Boeing 2707 - ten samolot nie powstał. Obawiano się, że pogrąży Ziemię w globalnym mroku
Wyobraź sobie świat, w którym podróż z Nowego Jorku do Londynu zajmuje zaledwie 2,5 godziny - to właśnie obiecywał Boeing 2707. Superszybki samolot pasażerski, który miał zrewolucjonizować podróże lotnicze.
W latach 60. XX wieku świat lotnictwa stał na progu nowej ery – ery podróży naddźwiękowych. Był to czas, gdy marzenia o szybkich podróżach przez Atlantyk mogły stać się rzeczywistością. W listopadzie 1962 r. ogłoszono projekt Concorde, budowy pierwszego naddźwiękowego samolotu pasażerskiego. Pomimo wątpliwości co do ekonomicznego sukcesu, duma narodowa i względy polityczne doprowadziły do szerokiego poparcia dla projektu we Francji i Wielkiej Brytanii, które stały za projektem. Wielkim orędownikiem budowy samolotu był Charles de Gaulle, prezydent Francji.
Wywołało to coś w rodzaju fali paniki w innych krajach, ponieważ powszechnie wierzono, że prawie wszystkie przyszłe samoloty komercyjne będą naddźwiękowe i wyglądało na to, że Europejczycy zaczną z ogromną przewagą. Jakby tego było mało, szybko okazało się, że nad podobnym projektem, oznaczonym jako Tu-144, pracują także Sowieci.
Trzy dni po ogłoszeniu Concorde, Najeeb Halaby, dyrektor Federalna Administracja Lotnictwa USA, napisał list do prezydenta Kennedy'ego, sugerując, że jeśli nie rozpoczną natychmiast własnego programu naddźwiękowego samolotu pasażerskiego, Stany Zjednoczone stracą 50 tys. miejsc pracy i 7 mld dochodów.
Boeing 2707 - tytanowy samolot
Tak, w odpowiedzi na wyścig technologiczny z Europą, narodził się w 1963 r. projekt Boeing 2707. Miał to być najlepszy i najszybszy samolot pasażerski na świecie. Program oznaczony był też po prostu jako SST, czyli supersonic transport (transport naddźwiękowy).
Lecieliśmy na Księżyc, a w Ameryce panowało przekonanie, że nie ma niczego, czego nie moglibyśmy osiągnąć. Że cokolwiek sobie postanowimy, nieważne, ile to będzie kosztować i jak wiele wymagać będzie pracy, jest w naszym zasięgu. SST jest symbolem tego okresu, kiedy mogliśmy zrobić wszystko, co planowaliśmy. Był to największy program Boeinga i, poza misją Apollo na księżyc NASA, był to największy projekt lotniczy w Ameryce
- mówi historyk Boeinga, Michael Lombardi.
Boeing 2707 miał być prawdziwym cudem techniki: osiągać prędkość 3 Ma (ponad 3700 km/h), zabierać na pokład 300 pasażerów i pokonywać dystans 7000 km bez międzylądowania.
Samolot miał być napędzany czterema silnikami turboodrzutowymi General Electric GE4, umieszczonymi pod skrzydłami. Był to najmocniejszy silnik swojej epoki. Miał prawie 10 m długości i siłę ciągu trzy razy większą niż silniki J79 w myśliwcu F-4 Phantom.
Konstrukcja kadłuba miała być wykonana z tytanu, lekkiego i wytrzymałego materiału odpornego na wysokie temperatury. Maszyna miała być też wyposażona w ruchome skrzydła typu “swing-wing”, które mogły zmieniać kształt w zależności od potrzeb lotu. Samolot miał latać na wysokości 20 km, czyli dwa razy wyżej niż dzisiejsze samoloty liniowe. Dlatego też okna dla pasażerów miały mieć tylko 15 cm średnicy. By zrekompensować to pasażerom, wewnątrz zamontowano szkła powiększające, powiększające obraz wpadający przez okienka.
Więcej o niezwykłych samolotach przeczytasz na Spider's Web:
- Lockheed Flatbed to najdziwniejszy samolot w dziejach. Miał przewozić ładunki na pace
- Przerobili Jumbo Jeta na latające lotnisko. Miały z niego startować mikromyśliwce
- Najbrzydsze samoloty wojskowe w historii. Uwaga, od patrzenia bolą oczy
- Boeing 747. Oto najciekawsze wojskowe wersje Jumbo Jeta
- Wyglądał jak Concorde i miał nieść atomową zagładę. Oto niesamowita historia Walkirii
Samolot, który mógł zabić ozon
Boeing pokonał konkurentów w wyścigu na dofinansowanie projektu przez rząd USA. Do 1969 r. zebrał też zamówienie na 122 maszyny. Niestety, projekt napotkał wiele problemów technicznych i finansowych. Koszty budowy rosły lawinowo, a technologia nie nadążała za ambitnymi planami. W październiku 1968 r. firma została ostatecznie zmuszona do rezygnacji ze skrzydeł o zmiennej geometrii, które miały mieć nowe samoloty.
Mimo to Boeing otrzymał od rządu USA zamówienie na budowę dwóch prototypów. Prace nad pełnowymiarową makietą i dwoma prototypami rozpoczęły się we wrześniu 1969 r., z dwuletnim opóźnieniem. Niestety, w 1971 r., Kongres Stanów Zjednoczonych anulował finansowanie projektu, co ostatecznie doprowadziło do jego zakończenia. Program pochłonął ponad miliard dolarów.
Problemem były między innymi wysokie koszty produkcji i eksploatacji, a także obawy związane z wpływem lotów naddźwiękowych na środowisko – szczególnie efekt “sonic boom”, czyli głośny huk towarzyszący przełamaniu bariery dźwięku.
To jednak nie wszystko. Obawiano się, że para wodna uwalniana przez silniki Boeing 2707 do stratosfery pogrąży Ziemię w "globalnym mroku". Doradca prezydenta Russell Train ostrzegł, że flota 500 takich maszyn lecących na wysokości 20 000 m przez lata może podnieść zawartość wody w stratosferze nawet o 50–100 proc.
Miałoby to doprowadzić do większego nagrzewania się warstwy gruntu i być zabójcze dla warstwy ozonowej. Później odkryto też, że dodatkowe zagrożenie dla ozonu stanowią tlenki azotu w spalinach.
Co ciekawe w połowie lat 90. XX wieku przeprowadzono na Massachusetts Institute of Technology badania, które wykazały, że w rzeczywistości 500 kursujących regularnie Boeingów w ciągu 20 lat powiększyłoby dziurę ozonową o 2 proc.
Ważny etap w historii lotnictwa
W 1971 r., po 8 latach prac, Boeing ogłosił anulowanie projektu 2707. Chociaż Boeing 2707 nigdy nie wzbił się w powietrze, jego historia jest fascynującą opowieścią o ambicji, innowacjach i wyzwaniach technologicznych.
Chociaż Boeing 2707 nigdy nie wzbił się w powietrze, jego historia nie poszła na marne. Projekt przyczynił się do rozwoju wielu technologii, które wykorzystywane są we współczesnych samolotach pasażerskich, m.in. w zakresie materiałów konstrukcyjnych, silników i aerodynamiki.
Boeing 2707 to symbol niespełnionych marzeń, ale także ważny etap w rozwoju lotnictwa. Historia tego samolotu przypomina nam, że nawet najbardziej ambitne projekty mogą napotkać nieprzewidziane przeszkody.
Choć nigdy nie wzbił się w powietrze, jego dziedzictwo żyje w sercach entuzjastów lotnictwa i inżynierów, którzy nadal dążą do przekraczania granic możliwości w podróżowaniu.