Nie tylko marka jest problemem Internet Explorera. Microsoft musi się zmierzyć z innym, równie poważnym
Przemek dziś argumentował, że Microsoft powinien zmienić nazwę swojej przeglądarki internetowej, by ostatecznie odciąć się od złych skojarzeń z przeszłości. Ten produkt ma jednak jeszcze inny, równie poważny problem.
Historia Internet Explorera nadawałaby się na metaforę jakiejś telenoweli. Zdrady, sukcesy, upadki i wzloty. Przemek chciałby, by ta historia dobiegła końca. Zgadza się z opinią części Redditowców, że Internet Explorer, przez lata będąc beznadziejną aplikacją, może już nigdy nie odzyskać dobrego imienia. Nie chcę z tym polemizować, bo bardzo możliwe, że Przemek ma rację. Kampanii wizerunkowych dotyczących Internet Explorera było już niemało, wszystkie były znakomite i zmieniły… bardzo niewiele.
Bo to prawda, że Internet Explorer był beznadziejny. Microsoft dopiero od wersji dziewiątej tego produktu wziął się do roboty i faktycznie odmienił brzydkie kaczątko w całkiem użytecznego łabędzie. Internet Explorer stał się wygodną, bezpieczną, zgodną ze standardami i szybką przeglądarką internetową. Co więcej, jeżeli chodzi o system Windows, to na dzień dzisiejszy nie istnieje lepsza przeglądarka obsługująca interfejs dotykowy. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że udziały rynkowe problemem IE nie są. Za to za jakiś czas jego twórcy będą musieli rozwiązać inny problem. Ten sam, który kiedyś stworzyli.
Zdradzieckie pomiary dają nieco oddechu
Z pomiarami udziałów rynkowych przeglądarek jest spory problem. Nie widziałem jednak aż tak niekorzystnego dla Internet Explorera wyniku, jaki cytował Przemek. To prawda, że to nie jest już dominująca przeglądarka (i bardzo dobrze!), ale nadal króluje na większości komputerów PC. Tak przynajmniej wynika z badań NetMarketShare, które dają mu nieco ponad połowę rynku.
Nie są to precyzyjne pomiary, ale jasno wykazują, że Internet Explorer, jeżeli chodzi o bazę użytkowników, nadal ma się znakomicie. Zgodzę się jednak z czymś innym, czego akurat Przemek nie napisał: znaczna część użytkowników IE to osoby, które nie znają alternatyw. Osoby, które kupiły komputer, które mają „ikonę do internetu” i która działa. Jestem przekonany, że zaawansowani internauci zdecydowanie preferują Chrome’a i Firefoxa.
Internet Explorer musi się jednak zmierzyć z innym problemem, niż tylko jego wizerunek. Na jego ocieplanie jest jeszcze czas, jak pokazują statystyki. Na ten, który za chwilę chcę poruszyć, czasu już brak. Co udowadnia sam Microsoft w swoim Windows Phone.
Hegemonia WebKita przypomina czasy Tridenta
Internet Explorer korzysta z silnika Trident do renderowania witryn internetowych. Z kolei opracowany przez Apple’a WebKit jest wykorzystywany w przeglądarce Safari, a jego fork w przeglądarkach Chrome i Opera. I tak jak Trident nadal rządzi w świecie PC, tak jeżeli chodzi o urządzenia mobilne, ani Trident, ani firefoxowy Gecko nie mają podejścia do WebKitu.
To, czy żyjemy w erze post-PC, czy też nie, pozostaje kwestią dyskusyjną. Natomiast pewnym jest to, że mobilny Internet stał się szczególnie ważny. Dlatego też twórcy witryn internetowych dbają pieczołowicie o to, by ich strony uruchamiały się bezbłędnie na iPhone’ach, iPadach i urządzeniach z Androidem. Bo te dominują na rynku. A skoro już ustaliliśmy, że urządzenia mobilne to, nie licząc planktonu, WebKit, to zapewne już się domyślacie problemu.
Były takie czasy, że webdeweloperzy ignorowali standardy webowe, koncentrując się na optymalizacji swoich witryn pod silnik Trident. Dzięki temu owe witryny działały znakomicie na Internet Explorerze, a na innych przeglądarkach „z marginesu” potrafiły się sypać. To było logiczne: większość gości to i tak posiadacze IE, więc lepiej o nich zadbać, a z resztą internautów jakoś to będzie.
Dziś witryny internetowe optymalizowane są właśnie pod WebKita. Z bardzo prostej przyczyny: desktopowe Trident i Gecko i tak sobie poradzą, a w świecie mobilnym inne silniki są bez znaczenia. Spróbujcie odpalić mobilnego Twittera najpierw na Safari lub mobilnym Chrome, a potem na mobilnym Firefoksie lub Internet Explorerze. Dwie zupełnie inne witryny. Mimo iż zarówno Firefox, jak i Internet Explorer, to przeglądarki starające się honorować standardy internetowe. Choć ta druga już nie tak do końca.
Microsoft bowiem złożył broń: mobilny IE w swojej najnowszej wersji, zamiast dalej forsować standardy, zaczyna się podszywać pod webkitową przeglądarkę, informując witryny, że właśnie taką wersję ich kodu źródłowego chce otrzymać. Pogłębiamy więc uzależnienie od WebKita, zamiast patrzeć wyłącznie na standardy W3C.
Czemu więc po prostu nie „przesiąść się” na WebKita?
Rozwiązałoby to wiele problemów, nieprawdaż? WebKit jest darmowy, można go forkować, więc niech nowe Internet Explorery działają w oparciu właśnie o to rozwiązanie. Niestety, nie jest to takie proste. Trident bowiem to coś więcej, niż silnik Internet Explorera. To również silnik renderujący interfejs Windows. To również mechanizm, dzięki któremu aplikacje webowe są traktowane przez Windows jak natywne. I wreszcie to również mechanizm, który mogą wykorzystywać (i masowo wykorzystują) twórcy aplikacji do renderowania ich interfejsu. Odejście od Tridenta i zastąpienie go WebKitem jest więc niemożliwe.
Obawiam się więc, że to nie „brand” jest największym problemem Internet Explorera (aczkolwiek w żaden sposób go nie bagatelizuję). Reputację zawsze w końcu ktoś będzie potrafił umiejętnie naprawić, zwłaszcza, że Internet Explorer na chwilę obecną jest faktycznie bardzo dobrą przeglądarką. Microsoft jednak stracił zainteresowanie ze strony webdeweloperów i to musi w jakiś sposób zmienić. Bo inaczej Internet Explorer może stać się taką drugą Operą: świetną, bezpieczną, zgodną ze standardami przeglądarką, na której i tak wiele rzeczy nie działa, bo nikogo ona nie obchodzi i która w efekcie porzuciła swój silnik Presto. Z całym szacunkiem do Opery, która jest moją ulubioną przeglądarką na Androida.
Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock