Podziękuję za takie wakacje. GO Vacation to ostrzeżenie, że nie każda gra powinna mieć remastera - recenzja
Nie będę ukrywał - mam wielką słabość do Nintendo Switcha. Walor mobilności oraz aspekt kooperacyjnej rozgrywki zawsze i wszędzie to dwa elementy, dzięki którym gry wydane na konsolę Japończyków zgarniają bonusowe punkty. Jednak nawet one nie ratują potworka, jakim jest GO Vacation. Jeżeli tak mają wyglądać konsolowe wakacje, to ja podziękuję i wysiadam.
W 2011 r. wydarzyło się wiele złych rzeczy. Wybuchło wtedy powstanie w Syrii, przez Japonię przetoczyły się potężne trzęsienia ziemi, a Namco Bandai wydało grę GO Vacation na Nintendo Wii. Produkcja zebrała bardzo niskie oceny, pomimo wykorzystania unikalnych kontrolerów ruchowych w aż 50 dyscyplinach sportowych oraz aktywnościach rekreacyjnych. Tytuł nie odniósł sukcesu komercyjnego i wydawało się, że świat słusznie zapomni o nim po wsze czasy. Aż tu nagle...
Ktoś doszedł do wniosku, że port HD GO Vacation na Switcha to dobry pomysł.
Czy Bandai Namco wzięło sobie do serca opinie recenzentów, szlifując mechanizmy rozgrywki? Czy świat gry został wzbogacony o nowe elementy, wykorzystujące dodatkową moc Switcha? Czy popracowano nad fatalnym interfejsem oraz jeszcze gorszym sterowaniem przy użyciu tradycyjnego kontrolera? Skądże znowu. GO Vacation jest niemal dokładnie tym samym tytułem, który jak przez mgłę pamietam z czasów Nintendo Wii.
Nie jest tak, że Bandai Namco niczego nie zrobiło. Jak na port HD przystało, rozdzielczość została podniesiona, a tekstury znacznie zyskały na ostrości oraz czytelności. Co jednak z tego, skoro sam materiał źródłowy pozostawia wiele do życzenia. Prostackie skalowanie to zbyt mało, aby zrobić wrażenie na potencjalnych klientach. GO Vacation to jedna z brzydszych gier 3D, z jakimi miałem do czynienia na Switchu. Siedmiu lat technologicznego rozwoju nie da się nadrobić suwakiem wyostrzania.
Paskudne są rownież interfejsy, które kompletnie odstają od dzisiejszych standardów. Przedzierając się przez menu GO Vacation czułem, jak gdybym wrócił do obskurnego, pełnego papierosowego dymu salonu arcade z dzieciństwa. Brakowało tylko pana Staszka, który pytałby, czy do tych żetonów chcę oranżadę albo orzeszki. Pewnie, że chcę. Pomarańczową. O ile jednak gry z automatów mają w sobie mistyczną dawną magię, tak GO Vacation jest nudne, proste i pozbawione emocji.
Największym problemem GO Vacation nie jest oprawa wideo, ale sama rozgrywka.
Tytuł oferuje aż 50 aktywności (mini-gier) zebranych wokół czterech stref tematycznych. W mieście zagrasz w ping ponga i pościgasz się samochodami. Na plaży weźmiesz udział w siatkówkowym turnieju oraz popływasz na desce. W górach czekają quady, a na stokach możesz rzucać się śnieżkami oraz zjeżdżać na nartach. Zróżnicowanych aktywności jest naprawdę masa i na papierze wygląda to bardzo, bardzo porządnie.
W praktyce każda mini-gra jest prostsza, płytsza i mniej satysfakcjonująca niż powinna. Grając w plażową siatkówkę, postaci same biegają po piasku i pozycjonują się względem piłki. Jazda quadem jest plastikowa i pozbawiona finezji. Nawet skok na bungie potrafi być nudny. Brakuje tej ukrytej głębi, tego przywiązania do szczegółów co na przykład w Wii Sports. Grając w GO Vacation miałem wrażenie, jak gdyby deweloperzy robili równe 50 aktywności za karę, nie mogąc się doczekać własnych wakacji.
Sytuacji nie ratuje fakt, że każdą z mini-gier można ogrywać ze znajomymi na jednej konsoli.
Siatkówka plażowa 2v2, wspólne wyścigi motorówkami czy turniej paintballa brzmią świetnie i rozpalają wyobraźnię. Potem dochodzi do zderzenia z rzeczywistością. Aktywności w GO Vacation są tak płytkie i ograniczone, że nawet wspólnie z przyjaciółmi nie dają odpowiedniej frajdy. Gdy wziąłem Switcha na rodzinny zjazd, z zabawy byli zadowoleni wyłącznie najmłodsi członkowie familii. Dzieci w wieku kilku lat chłoną jednak wszystko, co się im podsunie pod nos. Cała reszta wolała wrócić do Mario Kart 8 Deluxe albo Mario Tenis Aces.
Tutaj leży sedno sprawy. Głównym problemem GO Vacation nie jest archaiczna oprawa czy paskudny interfejs. To dałoby się przeboleć. Największą wadą tytułu jest to, że kuleje sama rozgrywka. Ten najważniejszy, centralny, mięsisty element każdej gry wideo. Możliwość swobodnej eksploracji wakacyjnego kurortu jest warta docenienia, ale co mi z tego, gdy na 50 aktywności zaledwie kilka jest znośnych i wartych rozegrania. Znajomi nie chcieli grać w GO Vacantion już po kilkunastu minutach. W pojedynkę tym bardziej nie mam ochoty uruchamiać tego tytułu.
Największe zalety:
- Swobodna eksploracja czterech kurortów wczasowych
- 50 aktywności do rozegrania samemu lub ze znajomymi to sporo
- Import awatara Mii z konsoli Nintendo Switch
Największe wady:
- Z tych 50 aktywności tylko kilka jest ciekawych, reszta to rozczarowanie
- Fatalne sterowanie
- Odpustowe i archaiczne interfejsy
- Grafika nie z tej dekady
- Zbyt wysoka cena (ok 185 zł)
- Główna kampania fabularna to brak kampanii
Bandai Namco ma w swoim portfolio wiele świetnych gier wideo. Jednak jako biuro turystyczne, wydawca spisuje się średnio. Za wakacje z GO Vacation serdecznie podziękuję, ale ciekawszy wydaje się już zatłoczony autobus na festyn w Janowie.