Przyszłość = Google
Pamiętam jak dziś moment, w którym w polskim oddziale Google oglądałem I/O 2016 i myślałem sobie, że oto rodzi się hegemon. To odczucie ani trochę nie zmalało. Wprost przeciwnie. Idąc na dzisiejszą prezentację mam wrażenie, że przyszłość = Google.
Nie chciałbym się kolejny raz powtarzać, pisząc o tym, że przeraża mnie Google. Ale nie potrafię otrząsnąć się z wrażenia, jakie robi gigant z Mountain View. Jeśli miałbym wymienić „wielką czwórkę” współczesnego świata, to byłoby to właśnie Google, Apple, Microsoft i Amazon.
Żaden jednak nie rodzi we mnie takich uczuć, jak Google. Apple ma swoje zaplecze fanatycznie wiernych użytkowników. Jakkolwiek to brzmi, tej korporacji i jej zwolennikom bliżej jest ostatnimi czasy kultu religijnego, niż zwykłej relacji producent-użytkownik.
Microsoft konsekwentnie zagrabia dla siebie świat biznesowy, gdzie jest w zasadzie synonimem pakietów programów i usług.
Amazon zmienił zakupy, jakie znaliśmy i coś czuję, że niebawem stanie się w wielu miejscach na świecie po prostu synonimem kupowania w Internecie.
Jednak to właśnie Google sprawia, że jednocześnie jeżą mi się włosy na głowie, boję się, ale podchodzę bliżej, bo nie mogę się powstrzymać.
Google nie przestaje fascynować swoją potęgą.
Google wie o nas wszystko.
Google jest obecny w niemal każdej sferze naszego życia.
Google jest z nami praktycznie zawsze.
Google jest jak pociąg, który nie zamierza zwolnić.
Przedstawiciel Google, którego nazwiska niestety dziś nie pamiętam, twierdził, że 4.10.2016 będzie datą, do której będziemy się odnosić w przyszłości mówiąc o starcie nowej ery w świecie technologii.
Czekam właśnie na start konferencji w Londynie i zastanawiam się, co miał na myśli. Czy może faktycznie zapowiadany projekt Andromeda (czy Fuchsia), czyli OS łączący w sobie Androida i Chrome OS będzie taką rewolucją?
A jeśli tak, to co wtedy?
Ile czasu potrzeba będzie, nim Google wyprze Microsoft i Apple z rynku komputerów osobistych, tak jak zrobił to uprzednio na rynku urządzeń mobilnych?
Ile czasu potrzeba będzie, nim wszyscy porzucimy alternatywne rozwiązania na rzecz wygody, którą oferuje nam Google?
System Andromeda, który ma połączyć wszystkie największe zalety Androida i Chrome OS to monstrum, którego nic nie zatrzyma. To może być przyszłość naszych komputerów osobistych, to przyszłość naszych urządzeń mobilnych, to świat, w którym będziemy odtąd żyć.
Ktoś może powiedzieć, że przesadzam. Że to przecież tylko komputery, to tylko system operacyjny, nie dorabiajmy tu ideologii.
Jak tu jednak nie dorabiać ideologii, kiedy zmierzamy nieuchronnie do etapu, w który całe nasze życie (nierozerwalnie związane z nowymi technologiami - powiedzmy to wprost) spoczywa de facto w rękach jednego, potężnego gracza?
Owszem, inni usługodawcy, inne wielkie korporacje także będą w ten niezwykły projekt zaangażowane, ale końcowym strażnikiem kluczy będzie właśnie Google.
Jestem przerażony i zafascynowany zarazem. Z jednej strony chcę być częścią tego wielkiego procesu zmian, a z drugiej… chcę uciec jak najdalej.
Google jest ostatnimi czasy mistrzem w rozrywaniu moich odczuć na dwoje. Bo patrząc na przedstawicieli tej gigantycznej korporacji nie widzę tam kreskówkowych postaci pokroju Pinkyego i Mózga, obmyślających strategię dominacji nad światem.
Widzę ludzi pełnych pasji, chcących świat ZMIENIAĆ, a nie zagarniać dla siebie. Widzę ludzi tworzących innowacje na niespotykaną dotąd skalę, oferujących ludziom wygodę i dostęp do informacji, o jakich nie śniło się naszym rodzicom w najbardziej ambitnych marzeniach.
I czuję się naturalnie przyciągany w tym kierunku. W kierunku ludzi i firmy z pasją, która chce uczynić świat lepszym.
Jednocześnie zaczyna kiełkować we mnie ziarenko niepokoju, bo myślę sobie, ile na dobrą sprawę wie o mnie Google i ile będzie wiedział, gdy w moim domu zagości Andromeda czy Google Assistant.
Myślę sobie, ile set milionów ludzi poda serwerom Google równie wiele, a może i więcej informacji. I zadaję sobie pytanie, czy istnieje druga instytucja, której powierzyłbym tak wiele danych o sobie samym, moich bliskich i moich nawykach?
Wybaczcie, ale jakkolwiek to brzmi, oprócz Boga nic nie przychodzi mi do głowy.
Google będzie władcą absolutnym, bo któż rzuci mu wyzwanie?
Odtwarzam w głowie wszystkie zapewnienia, które usłyszeliśmy na scenie I/O. Czekam z niecierpliwością na wszystko, co usłyszę ze sceny w czasie dzisiejszej prezentacji. I próbuję sobie wyobrazić świat za 10 lat.
Mam nadzieję, że dekadę od dziś przeczytam ten tekst i będę sobie myślał „mój Boże, jaki ja byłem głupi!”. Silniejsze jest jednak przeczucie racji.
Tym samym jestem przerażony własną postawą, bo widzicie… wcale nie zamierzam oddalać się od Google. Próbowałem, wiele razy. Niestety, na rynku nie istnieje dziś gracz, który byłby w stanie z Google’em konkurować na równym poziomie.
I myślę sobie, że ta sytuacja może się utrzymać.
Żaden z gigantów technologicznych nie próbuje nawet grać z Google na ich boisku. Apple? Apple ma swój „emejzing” stworzony „na medżiku”. Z roku na rok bliżej im do mody i biżuterii, niż urządzeń dla mas.
Microsoft? Microsoft zdał sobie sprawę, że przegrywa batalię na rynku konsumenckim, więc siłą rzeczy zaczyna uderzać tam, gdzie sam nie ma rywala - w rynek biznesowy, gdzie to właśnie Redmond rządzi i dzieli.
Google zaś pozostaje niewzruszony. Rozwija się w zastraszającym tempie, wie o nas coraz więcej i nikt nie może przewidzieć, co z tą wiedzą zrobi za 10 lat.
Dziś gigant przyciąga nas do siebie magnetyzmem nowych, fascynujących usług, które w niewyobrażalny sposób ułatwiają nam życie.
Ale nie trzeba być zwolennikiem teorii spiskowych, by mieć świadomość, jak wiele jest innych rzeczy, które można zrobić z ludźmi, mając o nich tak ogromną wiedzę i będąc dostawcą narzędzi, z których korzystają każdego dnia.