Nie wiesz jak działa aparat w Huawei P20 Pro? Przyzwyczaj się. Aparaty mobilne stały się zbyt skomplikowane
Testuję zawzięcie potrójny obiektyw w Huawei P20 Pro i dochodzę do wniosku, że to najbardziej nieprzenikniony układ aparatu z jakim miałem do czynienia.
Już przy podwójnym aparacie można było się zgubić. Mieliśmy na rynku przynajmniej trzy kompletnie różne pomysły na wykorzystanie dodatkowego modułu foto. Trzeci obiektyw wnosi jeszcze większe zamieszanie.
Do tego wszystkiego dochodzi sztuczna inteligencja, która zmienia dosłownie wszystko.
Przestałem się łudzić. Aparaty w smartfonach stały się zbyt skomplikowane, by zrozumiał je przeciętny użytkownik.
Nie oszukujmy się, parametry takie jak jasność, ogniskowa, przysłona, czy crop factor to dla zdecydowanej większości użytkowników smartfonów czarna magia.
Jeżeli ktoś obraca się w świecie mobilnym od jakiegoś czasu, jest w stanie porównać jasności obiektywów, bo wie, że f/1.5 oznacza lepsze światło niż f/1.8. Coraz powszechniejsza jest też świadomość tego, że duża liczba megapikseli nie musi oznaczać lepszego zdjęcia. Bardziej liczy się fizyczny rozmiar matrycy.
W tej kwestii Bardzo podoba mi się porównanie do telewizorów. Wyobrażacie sobie, że zamawiacie nowy telewizor, podając w sklepie samą rozdzielczość (4K) bez wspomnienia o przekątnej (np. 55 cali)? To nie ma żadnego sensu, bo nie wiemy, jak duży telewizor dostaniemy. Tymczasem w fotografii wiele osób zapomina o przekątnej matrycy. Spora w tym wina producentów, którzy skrzętnie ukrywają tę - często niewygodną - informację.
A same obiektywy? W Huawei P20 Pro każde zdjęcie jest częścią składową obrazków z dwóch lub trzech matryc. Przy szerokim kącie smartfon łączy obrazek z kolorowej matrycy o rozdzielczości 40 megapikseli i czarno-białej o rozdzielczości 20 megapikseli. Obie mają różne rozdzielczości i różne fizyczne wielkości. W trybie teleobiektywu do tej układanki dochodzi trzeci układ, z rozdzielczością 8 megapikseli.
Na jakiej zasadzie to wszystko działa? Jakie fragmenty zdjęć pochodzą z konkretnej matrycy? Jak algorytmy wyciągają szczegóły z matrycy czarno-białej i nakładają na kolorowe zdjęcie? Nie wiadomo. To tajemnica inżynierów firmy.
Parametry w mobilnej fotografii przestały o czymkolwiek mówić.
Jeżeli w lustrzance czy bezlusterkowcu mamy matrycę pełnoklatkową i obiektyw 50mm f/1.4, każdy fotograf wie, jakiego poziomu jakościowego może się spodziewać po takim zestawie.
Rozmycie soczewkowe czy programowe? A może połączenie dwóch?
W przypadku smartfonów warstwa sprzętowa to tylko punkt wyjścia. Możemy mieć dwa smartfony z tą samą rozdzielczością i jasnością aparatu, które dają diametralnie różne zdjęcia. Pierwsze skrzypce zaczyna odgrywać oprogramowanie matrycy. Kiedyś to był tylko jeden ze składników, a dziś jest to najważniejsza cecha aparatu mobilnego.
Jestem zdziwiony i lekko przerażony tym, jak działa sztuczna inteligencja w aparacie Huawei P20 Pro.
Cały czas nie mogę zdecydować, czy AI bardziej pomaga, czy przeszkadza. Tak czy inaczej, jest widoczna, i to bardzo.
Smartfon wykrywa scenę automatycznie i włącza specjalny tryb fotografowania. Jestem zaskoczony, jak wiele jest tych trybów, ponieważ nawet po tygodniu testowania odkrywałem nowe. Zbliżenie, jedzenie, zieleń, niebieskie niebo, portret, psy, zachód słońca, śnieg… jest tego mnóstwo.
Dwa zdjęcia mogą być wykonane tym samym aparatem, na tych samych parametrach i wyglądać zupełnie inaczej.
Spodziewałem się, że cały ten dobór trybów to tylko chwyt marketingowy. Tymczasem tryby nie tyle zmieniają parametry ekspozycji, co dobierają cały sposób przetwarzania zdjęcia. Niekiedy jest to bardzo agresywna obróbka. W trybach pokroju „zieleń” i „niebieskie niebo” kolory i kontrasty są podbijane do granic akceptowalności.
Niektóre zdjęcia zaczynają przypominać karykaturę. Jak efekt obróbki osoby, która pierwszy raz otworzyła Lightrooma i bezrefleksyjnie przesunęła wszystkie suwaczki w prawo, na czele z suwakiem nasycenia, kontrastu i wyrazistości (clarity).
Jestem przyzwyczajony do tego, że smartfony tworzą zdjęcia znacznie bardziej przemielone, niż w przypadku tradycyjnych aparatów. Jednak to, co robi Huawei P20 Pro, to zupełnie nowy poziom. Czegoś takiego na rynku mobilnym jeszcze nie było.
Podejrzewam, że takie kolorowe, mocne zdjęcia spodobają się większości osób. Fotografowie, którzy znudzili się tanimi chwytami mogą kręcić nosem. Na szczęście cały czas mamy wybór, ponieważ AI w aparacie można wyłączyć.
Nawet specyfikacja może rzucać kłody pod nogi.
Do nieuchwytnej kwestii oprogramowania i sztucznej inteligencji dochodzi trzeci czynnik powodujący dezorientację. Okazuje się, że Huawei nie mówi wszystkiego o aparacie P20 Pro. Serwis Ifixit rozebrał smartfon na części pierwsze i odkrył, że wszystkie trzy obiektywy są stabilizowane optycznie.
To zaskakujące, bo Huawei twierdzi, że optyczna stabilizacja jest obecna tylko w jednym obiektywie, a pozostałe są stabilizowane cyfrowo, z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. Jako użytkownicy nie mamy żadnej możliwości zweryfikowania tego, jak to działa w praktyce.
Jedno jest pewne: już dziś wiemy mało, a będziemy wiedzieć jeszcze mniej. Coraz bardziej zaawansowane układy foto będą coraz mocniej chronione przed konkurencją i samymi użytkownikami. To ma po prostu działać. Takie podejście sprawia, że dobrego aparatu nie będzie się dało wybrać na podstawie parametrów. Trzeba będzie sięgnąć po test.