REKLAMA

Po raz pierwszy odbieram powiadomienia na nadgarstku i... jestem przerażony

Teoretycznie wypadałoby, żebym przynajmniej przez chwilę potestował wszystkie istotne rynkowe nowości. Tymczasem przed elektroniką ubieralną, która jest w stanie wyświetlać powiadomienia, broniłem się jak tylko mogłem. W końcu jednak uległem i jestem autentycznie przerażony.

16.12.2015 18.26
Odbieram powiadomienia na nadgarstku i... jestem przerażony
REKLAMA
REKLAMA

Nie to, żebym bronił się przed elektroniką ubieralną za wszelką cenę albo uważał ją za zupełnie zbędny gadżet. Z dość zaawansowanym zegarkiem biegam i jeżdżę na rowerze, a pomiędzy tymi aktywnościami nie zdejmuję z nadgarstka opaski rejestrującej mój ruch i sen.

Czy jest mi to w jakikolwiek sposób faktycznie potrzebne? Nie. Po prostu lubią gadżety, dane i wykresy, nawet jeśli praktycznie w ogóle z nich nie korzystam. Od czasu do czasu loguję się na stronę lub do aplikacji i sprawdzam jak mi idzie - czy dużo chodzę, czy dużo biegam, ewentualnie jak biegam. To właściwie tyle.

Celowo dobierałem przy tym sprzęt tak, żeby nie wyświetlał żadnych powiadomień. Mój Fitbit nie ma nawet ekranu, a zegarek sportowy był projektowany najprawdopodobniej w czasach, kiedy o pierwszym współczesnym smartfonie nikt jeszcze nie słyszał.

Powód takich zabiegów był dość prosty - już teraz, z samym smartfonem, niepokojąco często mam wrażenie bycia trzymanym na smyczy. Smyczy nie tylko powiadomień, ale smyczy cyfrowego świata ogólnie. Nic się nie dzieje przez chwilę? Ping, nowa wiadomość, przeradzająca się w internetową dyskusję na kilkanaście lub kilkadziesiąt minut. Nic się nie dzieje i nie ma powiadomienia? Ok, można na telefonie po prostu pobuszować po Sieci. Zabić czas, na którego brak przecież wszyscy - w tym i ja - tak narzekają.

I choć bardzo się staram jak najczęściej zostawiać telefon poza swoim zasięgiem, to - z wyjątkiem czasu, kiedy śpię - trudno byłoby mi znaleźć godzinę, w której nie spędziłem z telefonem przynajmniej 5 minut. Ba, prawdopodobnie trudno byłoby mi znaleźć taki kwadrans.

Bałem się po prostu, że opaska czy zegarek z powiadomieniami tylko pogorszy ten stan. I chyba nie spodziewałem się nawet jak bardzo.

Kilka ładnych dni temu w końcu musiałem zerwać z postanowieniem - na testy trafiła do mnie tegoroczna opaska Razer Nabu (recenzja niedługo, ale już teraz mogę powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony). Pierwsza opaska, którą miałem, która oferuje wyświetlanie powiadomień na nadgarstku. Oczywiście włączyłem odpowiednią opcję i wsiąkłem, wsiąkłem do reszty.

Pierwsze wrażenie jest wprawdzie takie, że w końcu uwolniliśmy się od telefonu. Że nie musimy nareszcie co chwila sięgać do kieszeni, podnosić smartfona z biurka czy biec po niego na piętro. Podnosimy nadgarstek, ekran podświetla się, pełna (albo spora część) treść wyświetla się przed naszymi oczami. Od razu wiemy, że przyszło coś nowego - wibrację na nadgarstku trudno przeoczyć. Od razu wiemy, czy jest to ważne czy nie. Oszczędzamy każdego dnia dziesiątki sekund, jeśli nie dziesiątki minut.

Teoretycznie piękne. Tylko teoretycznie.

W praktyce bowiem coraz częściej nosząc opaskę z powiadomieniami widzę, że z telefonu korzystam jeszcze więcej niż do tej pory. Dużo, dużo więcej. Nie ma wiadomości, której nie odczytam od razu - w końcu nie wymaga to ode mnie żadnego wysiłku. Nie ma też żadnego opóźnienia pomiędzy momentem dotarcia powiadomienia, a jego odczytaniem przeze mnie - czy leżę, idę, biegam, robię zakupy, czy siedzę z psem na ogródku.

Wszystko jest idealnie natychmiast, idealnie bezwysiłkowo. Idealnie tak, jak zaplanowali twórcy opasek z powiadomieniami i tak, jak prawdopodobnie oczekiwaliby ci, którzy takie opaski kupują.

Tyle tylko, że ten brak opóźnienia przekłada się jeszcze na inną rzecz - na absolutny brak czasu „poza Siecią”. Nosząc opaskę czy zegarek ta cyfrowa smycz, którą sami sobie założyliśmy, zaciska się jeszcze mocniej. Nieistotne co robię i gdzie, zawsze w ciągu sekundy wiem kto i co do mnie pisze. Czuję się wręcz, jakby ktoś mnie - a można nawet to ja sam - ograbiał z każdej „prywatnej” sekundy. Nie zyskuję czasu - tracę go jeszcze więcej.

Sieć przestaje być dla mnie - to ja zaczynam być dla niej.

A co najbardziej przerażające, mam pełną świadomość, że zegarki i opaski w obecnej formie są aktualnie jedynie nieudolną próbą realizacji idei wciągnięcia nas w Sieć już bez żadnych ograniczeń i spojenia jej ze światem realnym. Nie są rozwiązaniem docelowym, są jedynie krokiem w tym kierunku. I to krokiem bardzo wczesnym.

Czy takie spojenie wirtualnej rzeczywistości z otaczającym nas światem jest faktycznie złe? Nie wiem, na pewno jest nieuniknione. Ale dopóki da się tego unikać, chciałbym to robić jak najczęściej.

Wyłączyć - jak to łatwo powiedzieć

Oczywiście można byłoby stwierdzić, że rozwiązaniem jest po prostu wyłączenie opaski albo „rozparowanie” jej z telefonem. To niestety tylko teoria.

Po pierwsze bowiem, co może być trochę śmieszne, ale jednak, nie mam zamiaru wyłączać, ani też odkładać opaski. Lubię to całe zliczanie kroków, które zresztą było dla mnie fantastyczną motywacją i przyniosło mi realne korzyści. Nie zamierzam z tego rezygnować i już.

Po drugie, co jeszcze gorsze, powiadomienia na nadgarstku po prostu uzależniają. Po tygodniu z nimi, w sytuacjach kiedy opaska np. się rozładuje, to poczucie „cyfrowego przegapiania” jest jeszcze większe. Nie mam pojęcia, czy ktoś mnie nie woła do pracy, nie mam pojęcia, czy ktoś nie wysłał mi SMS-a, albo czy moja ulubiona aplikacja nie doczekała się właśnie aktualizacji. A czuję, że muszę to wiedzieć natychmiast. Boję się, że po pół godziny z dala od komputera wrócę i zastanę kilkadziesiąt nieprzeczytanych wiadomości np. na Slacku. Każda pilna, każda wymagająca błyskawicznej reakcji.

Choć oczywiście, gdybym nie wiedział o ich istnieniu nawet przez następne pół godziny, świat by się nie zawalił. A mimo to rośnie we mnie przekonanie - potęgowane właśnie przez natychmiastowość opaski - że to najważniejsze rzeczy na świecie, które nie mogą czekać.

I żeby było nie tylko strasznie, ale i śmiesznie, mając pełną świadomość, jak działają na mnie takie powiadomienia na nadgarstku, doskonale wiem, że jeśli będę kupował zegarek (a będę) to tylko taki, które te powiadomienia mi dostarczy.

REKLAMA

Łatwo się uzależnić od dobrych rzeczy.

* Zdjęcie tytułowe ma charakter poglądowy. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA