Porzuciłem Apple Watcha, gdyż znalazłem coś lepszego. Oto moje najlepsze gadżety 2024 roku
Rok 2024 obfitował w technologiczne nowinki, ale nie dajmy się zwariować - nie wszystko złoto, co się świeci.
W tym natłoku premier, aktualizacji i zapowiedzi łatwo się pogubić, dlatego postanowiłem skupić się na tym, co naprawdę skradło moje serce (i portfel).
Moje najlepsze odkrycia technologiczne 2024 roku
Mac mini M4 – mały gigant wydajności
Przyznam szczerze, że miałem już dość ekosystemu Apple'a. Ceny z kosmosu, zamknięty system, brak możliwości rozbudowy… Zastanawiałem się nad ulepszeniem procesora w moim komputerze, wszak i5-8600k radzi sobie ze wszystkim, tylko nie z montażem, ale wtedy pojawił się on – Mac mini M4. I zmienił wszystko.
To właśnie ten niepozorny komputer stał się moim centrum dowodzenia. Tak, dobrze czytacie - centrum dowodzenia. Mac mini M4 całkowicie zastąpił mi duży komputer, który zajmował pół biurka. Kompaktowa obudowa kryje w sobie moc obliczeniową, która zawstydza niejednego peceta. Montaż wideo w 8K? Proszę bardzo!
M4 radzi sobie z tym wszystkim bez zająknięcia, a do tego pracuje niemal bezgłośnie i zużywa śmiesznie mało energii. Słyszałem wiatrak raz od momentu kupienia Maca. Kiedy? Gdy eksportowałem 60 zdjęć w Lightroomie z RAW-ów z mocną edycją. Tylko wtedy. A montuje na nim codziennie po kilka godzin. To robi wrażenie.
Oczywiście, Mac mini nie jest idealny. Bazowe 256 GB pamięci to żart (nawet jak na tę cenę). Na szczęście problem rozwiązałem, dokupując dysk SSD, a wkrótce do mojego setupu dołączy tani NAS, który będzie pełnił funkcję magazynu danych. Poza tym, Apple, jak zwykle, każe sobie słono płacić za rozbudowę pamięci RAM, chociaż 16 GB wystarczy każdemu.
Mimo to, dla mnie Mac mini M4 to idealny kompromis między wydajnością, mobilnością, a ceną. W końcu kto powiedział, że do poważnej pracy potrzebny jest wielki, hałaśliwy komputer? Za 2999 zł (lub 2499 zł ze zniżką studencką) to świetny deal, który przekonał mnie znowu do ekosystemu Apple'a, od którego miałem odejść.
Powerbank Baseus z MagSafe
Gdy jesteśmy ciągle w ruchu, niezbędnym gadżetem stał się powerbank. Potrzebowałem czegoś, co pozwoli mi naładować iPhone'a w podróży, bez konieczności szukania gniazdka i - co ważne - bez plątaniny kabli. Mój wybór padł na powerbank Baseus z MagSafe, i to był strzał w dziesiątkę. 10 tys. mAh, Qi2, port USB-C oraz USB-a. Czego chcieć więcej? Waży swoje, ale też nie wychodzi poza obrys iPhone'a Pro Max.
Ile razy zdarzyło ci się potknąć o kabel od ładowarki? Albo nerwowo szukać go w pośpiechu? Mnie zdecydowanie za często. Dlatego z ulgą przyjąłem rosnącą popularność ładowania bezprzewodowego.
Co więcej, ten powerbank oferuje nie tylko ładowanie bezprzewodowe. Posiada również port USB-C, dzięki czemu mogę podłączyć do niego kabel i naładować inne urządzenie, np. smartwatcha czy słuchawki. A nawet aparat, którego bateria padła w najmniej oczekiwanym momencie.
CarPlay DIY – inteligentny samochód w zasięgu ręki
Mój samochód nie należy do najmłodszych (chociaż to 2016 r., ale jednocześnie Toyota, więc opóźniona nieco w rozwoju multimediów), dlatego producent nie przewidział w nim systemu multimedialnego z CarPlay. Na szczęście z pomocą przychodzą uniwersalne urządzenia-boxy, które pozwalają doposażyć starsze auta w tę funkcję. Montaż, choć wymagał chwili skupienia i obejrzenia kilku tutoriali na YouTubie, okazał się osiągalny, a efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
Teraz mogę korzystać z nawigacji Google Maps, słuchać podcastów na Spotify i odbierać połączenia bez odrywania rąk od kierownicy. CarPlay znacząco poprawił komfort i bezpieczeństwo jazdy, a przy okazji odmłodził wnętrze mojego samochodu. To idealny przykład na to, że czasem warto "pomajsterkować" samemu, by cieszyć się nowoczesnymi technologiami.
Całość w moim przypadku kosztowała mniej niż 400 zł i półtorej godziny spokojnej pracy w lecie. Efekt zadowala w 100 proc., i co najważniejsze, nie ingeruje w żaden sposób w auto (poza zajęciem portu AUX). Jak dla mnie, jeśli masz starsze auto i miejsce na ekran (lub masz ekran dotykowy, ale bez CP/AA), to mus nad musy. Technologiczny majstersztyk w prostym i - dla większości osób - tanim wydaniu.
GoPro Hero 12 Black
GoPro Hero Black to bez wątpienia królowa kamer sportowych. Producent postawił na ewolucję, a nie rewolucję, dopracowując i tak już świetny produkt. Co nowego znalazłem w dwunastce? Przede wszystkim ulepszoną stabilizację obrazu HyperSmooth 6.0, która radzi sobie z jeszcze większymi wstrząsami i drganiami. Dzięki temu nasze filmy będą płynne jak nigdy dotąd, nawet podczas najbardziej ekstremalnych aktywności.
Kolejną nowością jest tryb HDR, który pozwala na rejestrowanie szerszego zakresu tonalnego, co przekłada się na bardziej realistyczne i naturalne kolory. To szczególnie ważne w trudnych warunkach oświetleniowych, np. podczas nagrywania pod słońce lub w cieniu. Hero 12 Black oferuje również wyższy bitrate wideo, co przekłada się na lepszą jakość obrazu i więcej szczegółów.
Oczywiście Hero 12 Black zachowała wszystkie zalety swoich poprzedników. Nagrywa wideo w rozdzielczości 5,3K z prędkością 60 kl./s, oferuje szeroki kąt widzenia i jest wodoodporna do 10 metrów. Do tego dodajmy intuicyjną obsługę, wytrzymałą obudowę i wiele dostępnych akcesoriów, a otrzymamy kamerę idealną do uwieczniania naszych przygód. Albo i do gadania do kamery w domu, gdzie potrzeba coś szybko nagrać i nie martwić się o to, czy kamera jest dobrze ustawiona, albo czy telefon jest naładowany.
Ma swoje minusy, m.in. fatalną jakość obrazu w ciemnych pomieszczeniach, nagrzewanie się czy horrendalnie drogie, oficjalne akcesoria. Ale poza tym: jestem pod wrażeniem, jak tania i użyteczna jest ta mała kamerka.
Roomba Combo 10 Max
Muszę przyznać, że do tej pory podchodziłem do robotów sprzątających z dużą rezerwą. W przeszłości miałem okazję testować kilka tańszych modeli, które, delikatnie mówiąc, nie zachwyciły mnie swoją skutecznością. Ot, jeździły po mieszkaniu, obijając się o meble i zostawiając za sobą sporo kurzu. Dlatego do Roomby Combo 10 Max podszedłem z dużą dozą sceptycyzmu. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że ten robot to zupełnie inna liga.
10 Max to robot sprzątający, który w 2024 roku wyznaczył mi nowe standardy w dziedzinie automatycznego sprzątania. Jego największą zaletą jest połączenie funkcji odkurzania i mopowania w jednym urządzeniu. Dzięki temu może samodzielnie usunąć kurz, brud i plamy z podłóg, oszczędzając czas i energię.
Co wyróżnia Roomba Combo 10 Max? Przede wszystkim zaawansowany system nawigacji iAdapt 4.0 z technologią vSLAM, który pozwala robotowi precyzyjnie mapować pomieszczenia i omijać przeszkody. Potrafi również rozpoznawać rodzaj podłogi i automatycznie dostosowywać moc ssania oraz ilość wody do mycia. A dzięki funkcji inteligentnego planowania tras robot sprząta szybko i efektywnie.
Mały, tani i zaskakująco skuteczny lokalizator z Action
Zgubiony portfel, klucze do samochodu, plecak z laptopem… Każdy z nas zna ten stresujący moment, gdy nagle orientujemy się, że nie wiemy, gdzie podziały się nasze cenne przedmioty. Na szczęście w tym roku odkryłem Fresh 'n Rebel Smart – niewielki lokalizator z Action, który kosztuje grosze, a działa zaskakująco dobrze.
Przyznam, że do tej pory byłem sceptycznie nastawiony do tanich lokalizatorów. Wydawało mi się, że "co tanie, to drogie" i że tylko AirTag gwarantuje niezawodność. Okazało się jednak, że Fresh 'n Rebel Smart oferuje podobne funkcje w znacznie niższej cenie. Wystarczy sparować go z iPhone'em za pomocą aplikacji "Znajdź", a zagubiony przedmiot pojawi się na mapie. A jeśli zguba znajduje się gdzieś w pobliżu, można aktywować głośny sygnał dźwiękowy, który doprowadzi prosto do celu.
Co ważne, Fresh 'n Rebel Smart jest niezwykle cienki - ma rozmiar opakowania TicTaców - dzięki czemu można go bez problemu schować w portfelu czy kieszeni. Do tego jest dostępny w kilku kolorach, więc można go dopasować do swojego stylu.
Oczywiście, Fresh 'n Rebel Smart nie jest idealny. Brakuje mu funkcji precyzyjnego lokalizowania "Znajdź w pobliżu", która jest zarezerwowana dla AirTagów. Mimo to, za niecałe 30 zł otrzymujemy solidny lokalizator, który sprawdzi się w większości codziennych sytuacji. Dla mnie to gamechanger, który zachęcił mnie do przemyślenia AirTaga. Bo skoro tani lokalizator działa tak świetnie, to jak będzie działać produkt od Apple'a?
I pozbyłem się Apple Watcha...
Do tej pory byłem wierny Apple Watchowi. To taki gadżeciarski romans trwający od kilku lat. Ale w tym roku wszystko się zmieniło. Na mojej drodze pojawił się Huawei Watch Ultimate Green. I skradł moje serce (i nadgarstek). To nie jest kolejny smartwatch, który ląduje w szufladzie po tygodniu testów. To zegarek, który - mam przekonanie - zostanie ze mną na dłużej.
Huawei Watch Ultimate Green to smartwatch, który od pierwszego wejrzenia intryguje. Solidna koperta w połączeniu z głęboką, szmaragdową zielenią paska i bezelu tworzy kompozycję, która odróżnia go od morza czarnych i srebrnych smartwatchy. Wygląda imponująco, a przy tym elegancko. Chcę go nosić, a nie tylko muszę.
Ale Huawei Watch Ultimate Green to nie tylko piękny gadżet, ale i potężne narzędzie do monitorowania aktywności fizycznej i zdrowia. Do tego dodajmy zaawansowane funkcje zdrowotne, takie jak pomiar tętna, saturacji krwi, EKG, czy monitorowanie snu. Zegarek generuje szczegółowe raporty, które pozwalają mi lepiej zrozumieć moje ciało i dbać o formę. Ideał do biegania, do którego wróciłem po dwóch tygodniach przerwy.
Pomimo wielu zalet, Huawei Watch Ultimate Green ma też swoje ciemne strony. Przede wszystkim cena. Za ten model trzeba zapłacić prawie 4000 zł (choć w promocji można go dorwać taniej). Poza tym, choć HarmonyOS działa płynnie i intuicyjnie, to brakuje mu niektórych popularnych aplikacji, które są dostępne na Wear OS (a tym bardziej watchOS). To może być problem dla osób, które są przyzwyczajone do korzystania z konkretnych aplikacji na swoim smartwatchu. Do tego dochodzi kwestia rozmiaru i wagi. Huawei Watch Ultimate Green jest dość duży i ciężki, co może być problemem dla osób z małymi nadgarstkami.
Ale bateria zamazuje wszystkie negatywne opinie. Producent deklaruje do 14 dni pracy na jednym ładowaniu, co jest wynikiem naprawdę imponującym. W praktyce, przy intensywnym korzystaniu, czas pracy skraca się do około 8-10 dni, ale to i tak świetny rezultat. Taki, który deklasuje konkurencję. Mój stary Apple Watch SE wytrzymywał maksymalnie pół dnia, więc różnica jest kolosalna. Huawei Watch Ultimate Green to zegarek, który dotrzyma mi kroku w każdej sytuacji.
Na koniec jeszcze jedno
Znalazłoby się tutaj miejsce na DJI Neo, taniego drona od DJI, ale niestety przez polską pogodę, nie byłem w stanie z nim polatać zbyt długo. Poza tym ten dron za 899 zł (!) jest chyba najlepszą zabawką i materiałem do nagrywania, którą miałem w rękach od lat. I jego recenzji możecie się spodziewać już na początku stycznia.