Afera z Note'em 7 przypomniała mi, dlaczego unikam smartfonów Samsunga
Nie powinno się kopać leżącego, ale afera z Samsungiem Galaxy Note 7 przypomniała mi dlaczego od lat stronię od smartfonów koreańskiej marki.
Posiadałem trzy różne smartfony Samsunga, a używałem jeszcze więcej. Zaczęło się od pierwszego Samsunga Galaxy S. Gdy wyjąłem go z pudełka, mniej więcej we wrześniu 2010 r., byłem zachwycony. Największe wrażenie robił wyświetlacz Super AMOLED. Radość szybko jednak minęła, bo im dalej w las, tym ciemniej. Trzeszcząca obudowa i kurz zbierający się pod tylną klapką to mikroskopijne wady przy tym, jak zachowywał się system. Fakt, można by od biedy zrzucić winę na Androida. Dziś stawiałbym na optymalizację systemu przez producenta, choć mogę się mylić. Po którymś z „black screenów” (jak ładnie nazwano problemy z wydajnością na którymś z forów) pozbyłem się telefonu i przesiadłem na iPhone’a 4. Możecie wierzyć lub nie, ale różnica w kulturze pracy systemu była nieprawdopodobna. Właśnie dlatego, przez prawie dwa kolejne lata nie zmieniłem smartfona.
Po latach postanowiłem dać Samsungowi kolejną szansę.
Tym razem (nie pamiętam już w którym roku) nabyłem model Galaxy S II. Flagowiec, świetnie przyjęty na rynku. Prawdziwy iPhone-killer, chciałoby się rzec. Żyć nie umierać. Prawda okazała się brutalna. Najbardziej uciążliwy był problem, który objawiał się komunikatem "brak karty SIM" i utratą zasięgu. Próbowałem radzić sobie z nim włączając tryb samolotowy. Nie pomagało. Potrzebny był restart urządzenia. W kolejnej wersji Androida usterka została wyeliminowana. Pojawiła się inna, dziś nawet wydaje mi się zabawna: brak wielkich liter Ż i Ź podczas pisania. Co jeszcze? Świetnie zapamiętałem różowe plamy na środku każdego zdjęcia.
Po tej kolejnej bolesnej lekcji na kilka tygodni przesiadłem się na Windows Phone. Rozczarował mnie jeszcze bardziej niż wspomniane smartfony z Androidem. Choć to mało logiczne i przyczyn tej decyzji dziś nie rozumiem po raz ostatni dałem szansę Samsungowi i kupiłem model Galaxy Nexus, oznaczony numerkiem i9250. Zaczęło się od zgrzytu. Czysty Android okazał się nie taki czysty i musiałem wgrać inne oprogramowanie, by dostać aktualizację do najnowszej wersji. Z tej historii zapamiętałem tylko, że była różnica między ROM-em takju i yakju. Dziś już nie pamiętam jaka i który był tym lepszym, bo zapewniał błyskawiczny update. To dopiero początek przeprawy. Mój Nexus miał bardzo irytującą przypadłość. Na forum XDA ochrzczono ją mianem „data drop”. W uproszczeniu rzecz polegała na tym, że smartfon gubił zasięg transmisji danych. Żeby go przywrócić trzeba było każdorazowo restartować urządzenie. Jeżeli aktywnie korzystało się z Internetu mobilnego można było powtarzać czynność nawet kilkanaście razy dziennie.
Zmęczony Androidem wróciłem do iPhone’a i znów przez dwa lata byłem szczęśliwym użytkownikiem, który nie narzekał na lagi, crashe czy black screeny (wybaczcie język, ale to tylko próbka określeń, które ubogacały język sfrustrowanych użytkowników platformy Google'a).
Lubię zmiany, dlatego po dwóch latach przeprosiłem się znów z Androidem. Jako, że w międzyczasie testowałem dwa modele Galaxy Note’a zakochałem się w phabletach i dużych ekranach. Ale nie w Samsungu. Jeden z tych Note'ów miał bowiem usterkę czujnika zbliżeniowego. Tym razem nie uległem pokusie i zbadałem grunt zanim wybrałem nowy konkretny produkt. Był nim HTC One Max i wszystko mówi o nim fakt, że został trzecim smartfonem, z którym wytrzymałem dwa lata.
Pomnóżcie teraz 3 smartfony razy 2 lata. Wyjdzie wam prawdopodobnie sześć. Dwa iPhone’y i HTC One Max były tymi urządzeniami, które zostały ze mną na dłużej. Ze smartfonami Samsunga wytrzymywałem bardzo krótko, maksymalnie kilka miesięcy.
Afera wokół Galaxy Note’a 7 przypomniała mi tę epopeję, która doprowadziła do tego, że kilka lat temu skreśliłem Samsungi z listy potencjalnych zakupów. Krótko miałem też okazję korzystać z nowszych modeli. Firma nigdy jednak nie odzyskała mojego zaufania w segmencie mobilnym. O ile Android przekonał mnie do siebie i dziś jestem jego zadowolonym użytkownikiem, Samsung nie zdołał. Note Gate pokazuje, że mógł znacznie powiększyć liczbę klientów, którzy nigdy już nie sięgną po jego telefony.