To ma być powrót do korzeni. OnePlus 10T ma absolutnie topową specyfikację w niższej cenie
To ma być powrót do korzeni. OnePlus 10T oferuje absolutnie topową specyfikację w cenie znacznie niższej niż ta, do której firma przyzwyczaiła nas w ostatnich latach. Pytanie tylko, czy to wystarczy, by zmyć kilka lat rozczarowań?
OnePlus kiedyś zrobił prawdziwy szum. Ich pierwszy telefon był przełomowym smartfonem z Androidem, bo jako pierwszy oferował wydajność zarezerwowaną dotychczas dla najdroższych urządzeń, w cenie średniaka, na którą każdy mógł sobie pozwolić. Potem przez kilka generacji OnePlus rozwijał tę koncepcję, trzymając się swojej mantry „Never Settle” i rozpieszczając użytkowników naprawdę rewelacyjnym stosunkiem ceny do jakości.
A potem OnePlus przestał być małym, niezależnym pododdziałem wielkiego konglomeratu BBK, lecz przekształcił się w istotny element biznesplanu, toteż musiał zacząć na siebie zarabiać. Potem przyszło połączenie OnePlusa z Oppo i… co tu dużo mówić, mniej więcej od czasu OnePlusa 8 każda premiera była wielkim rozczarowaniem, zwłaszcza że wiązała się z coraz to wyższymi cenami. OnePlus 10 Pro kosztuje dziś więcej niż nowy iPhone (!) czy Galaxy S i nawet jeśli dorównuje im możliwościami (choć raczej nie dorównuje), to nie tego po OnePlusach oczekują fani marki.
OnePlus chyba w końcu usłyszał te jęki zawodu, bo nawet podczas oficjalnej premiery przedstawiciel firmy przyznał: „zeszliśmy z obranej drogi”.
OnePlus 10T to powrót do korzeni.
A przynajmniej tak twierdzi producent, który wydaje na rynek telefon z topową specyfikacją w cenie o całe 130 euro niższej od OnePlusa 10 Pro (799 lub 899 euro, zależnie od wariantu pamięci). Nie znamy jeszcze oficjalnej ceny w złotówkach (tę poznamy bliżej debiutu, 11 sierpnia), ale obstawiam, że w Polsce OnePlus 10T będzie wyceniony na co najmniej 3799/3999 zł.
Nie nazwałbym co prawda tej ceny przesadnie okazyjną, ale w dobie astronomicznie wysokiej inflacji i rosnących cen wszystkiego nie można na nią narzekać. Co dostaniemy za te pieniądze?
Przede wszystkim nowy procesor Qualcomm Snapdragon 8+ gen. 1, wspierany przez 8 lub 16 GB RAM-u i 128/256 GB miejsca na dane.
OnePlus poszedł tu również na przedziwny kompromis – otóż model 10T nie jest wyposażony w fizyczny suwak wyciszający urządzenie, który był obecny w topowych urządzeniach marki od początku jej istnienia. Firma zarzeka się, że suwak powróci w innych modelach, ale tym razem usunięto go, by zrobić miejsce przede wszystkim większej liczbie anten, których jest tu aż 15 (a tym samym poprawić jakość sygnału, która w OnePlusach bywała kiepskawa), lepszemu chłodzeniu do utrzymania nowego procesora w ryzach oraz by zrobić miejsce dla większego akumulatora. Ten ma pojemność 4800 mAh i jest ładowany super szybką ładowarką 150W SuperVOOC. Naładowanie do pełna ma potrwać raptem 19 minut. Nie ma tu niestety ładowania bezprzewodowego, podobnie jak… kilku innych rzeczy.
OnePlus 10T czy OnePlus 10 Pro – czego zabrakło?
O ile na papierze nowy OnePlus 10T ma potężniejszą specyfikację i większy akumulator od modelu 10 Pro, to w specyfikacji widać też kilka przedziwnych kompromisów, które najwyraźniej OnePlus musiał poczynić, by obniżyć cenę urządzenia.
Pierwszy z nich to ekran AMOLED 6,7”, który ma niższą rozdzielczość (FullHD+) i nie jest panelem LTPO, lecz przełącza się dynamicznie między odświeżaniem 60, 90 i 120 Hz. Takie samo rozwiązanie testuję właśnie w Asusie ZenFone 9 i działa ono bardzo dobrze, ale daleko mu do płynności i energooszczędności prawdziwie adaptacyjnych wyświetlaczy, jak np. ten, który znajdziemy w OnePlusie 10 Pro.
Kolejny brak to wodo- i pyłoszczelność IP68. OnePlus 10T oferuje co najwyżej odporność na zachlapanie (IPX4), co przy tej cenie jest mimo wszystko zaskakujące. Nigdzie nie znajdziemy tu też logo Hasselblad, bo partnerstwo z legendą fotografii nie obejmuje tego modelu. OnePlus 10T nie oferuje też tak zaawansowanego toru optycznego, jak droższy model. Mamy tu 50-Megapikselowy sensor IMX766, a do tego 8-megapikselowy aparat z obiektywem ultrawide, 2-Mpix aparat macro i 16-Mpix aparat przedni. Nie spodziewam się cudów, ale taki zestaw powinien wystarczyć do robienia zdjęć w dobrych warunkach oświetleniowych. Na rezultaty zbliżone do sztandarowych modeli nie ma jednak co liczyć.
OnePlus 10T może się podobać.
Choć jego cena jest nadal nieco za wysoka, to nie da się ukryć, że sporej grupie użytkowników OnePlus 10T może się podobać. Zwłaszcza tym, którzy nad dobry aparat cenią sobie dobrą wydajność, a jednocześnie nie chcą kupować telefonu „dla graczy”, świecącego się jak bożonarodzeniowa choinka.
Nie nazwałbym OnePlusa 10T powrotem do korzeni, jak ochrzcili go jego twórcy, ale jest to krok w dobrą stronę, który pokazuje, że OnePlus jednak nie zapomniał, za co pokochali tę markę użytkownicy i będzie się starał na nowo ich w sobie rozkochać.