Nie, to nie torrenty pożerają światowy Internet
Niedostateczna przepustowość łącz internetowych to problem z jakim borykają się zarówno użytkownicy, jak i dostawcy internetu. Minęły już jednak bezpowrotnie czasy, kiedy o zapychanie łącz można było oskarżać piratów korzystających z torrentów. Dzisiaj Internet pożerają użytkownicy legalnych usług i możemy łatwo wskazać, kto tutaj jest największym winowajcą.
Operatorzy świadczący usługi dostępu do internetu od lat biją na alarm, że rosnące zapotrzebowanie na transfer danych związane ze strumieniowaniem materiałów wideo powoduje zapychanie się łącz. Kiedyś winą obarczało się za podobne sytuacje piratów pobierających gry, filmy i gigabajty dyskografii muzyków dla jednej piosenki.
Dzisiaj nie ma już wątpliwości, że największym problemem dla dostawców infrastruktury są serwisy streamingowe.
Problemem nie są torrenty i np. bazujący na nich Popcorn Time. Nawet pirackie serwisy streamingowe to tylko kropla w morzu światowego transferu. Naprawdę ogromne zużycie danych w skali świata przypada w udziale takim usługom jak YouTube i Netflix, czyli bezpłatnym i płatnym legalnym serwisom z treściami wideo.
Internet można wykorzystać na mnóstwo różnych sposobów, ale wszystkie aktywności pod względem transferogenności to nic w porównaniu do oglądania wideo w sieci. Nic zresztą dziwnego, jeśli porówna się liczony w megabajtach rozmiar dokumentu, zdjęcia oraz minuty nagrania audio z minutą nagrania wideo.
To nie jest oczywiście żadne zaskoczenie, ale i tak dane są porażające.
W badaniu brano pod uwagę stałe łącza i wieczorne “godziny szczytu”. Z danych wynika, że “rozrywka w czasie rzeczywistym”, do której zalicza się pożerający ogromne ilości transferu streaming wideo, odpowiada za aż 70 proc. ruchu w sieci, jaki generują użytkownicy.
Wszystkie inne aktywności to zaledwie jedna trzecia pobieranych danych.
Jeszcze pięć lat temu było zupełnie na odwrót. W 2010 roku streaming - wideo oraz audio - wedle danych Sandvine odpowiadał za 35 proc. transferu wykorzystywanego przez klientów, a większa część wykorzystywana była przez inne usługi.
Wśród winowajców można wyróżnić dwóch głównych graczy - są to bez zaskoczenia obecne w podobnych zestawieniach od lat należący do Google’a YouTube oraz idący jak burza Netflix. Oprócz tego swoje udziały zwiększają też Amazon i Hulu.
W przypadku urządzeń mobilnych wideo też rządzi.
Z biegiem lat paczki danych rosną, ceny dostępu do mobilnego internetu maleją, a sieci Wi-Fi coraz łatwiej znaleźć. Użytkownicy smartfonów i tabletów nauczyli się już oglądać wideo również poza domem. Także tutaj YouTube ma sporo fanów, a streaming wideo i audio to 41 proc. rejestrowanego transferu.
Bardzo dużo ruchu generują też serwisy społecznościowe odpowiadające za 22 proc. ruchu mobilnego. Z badań wynika, że użytkownicy oglądają wideo w większości na Facebooku, a spory udział w rynku ma uwielbiany przez młodych ludzi i niedostępny na komputerach stacjonarnych Snapchat.