Świetne audio do twojego wideo. Przetestowałem dwa zestawy mikrofonów, które sprawdzą się z aparatem i smartfonem
Wideo wyrosło w ostatnich latach na najpopularniejszy format przekazu treści. Wszyscy nagrywają wideo - nie tylko przy pomocy profesjonalnych aparatów, ale także posiadanych pod ręką smartfonów. Przetestowałem ostatnio akcesoria, które zadbają o to, by nasze wideo nie tylko ładnie wyglądało, ale też brzmiało. Oto test mikrofonów Sennheiser XSW-D i Memory Mic.
Dźwięk jest najczęściej pomijanym aspektem przez domorosłych twórców wideo, a nawet na szczeblu półprofesjonalnym często nie poświęca mu się tyle uwagi, co jakości obrazu. A to błąd, bo nawet najpiękniejszego wideo nie będzie się dało oglądać, jeśli audio będzie fatalne. Z kolei nawet niezbyt ładne wideo można przetrawić, jeśli tylko dźwięk będzie znośny.
W poszukiwaniu nowego rozwiązania dla swoich potrzeb wideograficznych przetestowałem dwa zestawy mikrofonów od Sennheisera – jeden do wykorzystania z aparatem/kamerą wideo, drugi stricte przeznaczony do smartfona.
Sennheiser XSW-D to najprostszy w użyciu bezprzewodowy mikrofon, z jakiego w życiu korzystałem.
Każdy, kto kiedykolwiek używał zestawu mikroportów do nagrywania dźwięku do wideo wie, jak upierdliwe potrafią to być urządzenia. Gubiące się częstotliwości, wystające antenki (w przypadku mikroportów starego typu), skomplikowane menu, konieczność pamiętania o wymianie baterii, duże gabaryty…
Sennheiser XSW-D Lavalier Set jest dokładną antytezą klasycznego mikroportu, co ma swoje plusy i minusy.
Zacznijmy od plusów. Niewątpliwym plusem bezprzewodowego zestawu od Sennheisera są jego gabaryty i jakość wykonania. Plastikowa obudowa nadajnika i odbiornika jest niebywale solidna. Obydwa elementy wyglądają też identycznie – rozpoznać je można w zasadzie tylko po ikonce u dołu obudowy. Oczywiście mówię o zestawie dedykowanym do aparatu – jeśli wybierzemy Sennheisera XSW-D w wariancie do mikrofonu doręcznego lub instrumentu, bez trudu rozpoznamy co jest czym po samej końcówce XLR.
Obudowa nadajnika i odbiornika to bardzo prosta konstrukcja – mamy tu tylko jeden przełącznik, diodę, gniazdo 3,5 mm i gniazdo USB-C do ładowania.
W zestawie są też odpowiednie klipsy do nadajnika/odbiornika, aby przytwierdzić jeden z elementów do gorącej stopki aparatu, a drugi np. do spodni. Mamy tu również świetnie brzmiący mikrofon ME2-II i przewód do połączenia z aparatem.
Warto dodać, że zarówno przewód mikrofonu jak i przewód łączący odbiornik z aparatem mają wbudowane zabezpieczenie z gwintem. Nie ma więc szans, by niechcący wypiąć przewód czy to z nadajnika, czy z odbiornika.
Jak to brzmi? Przy użyciu zestawu Sennheiser XSW-D Lavalier Set nagrałem kilka filmów, w tym poradnik o fotografii nocnej. Pomimo tego, że niektóre z fragmentów nagrywane były w bardzo wietrznym otoczeniu, a inne w samym sercu miejscowości nadmorskiej w szczycie sezonu, audio brzmi bardzo wyraźnie i czysto. Na nagraniu nie była zastosowana żadna korekta graficzna – jedynie Hard Limiter ustawiony na -3 dB:
Pomijając świetne brzmienie, świetna jest również prostota obsługi i parowania urządzeń. Wystarczy wcisnąć przycisk na obudowach obydwu elementów – gdy lampka migocze, oznacza to, że szuka połączenia. Gdy świeci się jednolitym, zielonym kolorem – oznacza to połączenie z drugim elementem. Gdy świeci się na żółto – oznacza to konieczność podłączenia elementu do ładowania.
Akumulator wystarcza na spokojne 4-5 godzin nagrań.
Podczas dwóch tygodni testów nie zanotowałem ani jednego przypadku, w którym zestaw rozłączyłby się lub okazywał jakiekolwiek inne problemy. Wszystko działało doskonale. Dokładnie tak, jak powinien działać profesjonalny sprzęt – praktycznie bezobsługowo.
Prostota i bezobsługowość są jednak nie tylko zaletą, ale też ogromną wadą zestawu Sennheiser XSW-D. Brak tu jakiegokolwiek wyświetlacza pozwalającego chociażby na zmianę częstotliwości lub wygodne połączenie z drugim odbiornikiem. Co gorsza, brakuje też wskazań poziomów audio, co zmusza do posiłkowania się wskaźnikami wewnątrz aparatów, a te – zależnie od konkretnego modelu – bywają niezbyt dobrym wyznacznikiem tego, czy nagrywany dźwięk jest czysty, czy też nie.
Co do czystości dźwięku, to o ile nie mogę nic zarzucić zestawowi od strony jakości, tak domyślnie wysyłany do aparatu sygnał jest dość niski. To zaś sprawia, że konieczne jest podbicie czułości preampu w aparacie, co – zależnie od aparatu – może skutkować pojawieniem się niepożądanych szumów. O ile w Sony A7III, który ma dobre preampy, żadne szumy nie wystąpiły po takim zabiegu, tak w Olympusie EM-1 mkII, który ma fatalne preampy, szum pojawił się niemal natychmiast.
Brakuje też wyraźnego wskazania poziomu naładowania akumulatorów – wychodząc z domu na zdjęcia nigdy nie mamy pewności, czy zielona dioda oznacza pełne naładowanie, czy może po kilku minutach nagrań kolor zmieni się na żółty, a akumulator wkrótce się rozładuje. To sprawia, że z przezorności zawsze kończyłem dzień podłączając elementy zestawu do ładowarki.
I w końcu dochodzimy do ceny, która jest największą bolączką produktu Sennheisera. Nie dlatego, że jest wysoka – 1500 zł za taki zestaw to naprawdę okazyjna cena, zwłaszcza że dołączony do niego mikrofon oferuje naprawdę świetną jakość. Jest wysoka, bo Rode oferuje zestaw Wireless GO niemal o połowę taniej. Co prawda jest to zestaw bez mikrofonu, nawet gdy dokupimy do zestawu dedykowany lavalier uzyskamy niższą cenę niż to, co za swój zestaw życzy sobie Sennheiser.
Rode Wireless GO jest przy tym mniejszy, ma wyświetlacz z kompletem niezbędnych informacji, nadajnik ma wbudowany zapasowy mikrofon, a akumulator oferuje nawet 7 godzin czasu pracy. Sennheiser może i jest lepiej wykonany, prostszy w obsłudze i lepiej brzmi, ale przy tak dużej różnicy w cenie to właśnie Rode jest bardziej korzystnym wyborem, choć… wszystko zależy od potrzeb.
Osobiście bardziej cenię sobie bezobsługowość niż dodatkowe funkcje, więc moje pieniądze nadal stawiam na Sennheisera, choć pewnie jestem tutaj w mniejszości. XSW-D to kapitalny produkt, ale przy tak niskiej cenie Rode Wireless GO trudno oczekiwać, by przebił konkurenta popularnością.
Sennheiser Memory Mic – w końcu solidne rozwiązanie dla smartfona z Androidem.
Jeśli chodzi o nagrywanie audio smartfonami z Androidem, w 8 przypadkach na 10 można rozłożyć ręce, w 1 z 10 nagrać dźwięk wbudowanymi mikrofonami, a w pozostałym podłączyć Sennheisera Memory Mic.
Niestety, to, jak producenci smartfonów z Androidem podchodzą do kwestii nagrywania dźwięku, to żenada, kpina i wiadro pomyj wylanych na głowy konsumentów.
Do iPhone’a można kupić ogromną liczbę dedykowanych akcesoriów – sam przetestowałem mikrofon doręczny czy słuchawki umożliwiające nagrywanie audio przestrzennego. Ba, przez Lightning (lub adekwatną przejściówkę) możemy też podłączyć dedykowany mikrofon i w ten sposób nagrywać dźwięk.
W przypadku Androida nie jest to takie proste. Rozwiązań pod USB-C po prostu nie ma. A jeśli nawet nasz smartfon ma jeszcze jacka 3,5 mm, to wcale nie znaczy, że podłączymy doń mikrofon. Załóżmy jednak, że udało się mikrofon podłączyć, czy to „tak ot”, czy stosując przejściówkę TRS-TRRS: nadal nie gwarantuje to nagrania dźwięku do naszego wideo, ponieważ większość smartfonów nie umożliwia nagrywania zewnętrznego audio w domyślnej aplikacji aparatu!
Tego ostatniego ograniczenia nie rozwiązuje też Sennheiser Memory Mic, uciekając się – podobnie jak inne tego typu rozwiązania – do dedykowanej aplikacji producenta. Ma ona mniej opcji od aplikacji domyślnej czy zaawansowanych aplikacji jak np. Filmic Pro, ale to jedyna opcja.
Sennheiser Memory Mic łączy się ze smartfonem przez Bluetooth i oferuje stabilne połączenie do ok. 30 m. Jak na mikrofon krawatowy cała konstrukcja jest dość duża i ciężka – po zapięciu magnetycznego klipsu na koszulkę masa urządzenia ciągnie je w dół. Lepiej więc przypinać mikrofon do czegoś bardziej stabilnego, np. paska od torby czy kołnierza koszuli.
Sennheiser Memory Mic to jednak znacznie więcej niż tylko mikrofon krawatowy. Ten sam magnetyczny klips umożliwia przypięcie mikrofonu do metalowej powierzchni; możemy go też po prostu położyć np. na blacie i używać jako mikrofonu pojemnościowego. Oznacza to, że mikrofonu możemy używać nie tylko do wideo, ale także samodzielnie, nagrywając tylko dźwięk – to świetna opcja dla studentów, dziennikarzy czy entuzjastów.
Jakość dźwięku generowana przez Sennheiser Memory Mic jest kapitalna. Kapsuła mikrofonu jest duża, bez problemu radzi sobie nawet w hałaśliwym otoczeniu i zbiera głębokie, pełne detalu audio. I lepiej, żeby to robił, bo kosztuje ponad 800 zł, co jest bardzo wysoką kwotą jak na mikrofon do smartfona, ale relatywnie niewielką jak na oferowaną przez Sennheisera jakość.
A jak to brzmi można posłuchać od 9:40 na poniższym filmie, gdzie przełączam się między wbudowanymi mikrofonami w smartfonie i Sennheiserem Memory Mic:
Jak nagrywa Sennheiser Memory Mic?
Otóż nie jest to tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Nie jest bowiem tak, że nagrywając wideo w dedykowanej aplikacji od razu uzyskujemy plik wynikowy z nagranym dźwiękiem z mikrofonu. Wygląda to nieco inaczej.
Wewnątrz aplikacji mamy przede wszystkim przegląd informacji o mikrofonie. Jest status naładowania akumulatora (powinien wystarczyć na ok. 4 godziny):
Można też wybrać czułość mikrofonu, zależnie od scenariusza:
W aplikacji dostosowujemy też jakość wideo:
Podczas nagrań dźwięk nie jest automatycznie transmitowany do smartfona – nie byłoby to możliwe poprzez protokół Bluetooth utrzymując jednocześnie satysfakcjonująco wysoką jakość.
Po dokonaniu wszystkich nagrań w danej sesji musimy więc zsynchronizować dźwięk z mikrofonu z dźwiękiem ze smartfona. Aplikacja w tym celu łączy się z mikrofonem przez WLAN i transmituje pliki z urządzenia. Jeśli nie zachowujemy nagrań, możemy usunąć dane z pamięci podręcznej mikrofonu (zmieszczą się tam maksymalnie 4 godziny nagrań).
Co ciekawe, wynikowy plik ma dwie ścieżki audio – tę z mikrofonu i tę oryginalną, ze smartfona. W programie do montażu możemy wybrać, z której ścieżki skorzystamy.
Pomimo tego, że cały proces jest nieco nazbyt skomplikowany jak na mój gust, finalna jakość nagrań jest warta pewnych niedogodności.
Tylko czy warto wydać ponad 800 zł na Sennheisera Memory Mic?
Zdecydowanie warto. Zwłaszcza jeśli mamy smartfon z Androidem – wtedy naprawdę trudno o cokolwiek lepszego. A nawet posiadacze iPhone’ów, którzy poważnie podchodzą do nagrywania wideo smartfonem, z pewnością docenią jakość i wygodę oferowaną przez mikrofon Sennheisera.