REKLAMA

Kormorany. Ich odchody niszczą drzewa. Niektórzy mówią wprost - to szkodniki

Słyszał o nich pewnie niemal każdy, nawet jeśli mniej interesuje się przyrodą. Dla jednych symbol, dla innych problem. Przeciwnicy wytaczają ciężkie ciała. Ale czy faktycznie wyjątkowe ptaki są aż tak złe?

kormorany
REKLAMA

Symbolem odchodzącego lata są dla mnie kormorany. Niestety nie dlatego, że zwykłem obserwować moment, w którym odlatują. To sprawka dwóch panów: Piotra Szczepanika i Andrzeja Zauchy. Pierwszy nagrał i wypromował „Goniąc kormorany”, ale to wersja drugiego wzrusza mnie i zachwyca za każdym razem bardziej. Ciepły, ale zarazem smutny głos Zauchy idealnie pasuje do nostalgicznej pieśni żegnającej lato. I choć kryje się w niej nadzieja, to mimo wszystko dominuje trudny do opisania, ale doskonale rozumiany żal.

REKLAMA

A ten teledysk? Zaucha o ostatnim dniu w mazurskich stronach i smutnym lata zmierzchu śpiewa nad Wisłą, niedaleko Warszawy. W środku zimy. Śnieżnej i zapewne mroźniej. Tęsknota za latem i smutny, jakby nieobecny wzrok Zauchy nie mogą pozostawić obojętnym. „Już wracać czas” uderza jeszcze bardziej.

O piosence wspominam z dwóch powodów. Pierwszy - zróbcie sobie tę przyjemność i posłuchajcie Zauchy. I Szczepanika. A drugi - kormorany nie dla każdego są symbolem nostalgii.

Dookoła zielono, a tam łyso i szaro

O tym, że to wyspa kormoranów, dowiedziałem się później. Najpierw wzrok przykuł jej nietypowy wygląd. Dookoła wszystkie drzewa są zielone, bujne i pełne życia. Na wyspie zaś szare, gołe i smutne – jak po jakimś tragicznym zdarzeniu. Gdyby to była gra, każdy wiedziałby, że przed dopłynięciem do wyspy należy się dozbroić i odpowiednio przygotować, bo musi czaić się tam jakieś zło.

W rzeczywistości to nie żadne niebezpieczeństwo.

To po prostu kormorany.

Kormorany to wszechstronnie uzdolnione ptaki

Doskonale radzą sobie w wodzie. Jak pisał Marek Stankiewicz na łamach kwartalnika Wigierskiego Parku Narodowego, kormorany potrafią nurkować nawet na głębokość 10 m. Najczęściej jednak wystarczą im 2-3 m pod wodą, aby upolować rybę. Jedzą dużo – jeden osobnik potrafi zjeść dziennie ok. 0,4 kg. Zapotrzebowanie na pokarm rośnie w trakcie wychowywania młodych i wtedy ptaki mogą mieć apetyt nawet na 1,4 kg ryb. To jeden z powodów, dla których nie lubią ich wędkarze. Są bardzo silną konkurencją.  

Skrzydła kormoranów nie są wodoodporne, więc po wizycie w wodzie ptaki siadają i suszą pióra. I to właśnie długie przesiadywanie na drzewach sprawia, że lista osób, które nie przepadają za tymi ptakami, składa się nie tylko z wędkarzy.

Przewodnik Collinsa o ptakach wspomina o tej problematycznej kwestii dość tajemniczo. W opisie kormorana czytamy, że ptaki „gniazdując na drzewach w końcu zabijają las odchodami”. Bardziej precyzyjnie tłumaczył to Szymon Bzoma na łamach „Dzikiego Życia”. Autor zajmował się kormoranami, które jak sam zauważył „budzą skrajne emocje w społeczeństwie”.

Ptaki wykorzystują gałązki drzew szpilkowych do budowy swoich gniazd. Ale nie to jest największym problemem.

[Odchody kormoranów] dostarczają dużych ilości kwasu moczowego i innych szkodliwych substancji. W efekcie drzewa giną w ciągu kilku lat, pozwalając na gniazdowanie przez kolejnych kilka-kilkanaście. Kormorany zajmują wciąż nowe drzewa, a w miejscu po kolonii chętnie rośnie tylko bez czarny.

Właśnie dlatego jedna widzianych przeze mnie wysepek na mazurskim jeziorze była goła – bo zasiedliły ją kormorany. Udało mi się później do niej zbliżyć. Niestety nie na tyle, aby zrobić wyraźne zdjęcia, ale i tak widać było, że gałęzie są licznie zagospodarowane przez te ptaki. Widok był naprawdę wyjątkowy.

Ale nie dla każdego. Szukając informacji nt. kormoranów na wyspie, natknąłem się na facebookową dyskusję. Jedna z osób napisała:

[Wyspa była] piękna, wysoka, zalesiona. Gniazdował na niej przez lata orzeł rybołów. Potem powstał rezerwat ptaki i kormorany ją zawłaszczyły. Dziś ta wyspa to DRAMAT. Gołe drzewa, zniszczone przez kormoranie odchody i tylko cieniutki pasek zielonych krzaczków dookoła wyspy. Reszta – krajobraz po wojnie nuklearnej.

Podobnych alarmujących relacji w komentarzach było całkiem sporo. Czytając je można odnieść wrażenie, że Mazury to umarła kraina przejęta przez kormorany. Jeziora, owszem, są, ale bez ryb, bo „szkodniki” wszystko wyżarły. A drzewa to cieniutkie kikuty.

Jednak nawet na zdjęciach widać, że raptem niewielki kawałek wyspy „zawłaszczony” został przez kormorany. Dookoła jest zielono, podobnie jak w okolicach jeziora, które sam widziałem.

Na przesadzone obwinianie kormoranów zwracał uwagę również Bzoma:

(…) w moim przekonaniu skala tych zjawisk jest niewielka – większość kormoranów kolonizuje wierzby, olchy, często na wyspach, gdzie i tak nie ma gospodarki leśnej. Największa kolonia kormoranów w Polsce – położona na Mierzei Wiślanej, zajmuje ok. 100 ha lasu sosnowego. To dużo, ale to wciąż ułamek z kilkudziesięciu tysięcy hektarów takiego lasu na samej Mierzei Wiślanej. A to, co dla jednych jest matecznikiem szkodników, dla innych stanowi siedliska rzadkich zwierząt – owadów, dzięciołów itd.

Dla części komentujących kormorany są złe, bo zjadają ryby – a ryby są po to, żeby można je było łowić – i sprawiają, że drzewa wyglądają brzydko

Mam wrażenie, że to powszechny sposób myślenia. Natura ma nam się podobać i dlatego należy ją kontrolować. Nieważne, czy to trawnik przed domem, czy wyspa na mazurskim jeziorze. Ma być tak, żeby było elegancko wedle ludzkich standardów. Reszta nie jest ważna.

Widok wyróżniającej się gołej wysepki był ciekawy. Przykuwał oko. Obok tętni życie, a tam… też, ale inaczej.

Nie jest to jednak nic nowego, niestety. Cytowany wcześniej Marek Stankiewicz pisał, że kormorany były tępione na terenie Europy już od XVIII wieku. Dopiero wprowadzenie ich na listy gatunków chronionych „wpłynęło na bardzo szybką odbudowę populacji” – w Polsce doszło do tego w 1952 r. Mimo to ich obecność nadal jest dla wielu solą w oku.

REKLAMA

„W przypadku, gdy kormorany zajmują cenne drzewostany (jak wiekowe buki na klifie w Rzucewie nad Zatoką Pucką) – należy je skutecznie, ale bezkrwawo wypędzać. Łatwo to osiągnąć płosząc je wieczorem przez kilka dni z rzędu” – pisał Bzoma. Niestety zdarzało się, że wybierano przemoc i sięgano po broń.

Przykre, że różnorodność przyrody wciąż tak bardzo przeszkadza.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA