55 cali to nowe 42 cale. Jak dobrać rozmiar telewizora i które modele wziąć pod uwagę?
Jeżeli - podobnie jak ja - stoisz przed wyborem nowego telewizora, zapraszam do wspólnego prześledzenia najważniejszych cech, które trzeba wziąć pod uwagę.
Kiedy kilka ładnych lat temu przesiadłem się z telewizora o przekątnej 32 cali na 42, poczułem jakbym przeniósł się w przyszłość. Na papierze różnica nie powalała, ale w praktyce była przeogromna. Od tego czasu wysłużony Philips z każdym rokiem się starzeje, ale właśnie przyszedł czas na zmiany. Przeprowadzka to idealny moment na zmianę telewizora.
Jestem właśnie na etapie szukania nowego modelu, co nie jest łatwym zdaniem. Już sam dobór rozmiaru okazuje się trudniejszy niż początkowo sądziłem. W ofertach sklepów dominują ekrany o przekątnej 55 cali, które stały się nowym standardem. Taka właśnie jest najniższa akceptowalna przekątna, jaką biorę pod uwagę. Kuszą mnie też telewizory 65” - tym bardziej, że w końcu będę miał miejsce na taki ekran - ale budżet nie jest z gumy, więc musiałbym postawić na panel o sporo gorszej jakości.
Temat telewizora 75-77” na razie odpuszczam. Porządny panel w takim rozmiarze prezentuje się cudnie, ale oznacza konieczność wydania pięciocyfrowej kwoty, co przekracza mój założony budżet.
Jak to jest z rozmiarem telewizora? Czy faktycznie telewizor może być za duży?
Praktyka pokazuje, że to niemożliwe. Z biegiem lat standardy wielkościowe ciągle rosną i nic wie wskazuje na to, by ten trend miał się zatrzymać. Z drugiej strony, w sklepach zaczynają pojawiać się rozmiary, które mogą fizycznie nie zmieścić się w salonie. Telewizor 75-77” ma wymiary ok. 170 x 95 cm, więc trzeba dysponować naprawdę dużem wnętrzem, by taki ekran prezentował się dobrze.
Telewizor 65” powieszony na ścianie również imponuje rozmiarem, ale nie jest tak wymagający co do wielkości pomieszczenia, jak wspomniane panele o przekątnej 77 cali. Wymiary typowego ekranu 65" to ok. 137 x 81 cm. Z kolei telewizor 55” ma 122 x 69 cm, więc powinien zmieścić się nawet w mniejszym salonie, a przy tym nadal zapewnia sporą powierzchnię.
Wybierając rozmiar telewizora musimy pamiętać o odległości, z jakiej będziemy oglądać ekran. Przeogromna większość nowych telewizorów ma rozdzielczość 4K, a żeby dostrzec jej detale, nie możemy siedzieć zbyt daleko. Optymalna odległość oglądania dla ekranu 55 cali to 1,16 - 2,31 m, dla ekranu 65 cali: 1,37 - 2,73 m, a dla 75 cali: 1,58 - 3,15 m. Powyżej górnego zakresu nie zobaczymy różnicy pomiędzy 4K a Full HD, chyba że mamy sokoli wzrok. Z reguły siedzimy dalej od telewizorów, więc jakość 4K traci na znaczeniu, ale dobre kolory i HDR zobaczymy nawet z większej odległości.
Cieniutkie panele wyglądają niepozornie, ale dużym zaskoczeniem jest ich ciężar.
Telewizor 55” waży ok. 20 kg, 65” - ok. 30 kg, a 75" - ponad 40 kg! To sprawia, że trzeba dobrze przemyśleć temat montażu telewizora. Co wybrać: uchwyt naścienny, szafkę telewizyjną, czy może komodę? Ten ostatni mebel jest raczej zbyt wysoki do dużych ekranów, więc polecam zrezygnować z tej opcji. Szafka telewizyjna to dobry pomysł, ale jeśli wybierzemy model z płyty MDF, trzeba sprawdzić, czy nie będzie się uginał pod ciężarem telewizora. To niestety częsta przypadłość, tym bardziej, że szafki mają półki na inne sprzęty, zmniejszające wytrzymałość mebla.
Ja zdecydowałem się na uchwyt naścienny, przygotowując wcześniej kanał w ścianie na kable i dodając cztery gniazdka pod szafką. Telewizor powieszę na ścianie nośnej, więc nie mam obaw o to, że będzie za ciężki. Ścianka działowa nie jest dobrym pomysłem, bo obciążenie przegrody telewizorem jest naprawdę duże. Wybierając uchwyt trzeba zwrócić uwagę na trzy rzeczy: maksymalne dopuszczalne obciążenie, konstrukcję (czy jest odchylany) i typ montażu. Dominuje standard VESA, ale trzeba się upewnić, że wybierzemy odpowiedni rozstaw śrub (np. VESA 400 x 400)
Najważniejsze: jaki telewizor wybrać?
Od razu zaznaczę, że jestem całkowicie oczarowany telewizorami OLED, więc mój wybór najpewniej będzie podyktowany tą technologią. Filmy i gry na OLED-ach wyglądają jakby dostały nowe życie. Wcale nie dziwię się kinomaniakom, którzy oglądają od nowa na swoich OLED-ach wszystkie ulubione filmy. Największe wrażenie robi czerń, w której ekran zupełnie nie emituje światła. Do tego dochodzi świetne odwzorowanie kolorów i kąty widzenia znacznie lepsze niż w technologii LCD. Nie chodzi nawet o samą widoczność z dużego kąta, co raczej o brak degradacji kolorów i kontrastu przy oglądaniu telewizora pod kątem.
Mnie najbardziej zależy na filmach i serialach, a telewizji oglądam niewiele. Okazjonalnie gram na PlayStation 4. Smart TV jest mi potrzebne tylko do dwóch rzeczy: YouTube’a i Netfliksa. Bardziej zaawansowane potrzeby - np. Kodi, funkcję Chromecast - realizuję poprzez Xiaomi Mi Box, który będzie działał z każdym telewizorem. Budżet? Wiadomo - im mniej, tym lepiej, ale telewizor to wydatek na lata, więc jestem skłonny dopłacić do lepszej jakości.
Najbardziej opłacalny wybór wśród telewizorów OLED to ubiegłoroczny model.
Od kilku tygodniu jeżdżę po elektromarketach, przeglądam specjalistyczne fora, czytam recenzje i rozmawiam ze specjalistami z branży RTV. Wniosek jest jeden: najbardziej opłacalnym OLED-em jest obecnie LG OLED B7, który kosztuje ok. 5500 zł. Sporo? Owszem, ale kiedy ten panel debiutował w 2017 roku, kosztował ponad 11 tys. zł!
Mimo że to ubiegłoroczny model, to pod względem jakości obrazu nie zestarzał się praktycznie wcale. Charakteryzuje się certyfikatem Ultra HD Premium, matrycą 120 Hz, systemem WebOS 3.5, HDR-em (z rewelacyjnym pokryciem szerokiej palety kolorów i dobrym poziomem maksymalnej jasności) oraz niskim input lagiem w grach. LG chwali się też żywotnością panelu wynoszącą 100 tys. godzin, po których telewizor nadal działa, ale jasność może spaść do 50 proc. W praktyce wypalanie OLED-ów przestało być problemem. LG OLED B7 jest de facto najniższą serią OLED-a tej firmy, ale oglądałem ten panel kilkukrotnie i jego jakość jest rewelacyjna.
Gdybym mógł bardziej zaszaleć, postawiłbym na tegoroczną serię, czyli model B8 ThinQ, lub najchętniej modele wyższe, czyli C8 lub E8 w rozmiarze 65 cali. Za każdym razem kiedy widzę te panele w akcji, trudno mi oderwać od nich wzrok. Tegoroczne OLED-y prezentują absolutnie niesamowity poziom techniczny, wspierany przez lepsze procesory obrazu. Kusząco wypada też sztuczna inteligencja, czyli asystent głosowy rozumiejący język polski. Coraz więcej osób mówi do smartfonów lub inteligentnych głośników, ale asystent wbudowany bezpośrednio w telewizor wydaje mi się najbardziej logicznym wyborem.
A może większy panel w podobnej cenie?
Cały czas biję się z myślami, czy nie wybrać telewizora 65 cali, który można dostać w podobnej cenie do wspomnianego OLED-a. Niestety wiązałoby się to z koniecznością przejścia z półki wysokiej na średnią i oczywiście z rezygnacji z idealnej czerni.
Za ok. 5400 zł można dostać ubiegłorocznego Samsunga MU7002, czyli średnią półkę o całkiem przyzwoitej jakości z matrycą 120 Hz VA. Tyle samo kosztuje też LG 65UK6950. Za 400 zł więcej można dostać Sony KD-65XE8505. Wszystkie te telewizory dają dobry obraz, ale mają jedną zasadniczą wadę: nie są OLED-ami. Kiedy raz zobaczyło się tę czerń, nie da się jej wyprzeć z pamięci.
To sprawia, że prawdopodobnie pozostanę przy opcji 55 cali, mimo że mam miejsce na 65-calowy telewizor. Myślę, że ostatecznie żałowałbym wyboru panelu 65", wiedząc, że OLED był tak blisko. Ta technologia zawsze kojarzyła mi się z czymś odległym i niedostępnym, a teraz jestem o krok od zakupu takiego telewizora. Żyjemy w naprawdę pięknych czasach!