Wbiłem na forum internetowe i zaraz uciekłem. Jeśli myślisz, że kiedyś było lepiej, mylisz się
W narzekaniach na współczesny internet prędzej czy później musi pojawić się refleksja, że dawniej w sieci było jakoś tak inaczej, lepiej. Wróciłem na forum internetowe, gdzie przecież powinno być pełno dinozaurów pamiętających te przyjemniejsze czasy i zachowujących się według starych zasad. I wiecie co? To był smutny powrót do przeszłości.
Spełniłem swoje marzenie i zobaczyłem cały koncert Morrisseya na żywo. A nawet dwa. Po niemal dziewięciu latach od feralnego występu w Warszawie, kiedy były wokalista The Smiths zszedł ze sceny urażony brzydkim okrzykiem kogoś z publiczności, ponownie zobaczyłem postać, którą niezwykle szanuję i tym raczej obyło się bez rozczarowania. Wiedziałem, że to będzie dla mnie magiczne przeżycie, więc ostatnie tygodnie polegały na odsłuchiwaniu płyt, oglądaniu koncertów, a w końcu także na wizytach na forum internetowym artysty. Tak, tak, istnieją jeszcze takie miejsca.
Przed koncertami rzucałem na wpisy jednym okiem, ale po zaczęło mi bardziej zależeć, bo chciałem chłonąć atmosferę i razem z innymi przeżywać ważne dla mnie wydarzenie długo po jego zakończeniu. Nic z tego. Forum okazało się lawiną narzekań. A to nie te piosenki, a to publika markotna, a to spodnie Morrisseya dziwne (serio), zaś gitarzysta chyba się postarzał i nie wygląda już jak w 1991, szok. Kiedy stałem pod sceną, ludzie śpiewali, reagowali entuzjastycznie, cieszyli się, że widzą kogoś, kogo cenią. A potem czytałem, jak to publika była nie taka, jak trzeba, miejsce kiepskie, wszystko nie tak. Mnóstwo złej, toksycznej krwi. Ludzie, o co wam chodzi?
Można byłoby to bardzo łatwo wytłumaczyć – media społecznościowe takie dziś są
Rafał użył mocniejszych słów pisząc, że to rak. Jeden z czytelników zadał celne pytanie: czy w sumie kiedyś było lepiej? Na przykład Przemek Pająk uważa, że tak:
Dziś dokładnie tak uważam. Kiedyś było lepiej. Internet był dużo lepszym miejscem. Fajniejszym, milszym, bardziej otwartym, na wyższym poziomie merytorycznym, mniej skomercjalizowanym, słabiej zinstytucjonalizowanym oraz niesłużącym do ciągłej walki.
Wizyta na forum Morrisseya przypomniała mi, że było jednak inaczej. Bo tak naprawdę to, co przeczytałem niedawno, niespecjalnie różniło się od wielu dyskusji obserwowanych dawniej w innych rejonach sieci, gdy fora internetowe były jeszcze popularne. Dawne odpowiedniki dzisiejszych mediów społecznościowych niemal od zawsze były zaprzeczeniem tego, o czym wspomniał Przemek.
Zawsze były kąśliwe, często obraźliwe odpowiedzi, specyficzni użytkownicy, którzy atakowali za byle co (głupku, temat wałkowany wielokrotnie) i wręcz negatywne nastawienie do kogoś nowego. A potem ci z piętnastoma postami odgryzali się innym nowym, udając, że należą do starej szkoły, do tych, którzy na forum są od zawsze.
Przecież toksyczność ówczesnych for internetowych znajdziemy nawet w piosenkach. Kazik na płycie Kultu Salon Recreativo w utworze "Forum internetowe" już w 2001 narzekał na tych, którym wiecznie nic nie pasuje:
A czemu gdy był, to nic tylko spał? Ze mną co lubię go gadać nic nie chciał. A czemu to gra? A tamtego nie? Chyba nas wszystkich nic nie szanuje
Jeszcze dalej szedł choćby Grabaż, który w "Żyję w kraju" z 2009 roku tak oceniał internetowe spory:
Bywasz piekącym jadem trollów
Na internetowym forum
Vivat Polonia frustrata! Vivat Dąs Psychopata!
Jam nieudacznik grafoman i śmieć
Tylko tu możesz być bogiem - na wszystkich podnosisz nogę
Załatwiasz te sprawę jak pies
Można powiedzieć, że oni też byli boomerami (i w wielu kwestiach faktycznie tak jest, wybaczcie złośliwość), ale mimo wszystko jest to jakiś zapis ówczesnej rzeczywistości, która wcale nie była tak kolorowa jak sobie wyobrażamy czy różna od tego, co obserwujemy dzisiaj.
To jednak prowadzi do innego, kto wie, czy jeszcze nie bardziej smutnego wniosku:
Z nami, ludźmi, jest coś nie tak
Nie mogę się z tym zgodzić, chociaż przecież wszystko prowadzi właśnie do takiej konkluzji. Tyle że na tym feralnym morrissey'owym forum znalazłem też nagrania z dwóch koncertów, na których byłem. Ktoś zarejestrował dwa występy, podzielił na kawałki i udostępnił, choć mógł przecież zachować dla siebie. W tym samym temacie, w którym później niektórzy narzekali na wygląd artysty, inna osoba wpis po wpisie relacjonowała innym, co teraz jest grane. To rzecz jasna każe się zastanowić, czy klepanie w klawiaturę na koncercie to odpowiednie zajęcie, ale pomyślcie tylko: ktoś się poświęcił, żeby inni wiedzieli, jakie utwory są grane na początku trasy.
Właśnie dlatego z takim smutkiem czytam teksty Przemka czy Rafała, bo ciągle uważam internet za wspaniałe miejsce. Trudne, pełne problemów i stale rodzących się zagrożeń. Jednocześnie nigdy nie miałem dostępu do tak wielu treści, do źródeł, do kultury, do wciąż ciekawych dyskusji, opinii czy polecanek. Oczywiście, że dotrzeć do tego jest trudniej, bo internet nie jest globalną wioską z kilkoma chatami i dwiema ulicami na krzyż, a ogromną metropolią ciągnącą się po horyzont. Wciąż jednak uważam, ze warto się wysilić, aby znaleźć coś dobrego dla siebie. Mogę narzekać na Muska, który niszczy Twittera, ale ciągle na tym portalu znajdę kogoś, kto poleci dobrą płytę albo napisze coś śmiesznego, fajnego, wartościowego. I dlatego pozostanę naiwniakiem optymistą: jeszcze internet nie umarł, jeszcze dużo dobrego przed nami.