Po zakupie Pebble wiem, że jestem już za stary na bycie ubergeekiem
Mimo dość chłodnych opinii o Pebble, skusiłem się na ten gadżet. Inaczej w końcu tego zegarka nazwać nie można. Zakup ten po kilku dniach użytkowania uważam za całkiem trafny. Najważniejsza jest jednak dla mnie refleksja odnośnie do tego, jak na przestrzeni lat zmieniło się moje podejście do elektroniki. Szczerze mówiąc, jestem już za stary na bycie ubergeekiem. Po prostu z tego wyrosłem.
O Pebble czytaliście na Spider’s Web nie raz, w tym i dość trafną recenzję Przemka. Ja sam pewnie też jeszcze o nim napiszę, ponieważ to bardzo ciekawe urządzenie, które wraz z iOS nabiera sensu, także wśród posiadaczy iPhone’ów. Podstawową wadą tego urządzenia, a może zaletą, jest fakt jego przeznaczenia. Ten inteligentny zegarek na dzień dzisiejszy nie nadaje się dla normalnego konsumenta, to sprzęt dla gadżeciarzy, po prostu Geeków.
Uwięziony w sadzie Tima Cooka rozleniwiłem się, choć korzystając z najnowszych rozwiązań Steve’a Ballmera byłoby zapewne podobnie. Kupuje urządzenie podaje swój login i hasło i po kilku chwilach mam na nim wszystkie moje aplikację i zaraz mogę wygodnie pracować. Instalacja aplikacji to trzy kliki, usunięcie również. W sumie to na Androidzie jest też podobnie, a nawet wygodniej, bo można to zrobić zdalnie z komputera. W skrócie – wszystkie dostępne masowo na rynku technologie działają wprost po wyjęciu z pudełka. Nie potrzeba wiedzy, ekspertów, a często nawet instrukcji.
Zdecydowanie podoba mi się ten świat technologii, choć wiem że zabija on pewną cząstkę własnej kreatywności czy inwencji. Gdy pomyślę, że mam kupić za 300 złotych przystawkę do telewizora z Androidem i spędzić 3 soboty na jej konfiguracji i dostosowaniu do swoich potrzeb, to mi się odechciewa. Smart TV może jest ograniczony, ale po 8 ekranach instalacyjnych nowiuśki Samsung będzie gotowy do oglądania i zabawy.
Jailbreak iOS można wykonać, podobnie jak wgrywanie ROMów do smartfonów – wokół tych rozwiązań zebrała się potężna społeczność. Co z tego, że dzięki temu zyskujemy większą funkcjonalność skoro wymaga to tak wiele wysiłku. Instalacja programiku, postępowanie zgodnie z instrukcją, oglądanie filmików pokazowych na YouTube itd.. Świetna zabawa, na szczęście z niej wyrosłem.
Jako nastolatek złożyło się parę komputerów, kombinowało z Nokią 3510i, a później z Motorola A925 czy Nokia E50. Swego czasu nawet iPhone’a 3G poddałem Jailbreakowi. Dziś elektronikę traktuje znacznie bardziej użytkowo. Lubię swoje gadżety, zależy mi na ich możliwościach, ale przede wszystkim mają mi służyć.
Pebble o tym wszystkim mi przypomniał i jednocześnie kazał mi do tego wszystkiego wrócić. Nie żałuje, bo takie zabawy ze sprzętem mimo wszystko sprawiają przyjemność. Ale szukanie plików z aplikacjami w jednej aplikacji czy na stronie i wgrywanie jej przez drugą, instalacja dodatkowej aplikacji do łączenia się z siecią oraz „merdanie” w menu powiadomień nie są dla normalnych użytkowników. Mi może to sprawiać frajdę, tak jak innym sprawia zabawa z Raspberry Pi.
Uber Geekiem już nie będę. Choć społeczność zgromadzona wokół takich rozwiązań CyanogenMod, Jailbreak, Raspberry Pi czy Pebble nieco temu przeczy. Prawda jest taka, że w masowej elektronice konsumenckiej nie ma już miejsca na takie rozwiązania. Za czasów Apple I czy nawet Windowsa XP mogliśmy sobie na to pozwolić. Zwykły użytkownik ma podać swój login i hasło i już!