Po aferze z OnePlus One został smartfon, który jest lepszy niż jego cenowi konkurenci
Pamiętacie sprawę konkursu OnePlus One, w którym wzięłam udział, pokazując pewien gest w odpowiedzi na seksistowskie, ukierunkowane na skłonienie kobiet do wrzucania zdjęć, które będą podobały się panom warunki? Otóż OnePlus przeprosił, na dodatek wysłał mi to cholerne zaproszenie do kupienia smartfonu, o które toczył się cały ten cyrk. Firmie udało się wybrnąć, a ja, pełna hipokryzji, przekazałam moje zaproszenie znajomemu. Dzięki temu miałam okazję obejrzeć One Plus One w akcji.
Znajomy (pozdrawiam!) kupił OnePlus One i zapłacił mniej więcej równowartość Nexusa 5 od LG. Z tym, że OnePlus One to całkiem inna klasa sprzętu. O ile jako była fanka Nexusów mam do nich ogromny sentyment, o tyle Nexus 5 jest po prostu nieco nieudanym, plastikowym smartfonem z pięknym systemem. Aparat i ogólny "feeling" urządzenia wraz z wadami takimi, jak ekran czy bateria opisałam już wcześniej.
I to właśnie chyba do Nexusa 5 wypada porównywać OnePlus One. Brandowany nową marką smartfon wypada w tym porównaniu o wiele lepiej. Samo wykonanie to bajka. Tył zrobiony z plastiku, który jest szorstki, a wręcz przypomina nieco papier ścierny, jest wyjątkowo ciekawy i ergonomiczny w użyciu. Daje wrażenie, że trzyma się go pewnie i stabilnie.
Sam smartfon nie jest zbyt lekki jak Nexus 5, więc wie się, że używa się porządnego urządzenia. Ekran nie powala na pierwszy rzut oka, ale kolory i wyrazistość ma bardzo naturalną. Warto zauważyć, że jest to ekran oleofobiczny - taki, jak w Galaxy Nexusie. Oznacza to, że mniej łapie ślady palców, a jeśli łapie to wystarczy przetrzeć go czymkolwiek, by go wyczyścić.
Jedyny zarzut do wykonania jaki mam, to fakt, że ekran wystaje nieco ponad ramkę całego smartfona. Doświadczenie uczy, że łatwiej jest porysować taki ekran, łatwiej go uszkodzić i trzeba uważać, by nie kłaść go na płaskie powierzchnie ekranem do dołu.
Co ważne, wydajnościowo OnePlus One jest jak żyleta. Dostosowany do smartfonu Cyanogen sprawdza się świetnie i jest miłym odświeżeniem po zabloatowanych, pełnych preinstalowanych aplikacji smartfonach dużych producentów. Na OnePlus One nie ma praktycznie nic, co nie jest niezbędne do działania urządzenia, nawet niektóre niekluczowe usługi Google'a trzeba doinstalować ręcznie. Mogłoby się wydawać, że to wada, że przeciętny użytkownik nie będzie miał świadomości o istnieniu dodatkowych aplikacji, ale przecież OnePlus One to urządzenie dla geeków. Ci cenią sobie możliwości modyfikacji i brak narzuconych z góry rozwiązań.
Z relacji wynika, że czas pracy na baterii jest sporo lepszy, niż ten Nexusa 5. Sprawdziłam 8-megapikselowy aparat o ascetycznym interfejsie - też lepszy niż aparat Nexusa 5. Gdyby położono przede mną te dwa smartfony, wiem, co bym wybrała.
Cała akcja z kontrowersyjnym konkursem pozostawiła jednak nieco niesmaku. Tak samo jak to, że OnePlus One ciężko dostać - nawet, gdy ma się zaproszenie to smartfon i tak nie zostanie wysłany do Polski i trzeba sprowadzać go przez inne kraje. Podobno jednak niedługo kupno ma być łatwiejsze, a zaproszenia powszechniejsze.
Okazuje się, że pod sztandarem małej firmy (która i tak jest częścią Oppo) da się zrobić solidne, rozsądne cenowo i całkiem dopracowane urządzenie.