MacBook Pro pozbawiony złącz? Apple kopie sobie własny grób
Usunięcie złącza słuchawkowego z iPhone’a 7 odbiło się słyszalnym echem na całym świecie, nie tylko w branży technologicznej. Podobnie jak uprzednio zastąpienie wszystkich portów w MacBooku 12 jednym USB typu C. Wygląda na to, że w tej chwili ważą się losy nowych MacBooków Pro, które mogą zostać ogołocone w ten sam sposób.
Jeśli nic się nie zmieni, to prawdopodobnie w przeciągu kilku najbliższych tygodni zobaczymy zupełnie nową linię MacBooków Pro oraz – być może – MacBooków Air. Termin jest tak bliski, że możemy być niemal pewni, że ostateczny design i specyfikacje urządzeń zostały dawno zatwierdzone, prawdopodobnie nawet ruszyła machina produkcji.
A jednak docierają do nas sygnały, iż niektórzy użytkownicy otrzymują właśnie od Apple ankietę, dotyczącą tego, czy chcieliby, aby w MacBookach Pro pozostało gniazdo słuchawkowe…
Nowy MacBook Pro wykastrowany z portów? To się musi źle skończyć.
@dotina I think they might want to remove the memory card slot @Apple #macbookpro
— Hotels4Hobbies (@hotels4hobbies) 15 września 2016
Apple w swoim formularzu pyta nie tylko o to, czy użytkownicy używają gniazda słuchawkowego w swoim laptopie, lecz także, jak na przykładzie powyżej, pytają o to, w jaki sposób użytkownicy przesyłają zdjęcia. Czy robią to bezprzewodowo, kablem, poprzez pendrive, czy może kartę SD?
Wniosek nasuwa się sam – Apple bada grunt przed potencjalnym wykastrowaniem MacBooka Pro z portów. Prawdopodobnie pytania dotyczą przyszłej iteracji produktu, chociaż dotyczą one bezpośrednio MacBooka Pro, jest więc prawdopodobne, że jesienią zobaczymy tylko MacBooki Air, zaś MacBooki Pro zadebiutują nieco później (a przynajmniej wersja 13-calowa, bo to o niej Apple mówi „MacBook Pro with Retina Display”).
Szczerze mówiąc, jestem pełen obaw. Już pierwsze potencjalne zdjęcia egzemplarzy przedprodukcyjnych zapowiadały kompletne pozbycie się portów z MacBooków Pro i zastąpienie ich kilkoma portami USB C z Thunderbolt 3. Teraz te plotki zyskują dodatkowe potwierdzenie, a Apple zdaje się gromadzić „dowody”, którymi zasypie nas potem w trakcie Keynote’u, tłumacząc się z tak radykalnego rozwiązania.
I nie, tym razem Apple nie wybroni się, wciskając kit o tym, jacy to są odważni, bo pchają rynek naprzód. Użytkownicy MacBooków Pro to nie te same owieczki, które wzdychają do iPhone’a 7. Użytkownicy MacBooków Pro mają zupełnie inne potrzeby i do ich realizacji potrzebują maszyny uniwersalnej, a nie „odważnej”.
Chociaż pewnie i dla takich użytkowników Tim Cook będzie miał coś do przekazania w trakcie prezentacji nowych MacBooków – ceny przejściówek z USB C na wszystkie inne złącza, których wymaga ich praca.
Apple może solidnie wkurzyć wielu ludzi.
Komputery Apple może nie mają dużego procenta rynku, ale jest to bardzo specyficzny procent. Tim Cook i jego firma bardzo wiele zaryzykują, decydując się na usunięcie portów ze swoich mobilnych maszyn. Sorry, Apple, ale to nie ten segment, w którym – jak mawiał Steve Jobs – ludziom trzeba powiedzieć, czego chcą. Ci ludzie doskonale wiedzą, czego konkretnie chcą i co im jest niezbędne. Ci ludzie może przełkną kastrację z portów mniej wydajnego MacBooka Air czy 12-calowego MacBooka. Ale na pewno nie MacBooka Pro, który dla tak wielu osób jest podstawową maszyną do pracy i głównym narzędziem generującym zarobki.
Najpierw złącze słuchawkowe, USB, HDMI, a potem co? Czytnik kart SD? Może w ofercie Apple wraz z nowymi MacBookami Pro pojawią się też specjalne torby i plecaki, z przegródkami na te wszystkie przejściówki i akcesoria, które niebawem przyjdzie taszczyć ze sobą posiadaczom „profesjonalnych” laptopów od Apple?
Bo nie ulega wątpliwości, że wielu profesjonalnych użytkowników zaciśnie zęby i kupi te przejściówki. Bo wydanie 100 dolców na przejściówkę kosztuje ich mniej, niż zmiana całego workflow. Jak wielu profesjonalistom wystarczy jednak na to cierpliwości?
To jest stąpanie po bardzo cienkim lodzie.
Apple może próbować nas mamić, że tak radykalny ruch jest „emejzingiem”, ale w praktyce, tylko kopią sobie własny grób. Mam takie dziwne wrażenie, że Apple w ogóle przestało reagować na to, co robi konkurencja. A ta nie śpi. Dziś rano pisałem o Dellu XPS 13, który pod praktycznie każdym względem bije na głowę obecnego MacBooka Pro. Lenovo wypuściło swoją Yogę Y910, która jest równie dobra. Razer coraz śmielej sobie poczyna ze swoją linią Blade, która bije nawet 15-calowego MacBooka Pro! Jeśli chodzi o hardware, konkurencja przegania giganta z Cupertino. I to o więcej, niż jedną długość.
Bardzo mnie ciekawi, jaki będzie odzew twórców aplikacji na Maca, jeśli wszystkie zmiany w MacBookach Pro się potwierdzą. Wielu użytkowników, w tym i niżej podpisany, trzyma się MacBooka do wielu zadań tylko z jednego powodu – oprogramowania. I nie mówię tu wcale o systemie operacyjnym, lecz o dostępnych programach.
Niestety, macOS nadal wyprzedza Windows 10 jeśli chodzi o dostępność wysokiej jakości programów dla profesjonalistów, a także – a może w szczególności – jeśli chodzi o ich optymalizację. Każdy, kto choć raz skorzystał z Final Cut Pro X lub Logica na Macu doskonale wie, o czym mówię. Każdy, kto porównywał dostępność programów do pisania na Maca vs na Windowsa, doskonale wie, o czym mówię. Branża kreatywna od zawsze preferuje Maca, ze względu na bogate portfolio kapitalnych programów, których nie sposób znaleźć po drugiej stronie barykady.
Co jednak będzie, kiedy ta branża zostanie zmuszona przez Apple do przejścia na stronę Windowsa? Co będzie, jeśli zobaczą to twórcy aplikacji i zaczną przenosić swoje dzieła na platformę Microsoftu? Co będzie, jeśli Adobe w końcu przyłoży się do optymalizacji swoich programów i argument optymalizacji FCPX, Logica i innych na macOS przestanie istnieć?
Po części wiem, co będzie. Ja będę skakał z radości. Wielu innych użytkowników pewnie też. A w Cupertino będą zachodzić w głowę, dlaczego wyniki finansowe działu MacBooków się nie spinają.
USB typu C i laptopy bez złącz być może są przyszłością. Tylko... co z tego?
Ta przyszłość jest odległa. Miną długie lata, nim infrastruktura środowisk profesjonalnych w pełni dostosuje się do nowych standardów. Miną lata, nim przestaniemy potrzebować przejściówek, by wszystko ze sobą połączyć.
Obrońcy Apple pewnie zakrzykną, że „przecież ktoś musi zacząć rewolucję” i ja się z tym zgodzę. Ale wyrzucenie wszystkiego, od razu i narażenie pokaźnego grona użytkowników na ogromne niedogodności przez długi czas, to nie rewolucja. To głupota.
I tym samym – jeśli te informacje się potwierdzą – niezbyt piękny pokaz tego, jak głęboko w rzyci Apple ma swoich użytkowników. A przynajmniej ten niewielki procent pro-użytkowników, którzy nie łykają każdego "emejzingu" jak młode pelikany i oczekują od firmy solidnych narzędzi pracy.