REKLAMA

Producenci akcesoriów, czas start! Zacznijcie gonić „odwagę” Apple

Stało się. Spełniło się to, o czym pisałem ponad miesiąc temu, niedowierzając przeciekom. Apple właśnie uzależnił „profesjonalność” swoich nowych maszyn od tego, jak szybko dostosują się do nich inni producenci.

Nowy MacBook Pro nie jest do końca "pro"
REKLAMA
REKLAMA

Choć można się było tego spodziewać, to nadal jestem zaskoczony. Nowe MacBooki Pro, zarówno wersja 13-calowa jak i 15-calowa zostały totalnie ogołocone z tradycyjnych portów. Wyjątkiem jest tu gniazdo słuchawkowe (o ironio…).

Pozostałe gniazda, takie jak HDMI, USB typu A, czytnik kart SD, a nawet MagSafe (sic!) zostały zastąpione przez 4 porty USB-C Thunderbolt 3.

Tym samym to, jak bardzo „pro” będą mogły być nowe MacBooki, stało się zależne od tego, jak szybko producenci rozmaitych peryferiów w branży profesjonalnej (i nie tylko) wypuszczą nowe wersje swoich sprzętów, kompatybilnych z tym standardem.

Jeśli interesuje cię nowy MacBook Pro, lepiej od razu zaopatrz się w tonę przejściówek.

Co z tego, że każdy z czterech portów może służyć za każde z dotychczasowych złącz. Co z tego, że możemy ładować MacBooka dowolnym z nich. Co z tego, skoro, aby cokolwiek podłączyć do nowych MacBooków, musimy albo szukać peryferiów wyposażonych w łączność Thunderbolt 3, albo… zaopatrzyć się w przejściówki.

apple-macbook-2016-2016-10-27-o-19-54-10 class="wp-image-524701"

Huby USB typu A. Czytnik kart SD. Adapter na HMDI. Być może nawet przejściówkę na Thunderbolt 2, jeśli akurat korzystasz z drogiego, zaawansowanego interfejsu audio pracującego na tym standardzie, którego na pewno nie zmienisz na nowy wyłącznie z powodu fanaberii (o, przepraszam, „odwagi”) Apple.

Dla wielu z was problem może się wydawać błahy, a już na pewno przejściowy.

Tym niemniej, jeśli ktoś zainwestował już potężne pieniądze w peryferia, licząc na to, że będzie mógł ich używać także z nowymi sprzętami Apple, prawdopodobnie jest właśnie nieźle wkurzony.

Problem dotyczy nie tylko rynku w pełni profesjonalnego, lecz także zwykłych konsumentów.

Każdy z nas, myśląc w tej chwili o zakupie nowego MacBooka Pro (który, niezależnie od wersji, kosztuje chore pieniądze), musi mieć na względzie, że czekają go dodatkowe wydatki.

Opcje są w zasadzie trzy:

  • Wariant najtańszy to dokupienie kilku przejściówek, które będą paskudnie zwisały z boków naszego MacBooka i które każdorazowo trzeba będzie odpinać/przełączać, chcąc zabrać laptopa z domu.
  • Wariant pośredni to kupienie stacji dokującej/hubu kompatybilnego z Thunderbolt 3, których wysyp z pewnością niebawem będziemy mogli zaobserwować. Stawiam, że cena takiego akcesorium, podobnie jak było z adapterami pod Thunderbolt 2, to koszt ponad tysiąca złotych. Czyli kolejny tysiąc, który trzeba doliczyć do kwoty zakupu nowego MacBooka Pro, chcąc jakkolwiek wykorzystać jego „profesjonalny” potencjał nie tylko w drodze, ale i przy biurku.
  • Wariant nr 3 to opcja forsowana przez Apple już w czasie prezentacji, ale także opcja, która dołoży co najmniej 50 proc. kwoty nowego MacBooka do ogólnego rachunku - kupno monitora z wbudowanym hubem Thunderbolt 3.

Decydując się na ostatnią opcję zyskujemy przede wszystkim wygodne podłączanie i odłączanie nowego MacBooka - w końcu ze wszystkimi peryferiami łączy go tylko jeden kabel, przy okazji ładując laptopa.

Reszta akcesoriów może być podłączona prosto do monitora, lub nawet dwóch, bo dzięki Thunderbolt 3 możemy połączyć kilka monitorów w jeden łańcuch łącząc je ze sobą, a nie bezpośrednio z komputerem.

apple-macbook-2016-2b class="wp-image-524790"

W czasie prezentacji Apple pokazał jedną z takich konstrukcji - monitor 5K od LG, o którego cenę boję się zapytać, bo z pewnością zwali z nóg nie mniej od samych sprzętów giganta z Cupertino (monitor ten kosztuje - uwaga, uwaga - 3249 zł - przyp. wydawcy).

Owszem, z czasem pojawią się pewnie tańsze konstrukcje, ale - no właśnie - słowem kluczowym jest tu „czas”.

Ile czasu potrzebować będą producenci peryferiów i akcesoriów, by dogonić „odwagę” Apple’a?

Biorąc pod uwagę fakt, że nowy osprzęt nie pojawi się na rynku jeszcze przez dłuższy czas, obstawiam dość czarny dla Apple scenariusz - na nowe MacBooki nie rzuci się tylu użytkowników, ile firma zakładała. A przynajmniej nie zrobią tego od razu.

Zapewne część profesjonalnych użytkowników będzie gotowa zaopatrzyć się w przejściówki do czasu, aż będą mogli dokupić peryferia kompatybilne z nową „odwagą” Apple, ale zakładam, że większość najzwyczajniej w świecie wstrzyma się z decyzją zakupową do czasu, aż będą mogli wykorzystać pełny potencjał nowej maszyny od razu, a nie „za pół roku”.

Nie ulega jednak wątpliwości, że Apple właśnie dał rynkowi potężnego kopa w tyłek.

MacBook Pro to standard w wielu branżach. To produkt, na którym pracują profesjonaliści na całym świecie, szczególnie w branżach kreatywnych, takich jak fotografia, grafika, wideo czy produkcja muzyki.

apple-macbook-2016-4b class="wp-image-524779"

Producenci osprzętu dla tych branż, począwszy od interfejsów audio aż po drogie konsolety do korekty kolorów w wideo nie będą mieli innego wyjścia, jak tylko czym prędzej wypuścić na rynek nowe linie produktów, do których użytkownicy bezproblemowo będą mogli podłączyć swoje laptopy.

Zrobią to, bo nie mają wyjścia. Bo największy gracz na rynku technologii użytkowej, który rządzi i dzieli w wielu branżach, postanowił jednoznacznie odciąć się od „przestarzałych” standardów i wprowadzić nowe, z którymi będzie musiała się pogodzić cała reszta.

A to rodzi we mnie jeszcze jedną myśl.

Że to naprawdę niesamowite, iż firma, której komputery mają tak niewielki procent rynku, tak naprawdę dyktuje warunki tak wielu producentom, w tak wielu branżach.

I pomimo tego, że Apple właśnie wkurzył tak wiele osób (zarówno po stronie użytkowników jak i dostawców sprzętu) wszyscy i tak pokornie ustawią się w kolejce - jedni do sklepowych kas, inni do działów R&D i taśm produkcyjnych.

W tym zakresie naprawdę należy pogratulować Apple odwagi. Bo gdyby którykolwiek inny producent zdecydował się na tak radykalne posunięcie, mógłby równie dobrze zwijać manatki.

Przy okazji Apple udowodnił dziś, że jest niesamowicie niekonsekwentny w swojej "odwadze".

Podczas gdy iPhone 7 wykastrowany został z gniazda słuchawkowego, bo to "odważne", Apple nie zdobyło się na taki ruch w przypadku nowego MacBooka Pro. Podczas gdy nowy MacBook Pro ma 4 złącza USB-C, nawet kosztem autorskiego Mag Safe, iPhone 7 nadal posiada złącze Lightning.

Jest to nie tylko niekonsekwentne, ale też... głupie. No bo pomyślcie - żeby podłączyć nowego iPhone'a do nowego MacBooka Pro, będziecie musieli... dokupić przejściówkę.

REKLAMA

Nie no, brawo Apple. To się dopiero nazywa "odwaga".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA