REKLAMA

Technologiczny świat mi ucieka. W drugiej dekadzie XXI wieku mogę tylko pomarzyć o szybkim internecie

Ponad dziesięć lat temu odwiedziłam znajomego w Krakowie. Był fizykiem, potrzebował szybkiego internetu i mieszkanie wybierał właśnie pod tym kątem. Pamiętam, jakim szokiem było korzystanie z sieci z prędkością ponad 100 Mb/s.

Internet
REKLAMA
REKLAMA

Minęła dekada, a ja sama wciąż o takich prędkościach mogę pomarzyć. Ja i tysiące, jeśli nie setki tysięcy osób, które praktycznie wykluczone są z uczestniczenia w skoku technologicznym dokonanym w ostatnich kilku latach.

Używanie czegokolwiek, co wymaga do działania sporej ilości danych, nie jest możliwe, gdy korzysta się z internetu o prędkości 10 Mb/s, który realnie działa o jakąś połowę wolniej. To najszybsze łącze dostępne w moim miejscu zamieszkania.

Wirtualna rzeczywistość? Wspaniale, to będzie przyszłość, wszyscy tak mówią. Szkoda tylko, że nie da się z niej korzystać bez szybkiego, stabilnego łącza. Filmy 4K w platformach internetowych? To samo. Duże, nowe gry, które wymagają sporych aktualizacji raz na jakiś czas? Czyli to sprawdzian cierpliwości. Smart TV? Nie, bo działa tak wolno, że nie da się z niego korzystać bez frustracji.

Kilka razy w roku lubimy zaglądać do rankingów prędkości internetu w Polsce, bo nie wypadamy w nich najgorzej i możemy trochę podbudować narodowe ego.

Problem w tym, że średnia prędkość stałego łącza i średnia prędkość mobilnego internetu, tak samo zresztą, jak tak zwane pokrycie zasięgiem (słynne “90 proc. populacji w zasięgu szybkiego internetu!”), nijak mają się do realnej sytuacji osób żyjących poza dużymi ośrodkami miejskimi. Osób, które po prostu mają pecha żyć w miejscu które jest mało opłacalne dla operatorów.

Zapomnijcie o ogólnych średnich prędkościach i zajrzyjcie na speedtest.pl. W wielu miejscowościach i rejonach jedynym dostępnym stałym łączem jest to od Orange, na którym usługi świadczy także Netia. Ich średnie prędkości to około 21-22 Mb/s (jeszcze rok temu około 12-15 Mb/s). Średnie, przy czym obaj operatorzy w ofercie mają superszybkie linie światłowodowe, oferujące prędkości do 900 Mb/s.

Skoro średnia tych wszystkich ofert to 22 Mb/s, oznacza to, że naprawdę sporo osób korzysta z łącza o niższej prędkości Ba, jest ona nawet cztery czy pięć razy niższa niż średnia. Te osoby nie mają ponadto możliwości zmiany operatora. No chyba, że skuszą się na oferty internetu mobilnego, który nie dość, że w takich zapomnianych przez wszystkich miejscach, ma zwykle problemy z zasięgiem, to posiada również limity, które nie pozwalają na komfortowe korzystanie z usług wymagających dużego poboru danych.

Poza tym wszyscy już chyba wiedzą, a przynajmniej powinni wiedzieć, że mobilny internet LTE z dopiskiem “nielimitowany” to ściema. Klient myśli, że “bez limitu” dotyczy ilości danych i technicznie ma rację. Praktycznie jednak w niemal każdej ofercie ukryty został w regulaminie zapisek, że z pełną prędkością można pobrać 100, 200 GB danych. Potem narzucany jest lejek czasem spowalniający internet do żałosnych prędkości.

Technicznie nie ma limitu na pobieranie danych, w praktyce ograniczenie prędkości uniemożliwia korzystanie z internetu. Niejeden klient już się na tym przejechał i w świadomości społecznej istnieje przekonanie, że operatorzy “oszukują”. Jednak żeby się o tym przekonać trzeba mieć zasięg, a to bywa problematyczne.

Czasem czuję się jak pies, któremu pokazuje się kość, ale nigdy mu się jej nie daje.

Nie mogę grać w gry online, przez co kupienie konsoli na dłuższą metę nie ma sensu. Netflix czasami zacina mi się jak szalony, bo mam czelność oglądać materiały w jakości HD (aż chce się wrócić do piracenia, bo owszem, trzeba poczekać na pobranie filmu ale gdy się go ogląda, to przynajmniej nic się nie buforuje). Chciałabym mieć Vive i korzystać z VR, ale wiem że byłoby to zbyt bolesne i niemożliwe, więc wstrzymałam się nawet z kupnem nowego peceta ze sporą mocą. Po co, skoro nie mogę w pełni wykorzystać z jego możliwości?

REKLAMA

Mam wrażenie, że z każdym miesiącem zostaję gdzieś z tyłu, a świat technologiczny mi ucieka. Internet, medium które powinno zrównywać wszystkich użytkowników okazuje się być pełen limitów i nierówności. Pokazuje mi, co mogłabym mieć, gdyby moje łącze było szybsze. Lizak lizany przez szybę.

I tak sobie myślę, że wielkie firmy które sprzedają usługi i sprzęty wymagające szybszych łącz, zamiast lobbować o deregulację rynku i niższe podatki powinny mówić głośno o poszerzaniu dostępu do szybkiego internetu. Bo to, a nie deregulacje sprawi, że potencjalnych nabywców ich produktów będzie więcej.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA