REKLAMA

Stworzyli mapę zlikwidowanych połączeń kolejowych. Sami zdziwili się, że jest tak źle

Jeżeli zastanawiacie się, dlaczego Polacy nie jeżdżą pociągami i czemu kolej ma u nas tak pod górkę, to ta mapa odpowie na wasze wątpliwości. Jak na dłoni widać upadek tej formy transportu: od 1989 roku zaczęło się wielkie likwidowanie połączeń.

Mapa zlikwidowanych połączeń kolejowych w Polsce. Jest źle
REKLAMA

"Oto mapa linii kolejowych, na których zawieszono kolejowy ruch pasażerski od początku III RP. Siedzimy w branży od lat, ale tworząc mapę, sami się zdziwiliśmy, że jest aż tak źle" - napisali jej autorzy, Stowarzyszenie Ekonomiki Transportu.

REKLAMA

Te najbardziej rzucające się w oczy czerwone linie to odcinki z zawieszonym ruchem pasażerskim (część z tych linii zostało już rozebranych; inne istnieją fizycznie, ale są zamknięte dla jakiegokolwiek ruchu kolejowego; na jeszcze innych prowadzony jest ruch, ale tylko towarowy). Z kolei zielone odcinki to takie, gdzie wprawdzie prowadzony jest ruch pasażerski, ale z ograniczeniami.  

"Np. sam ruch dalekobieżny bez ruchu regionalnego albo pociągi kursujące tylko w weekendy/ wakacje/ wybrane dni tygodnia" - wyjaśniają twórcy mapy.

Widok jest przerażający, bo praktycznie cała zachodnia Polska pokryta jest bliznami po usuniętych połączeniach. Wprawdzie autorzy zaznaczają, że bazą do stworzenia mapy był ostatecznie sieciowy rozkład jazdy pociągów na lata 1988-89 - więc zlikwidowane połączenia to "zasługa" III RP - ale proces dewastacji rozpoczął się wcześniej.

Pisał o tym Karol Trammer w książce "Ostre cięcie". Początek ciężkich dla polskiej kolei czasów to lata 80., kiedy trzeba było zaciskać pasa. Duże, spalające mnóstwo paliwa lokomotywy faktycznie były łatwym celem do zlikwidowania i szukania oszczędności. Czesi wprawdzie poszli inną drogą - czego do dziś im zazdrościmy - a u nas zaczęło się kopanie leżącego.

Sabotaż. Tak w skrócie można nazwać to, co działo się z polską koleją w latach 90. i trwało długie, długie lata

Powyższa mapa pokazuje to najlepiej. Ona odpowiada na pytanie, dlaczego ludzie przesiedli się do samochodów. Po prostu nie było innego wyjścia.

Karol Trammer pisał o miejscowościach, przez które wcześniej przejeżdżał pociąg. Wraz z likwidacją przemysłu, co miało miejsce w wielu miastach, wzrosło bezrobocie. Spadła więc liczba pasażerów, a potem połączeń. Nikt nie myślał o tym, że pozostawienie pociągów pozwoli mieszkańcom wrócić na rynek pracy, bo przecież jakoś muszą do niej dojeżdżać. Tam, gdzie składy zostawały, jeździły w nielogicznych porach. Jakby ktoś celowo utrudniał pasażerom życie, by pokazać, że pociąg to transport nieopłacalny, skazany na porażkę.

Dopiero od niedawna tak naprawdę poważnie mówi się o problemie, jakim jest wykluczenie transportowe. Tam, gdzie pociąg nie dojeżdża, ludzie są skazani na łaskę bądź niełaskę prywatnych przewoźników, bo PKS-y przeżyły jeszcze większą zapaść. A potem patrzymy na mapę zlikwidowanych połączeń i widzimy, że mogło być inaczej.

PKP wstaje z kolan, ale trochę się przewraca

Niby co chwila narodowy przewoźnik chwali się rekordem liczby przewożonych pasażerów. Pytanie tylko, jak długo ludzie w pociągach pozostaną. Podwyżki cen biletów, ciągle spóźniające się pociągi - mimo że nie zawsze to wina PKP - jednak idą na ich konto. Bycie entuzjastą kolei jest w Polsce bardzo trudne. Ciągle pomarzyć możemy choćby o nocnych pociągach, ich liczba jest rozczarowująco mała.

REKLAMA

Plusem są jednak mniejsi przewoźnicy, realizujący połączenia w województwach. ŁKA, Koleje Śląskie, Koleje Dolnośląskie, Koleje Wielkopolskie, Koleje Mazowieckie - zdarza mi się nimi często jeździć i one naprawdę dają nadzieję, że Polacy z chęcią wrócą do pociągów. Połączeń jest coraz więcej, składy wygodne i nowoczesne, a obsługa bardzo miła. Tylko łatanie dziury powstałej przez dwie ostatnie dekady zajmie nam jeszcze dużo czasu.

zdjęcie główne: Krzysztof Bubel / Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA