Ktoś tu zebrał wszystkie Smocze Kule i wypowiedział życzenie. Graliśmy w Dragon Ball FighterZ na Nintendo Switch
To niezwykłe, ile mocy kryje się w najnowszej konsoli Nintendo. "Kamehameha" w Dragon Ball FighterZ wciąż możemy robić w 1080p i 60 klatkach na sekundę.
Gdybym nie był na imprezie organizowanej przez Nintendo, patrząc na wielki telewizor z Komórczakiem klepiącym Vegetę pomyślałbym, że oglądam Dragon Ball FighterZ na PS4 albo Xboksie One. Tymczasem wielkie pojedynki anime pełne teleportacji, wybuchów i rozpadających się gór śmigały na Switchu. Nie działały wolniej. Nie wyglądały gorzej.
To o tyle niezwykłe, że FighterZ to stworzona na Unreal Engine 4 przepiękna bijatyka, w której dzieje się naprawdę dużo rzeczy naraz. Każdy, kto oglądał lub czytał "Dragon Balla", wie doskonale, co się tam wyprawia. Fakt, że skromniutka konsola Nintendo jest w stanie odtwarzać ten rozmach na wielkim telewizorze bez utraty rozdzielczości 1080p i 60 klatek na sekundę, jest znamienny. Mały, ale wariat, jak to mówią.
Gra nie przestała robić wrażenia, kiedy już usiadłem z padem w ręku, by zostać skopanym przez kolegę. Do dyspozycji mieliśmy wszystkie postacie i plansze, poeksperymentowaliśmy więc z różnymi kombinacjami, próbując rozpętać jak największe piekło na ekranie.
Walczyło się świetnie - dynamika i drapieżność rozgrywki jest jak najbardziej obecna, potężne uderzenia i eksplozje sprawiają taką samą satysfakcję jak na PC czy innych konsolach.
To po prostu ta sama gra. Gdybym miał czepiać się na siłę, wskazałbym na okazyjne, krótkie spadki płynności. Ale nie będę się czepiał, szczególnie że twórcy mają jeszcze chwilę, aby to ustabilizować, tytuł wychodzi bowiem 28 września. Poza tym kiedy później uderzasz kogoś tak, że przelatuje do innej planszy, zostawiając za sobą stosowny krater, a potem odpalasz naładowanego specjala i zaczyna się koncert wybuchów, a gra dalej działa płynnie, to nie masz za bardzo problemu z wcześniejszym chrupnięciem.
Niestety, podczas pokazu dostępna była tylko wersja zadokowana - ciekawie byłoby zobaczyć tę efektowną bijatykę także w trybie przenośnym. Podejrzewam, że tam grafika żywcem przypominająca odcinek serialu musi robić jeszcze lepsze wrażenie. Potencjalnych spadków płynności też powinno być o wiele mniej. No i wiadomo - nic nie przebije szybkiej potyczki w poczekalni do lekarza albo w łóżku tuż przed snem.
Dragon Ball FighterZ zdaje się stworzone dla Switcha.
Walczyłem tylko za pomocą Pro Controllera - ten sprawuje się, oczywiście, wzorowo i gra się na nim równie dobrze, jak na padzie od Xboksa One czy DualShocku 4. Zastanawia mnie jednak, czy wygodnie będzie też sadzić combosy za pomocą zwykłych joy-conów. Dotychczasowe doświadczenie z tego typu grami na Switchu nie daje mi raczej powodów, żeby w to wątpić. Choć ci, którzy nastawiają się na sieciową rywalizację, powinni raczej zainwestować w Pro Controller, oferujący największy komfort. FighterZ jest aktualnie jedną z najpopularniejszych e-sportowych bijatyk, na ważnych turniejach przewyższając takich kolosów jak Street Fighter V czy Tekken 7. Chętnych do pucharów na Switchu też pewnie nie zabraknie.
Wisienką na torcie jest bonus do zamówień przedpremierowych - pełna wersja bijatyki Dragon Ball Z: Super Butoden ze SNES-a.
Ogłoszenie Dragon Ball FighterZ na Switcha nie bez powodu było jednym z mocniejszych akcentów konferencji Nintendo na E3. Gra doczekała się fantastycznych recenzji, wzbudza ciepłe, nostalgiczne uczucia i jest dobrze zaprojektowaną bijatyką. Możliwość zabrania jej ze sobą wszędzie to ogromna zaleta. A jeśli na dodatek nie straci nic ze swojego magicznego wyglądu i wydajności? Ktoś tu chyba zebrał wszystkie Smocze Kule i wypowiedział odpowiednie życzenie.