REKLAMA

Polska Akademia Nauk nie pozostawia złudzeń: działalność człowieka jest przyczyną ocieplenia klimatu

Oficjalnym powodem opublikowania tej deklaracji na oficjalnej stronie Polskiej Akademii Nauk jest troska o jakość debaty publicznej. Chociaż potrafiłbym wskazać jeszcze kilka nieoficjalnych.

Czy zabraknie prądu w Polsce
REKLAMA
REKLAMA

Swoje zasługi w opublikowaniu tej treści w sieci ma zapewne kilka prawicowych mediów, które bez większych problemów chętnie udostępniają swoje platformy klimatycznym denialistom. Nawet rzetelnej Rzeczpospolitej zdarzy się czasem przepuścić jakiś dziwny felieton na ten temat. No, ale nikt nie jest doskonały, a że wszyscy bez względu na wiarę i przekonania mieszkamy razem na tej samej planecie, to warto od czasu do czasu o niej porozmawiać.

Najlepiej z naukowcami

Oficjalne i - jak podkreśla sama Akademia - jednoznaczne stanowisko PAN w sprawie zmian klimatycznych brzmi następująco:

Polscy naukowcy podkreślają również istnienie niepodważalnych dowodów naukowych w następujących kwestiach:

  • Ziemia ulega szybkiemu ociepleniu. Już obecnie średnia temperatura jest o 1 stopień Celsjusza wyższa w porównaniu z czasem sprzed gwałtownego rozwoju przemysłu.
  • Emisja gazów cieplarnianych powstałych w wyniku działalności człowieka jest głównym czynnikiem wywołującym zmiany klimatu.
  • Wiele ze spowodowanych w ten sposób zmian już dziś ma negatywny wpływ na społeczeństwo i może pogłębić problemy społeczne.
  • Wciąż istnieje szansa na uniknięcie totalnego kryzysu klimatycznego. Jednak wraz z upływem czasu bardzo szybko się zmniejsza. Jeśli szansa ta całkiem przepadnie, rozwój ludzkości zostanie udaremniony, a stosowanie paliw kopalnych, które w dużej mierze rozwój ten umożliwiło, stanie się naszym przekleństwem.

Trudno polemizować z którymkolwiek z tych punktów. Przeważająca (97+ proc.) naukowców z całego świata podziela to stanowisko i od kilku lat apeluje w podobnym stylu do polityków i sektora przemysłowego, o wprowadzenie koniecznych zmian, jeśli chodzi o redukcję zużycia paliw kopalnianych i zwiększenie udziału technologii przyjaznych środowisku.

Apele naukowców na razie nie przynoszą zbyt wielu skutków

Przemysł na razie nie przejmuje się za bardzo skutkami rosnącego zużycia paliw kopalnianych. Tak, tak, nie pomyliłem się - w globalnym ujęciu, zużycie węgla przez elektrownie nadal rośnie. Spadający poziom wód gruntowych, który już teraz potrafi wywołać długotrwałe braki wody pitnej? No cóż, trudno, zdarza się. Jak na razie, oprócz drobnych działań wizerunkowych, żadna gałąź przemysłu nie wprowadziła radykalnych reform związanych z ochroną środowiska. Trafiają się oczywiście chlubne wyjątki, ale to na razie za mało, żeby powstrzymać globalny wzrost temperatury na naszej planecie.

Niektórzy naukowcy zaczynają przebąkiwać powoli o czarnym scenariuszu, w którym zorientujemy się za późno, że trzeba było jednak coś zrobić. Najgłośniejszą publikacją na ten temat jest raport przygotowany przez Davida Spratta i Iana Dunlopa. Ich zdaniem wyglądać to będzie mniej więcej tak:

2020 – 2030 r.: Politycy zwlekają z wprowadzeniem koniecznych regulacji, nadal handlujemy sobie radośnie limitami CO2 wydobywając coraz więcej paliw kopalnych. W 2030 r. następuje szczyt emisji, który gwarantuje nam wzrost średniej temperatury na Ziemi o 3 st. C do 2100 r. Stężenie dwutlenku węgla dochodzi do 437 ppm – ostatni raz tak wysokie było 20 mln lat temu. Tak na marginesie: 2019 r. stężenie CO2 wynosi już 415 ppm, także z całą pewnością idziemy po ten rekord. Średnia temperatura skacze w tym momencie o 1,6 st. C.

2030 – 2050 r.: Powoli zaczynamy się orientować, że zaczyna robić się trochę gorąco i zaczynamy coś robić. Emisje gazów cieplarnianych zaczynają stopniowo maleć – do 2100 r. spadną o ok 80 proc (w porównaniu do 2010 r.). Podgrzewanie planety trochę spowolni, ale w 2050 i tak dojdziemy już do wzrostu średniej temp. o 3 st. C. Emisje maleją, ale trochę za późno się obudziliśmy i wywołaliśmy kilka efektów kuli śniegowej. Pustynnienia, strefy beztlenowe itp.

2050 r.: Mniej więcej za 31 lat zdamy sobie sprawę, że utrata lodu z całej zachodniej części Antarktyki, coraz częstsze roztapianie się wód na Arktyce, ponowne zazielenienie się Grenlandii i coraz częstsze susze trawiące amazońskie lasy były nie do uniknięcia po przekroczeniu 2,5 st. C.

Poziom mórz do 2050 r. wzrośnie o 0,5 m. Do 2100 r. wartość ta prawdopodobnie zwiększy się do 2-3 m. Są to bardzo ostrożne szacunki – w historii naszej planety mieliśmy już takie okresy, w którym poziom ten rósł o 25 m. Morza będą oczywiście coraz większymi wysypiskami plastiku, który dzięki ciągłemu mieleniu przez prądy morskie trafia do naszego jedzenia i powietrza, którym oddychamy.

W skrócie: będzie (za) gorąco

Patrząc na nasze obecne działania, powyższy scenariusz jest na razie realizowany perfekcyjnie. Apele, takie jak ten opublikowany przez Polska Akademię Nauk pozostają nieskuteczne. Na razie bardziej zajęci jesteśmy dyskusją o tym, czy rzeczywiście dzieje się coś złego.

REKLAMA

Dość dobrze dokumentowane przez naukę zmiany ziemskiego klimatu zdążyły stać się już kwestią sporu politycznego. Ja to nawet rozumiem. Nikt normalny nie chce przecież rezygnować ze swojego wygodnego stylu życia. Ekstremalne i natychmiastowe ograniczenie emisji gazów cieplarnianych oraz zmiana stylu dotychczasowej – dość mocno jednorazowej w swoim założeniu – produkcji towarów byłyby katastrofą dla globalnej gospodarki.

A na to nas przecież nie stać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA