Kultura shitpostingu i trollowania niszczy standardy wypracowywane przez dekady
Chwała shitposterom, kulturze memów, dank memów, trollingu i efemeryczności tematów poruszanych codziennie w internecie. Chwała internetowemu nihilizmowi, który obnażył szambo które kotłowało się w społeczeństwie pod cienką pokrywką.
Nietzsche miał rację - staliśmy się nihilistyczni, a teraz sami kreujemy własne wartości i sens. Tyle, że dają one krótkotrwałą satysfakcję.
Radiolab stworzył świetny odcinek podcastu o rosyjskiej fabryce internetowej propagandy . Ogólnie za oceanem obecna narracja brzmi mniej więcej tak: Rosjanie wpłynęli na wybory prezydenckie w 2016 roku. Jak? Może pieniędzmi i wpływami, może jednak tworzeniem internetowych memów i postów ukierunkowanych na podział społeczeństwa i intensyfikowanie napięć. Jednocześnie od dobrych dwóch lat dyskutuje się, jak skrajna prawica używa shitpostingu i trollowania do rozprzestrzenia swoich, zwykle rasistowskich idei.
Nie bez powodu dobra połowa, jeśli nie więcej, internetowych memów, zjawisk czy teorii spiskowych ma korzenie na 4chanie - cudownym śmietniku, na którym wszystko jest anonimowe i dozwolone. To tam zbierają się trolle i ludzie żyjący w internecie, doskonale znający jego strukturę. To 4chan właśnie często jest źródłem pierwszych newsów o wyciekach prywatnych zdjęć, spreparowanych dokumentów czy po prostu powiedzeń i określeń na zjawiska (takich jak dank meme). 4chanowcy wiedzą, jak wykorzystać siłę i procesy dziejące się w sieci i czasem robią to niezwykle skutecznie.
Steve Bannon, były doradca Donalda Trumpa podobno wyczuł te trendy i postanowił wykorzystać takich typowych 4chanowców i graczy, którzy lubią śmieszki i heheszki, bez żadnej politycznej poprawności w kampanii prezydenckiej. Czy, i na ile, było to skuteczne nie dowiemy się nigdy, ale ten pomysł jest genialny.
Cały ruch alt-right nie przyciąga ludzi, którzy są ideologicznymi purystami. Przyciąga za to tych, którzy lubią budzić kontrowersje, wkurzać i denerwować innych, być zawsze po stronie mającej większą siłę wzburzania opinii. Doskonały przykład padł ostatnio w sprawie wewnętrznych problemów Google’a i oskarżeń o nękanie pracowników o przeciwnych poglądach.
Wszyscy znamy tę taktykę: zamiast dyskutować, zadaje się pozornie niewinne pytania, które tak naprawdę nie są pytaniami, a oświadczeniami mającymi wyprowadzić rozmówcę z równowagi. Nazywa się to shitpostingiem albo trollingiem.
Shitposting jest przyjemny, trochę jak nałóg. Uwalnia emocje, daje chwilową satysfakcję z “pokonania” przeciwnika i dla niewprawnego widza wygląda jak wygrana dyskusji. To doskonały sposób, by zwabić innych shitposterów o podobnych ciągotach i żeby stworzyć wrażenie, że podziały są większe niż naprawdę.
Nihilizm nasz powszedni, internetowy
Shitposting i kultura internetu sprawiły, że powstało pokolenie porozumiewające się za pomocą memów będących nawiązaniami do memów będących nawiązaniami do wyrwanych z kontekstu przypadkowych rzeczy z internetu. Znaczenia memów i tropów (wiecie co to kekistan? Cuck, soy boy? Co znaczyły rok temu, co znaczą i jak używane są dziś? Wszystkie strony kulturowych przepychanek przejmują wzajemnie określenia i nadają im nowe znaczenia) są płynne i zależne od kontekstów a dla niewprawnego oka wydają się bezsensowne lub wręcz obraźliwe.
W tej kulturze nie ma czegoś takiego jak nadrzędne wartości, jasno określony ideologiczny skutek - każdy użytkownik i uczestnik tych luźnych konwersacji ma w nich własny cel i wartość. Jedni lubią się pośmiać, inni prowadzą krucjaty przeciw i za, jeszcze inni są po prostu zwykłymi trollami. Upowszechnienie wspólnie jakiejś fałszywej informacji jest powodem do śmieszków i satysfakcji, a nie elementem dużej gry politycznej.
Ta odbywa się tylko i wyłącznie gdy jakiś większy gracz poświęci czas na porozumiewanie się językiem internetu i jego cel jest zbieżny z celem społeczności - jak Steve Bannon.
Wszystko to wydaje się nieco ohydne i lepkie, destrukcyjne dla społeczeństwa jako takiego. Jednak warto na to zjawisko spojrzeć szerzej: shitposting obnażył, kim naprawdę jesteśmy. A jesteśmy przypudrowanymi chamami, którzy gdy tylko wyczują, że niektórzy mogą pozwalać sobie na więcej i uchodzi im to na sucho, zaczynają pozbywać się obyczajowych norm i konwenansów. Najlepszym przykładem niech będzie Twitter Donalda Trumpa - byt, który jeszcze dekadę temu nie przystawałby żadnemu politykowi i wywołałby światowy kryzys. Dziś zaczynamy akceptować, że prezydent może wysyłać tweety brzmiące jak wiadomości zwykłego trolla.
Ostatnie ministarcie Bońka i Kurskiego, to też przesunięcie granic dobrego smaku, które mieści się doskonale w internetowej narracji prowadzonej na krawędzi i przesuwające tę krawędź konwenansów.
Senator PiS-u Waldemar Bonkowski uważa, że nie powinien usuwać kontrowersyjnego, podanego dalej wpisu i ma rację w kontekście kultury shitpostingu. Wycofywanie się z wpisów czy wypowiedzi, to najgorsze, co może zrobić troll. Przez swoją społeczność zostaje wtedy uznany za słabego. Upieranie się przy własnej racji, nieważne jak jest okropna, głupia, nieprawdziwa czy szkodliwa, jest dokładnie tym, za co zbiera się punkty u internetowych nihilistycznych shitposterów.
A dalej nie będzie nic.
Nie wiem czy te przesuwanie się granic jest dobre czy złe. Czy ta kultura shitpostingu i trollowania, żyjąca trochę w cieniu internetu, ale mająca niewyobrażalny wpływ na nas wszystkich, nie doprowadzi do czegoś okropnego. Mam jednak nadzieję, że w końcu wszyscy zdamy sobie sprawę, że nie możemy dobrze funkcjonować w świecie, w którym likwidujemy wypracowane przez dekady standardy. Być może wywabieni tym oportuniści i ludzie stojący w kontrze do kierunku zmian w ostatnich 50 latach, ujawnią się w pełnej krasie i w końcu będziemy wiedzieć, kto jest wart naszej uwagi.
Jednocześnie jako osoba o dosyć nihilistycznych poglądach mam niezłą rozrywkę z obserwacji krucjat przeciw shitposterom, ich fake newsom, tego jak nieświadomi tych zjawisk ludzie, nagle zaczynają je zauważać i panikują żądając cenzury i praw zakazujących takich zachowań. Przecież nic i tak nie ma znaczenia, prawda? Mogę więc rozsiąść się wygodnie i patrzeć, jak świat płonie.