie ten kompromis. Dostajesz fantastyczne wnętrze i oprogramowanie, ale w opakowaniu, które... no cóż, jest jakie jest. To solidny, kompetentny, długowieczny smartfon. Bez wodotrysków, ale z charakterem (i potężną dawką AI). Dziwny, ale zdecydowanie warty uwagi i poważnego rozważenia.

Pixel 9a będzie dostępny w sprzedaży online (w Play, Media Expert i Google Store) od poniedziałku, 14 kwietnia w cenie 2399 zł, a w sklepach stacjonarnych Play i Media Expert pojawi się w maju.

Kupić, czekać, a może odpuścić?

No dobrze, powiecie, ale co ja mam teraz zrobić? Kupować tego Pixela 9a, czekać na lepsze czasy, czy może machnąć ręką i poszukać czegoś innego? Cóż, jak pewnie zauważyliście, cały ten przydługi tekst był próbą odpowiedzi na to właśnie pytanie. Jeśli dotrwaliście aż tutaj, to macie już pełen obraz sytuacji. Decyzja, jak zawsze, należy do was, ale temu zagadnieniu poświęciłem cały, dłuższy tekst. Bo problemem 9a jest kanibalizacja. A takim ludoja… pikselojadem jest jego starszy braciszek. 

REKLAMA

JEŚLI WIDZISZ TO, TO TEN TEKST JESZCZE NIE WYSZEDŁ

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA