REKLAMA

Czy hybrydy mają sens? Sprawdzamy to na przykładzie Microsoft Surface Pro

Microsoft i Intel chcą nam „wmówić”, że najlepszy notebook to taki, który również może funkcjonować jako tablet. Postanowiliśmy to sprawdzić. Przez miesiąc korzystaliśmy wyłącznie z jednego, dotykowego komputera. Oto nasze przemyślenia.

22.07.2013 18.36
Czy hybrydy mają sens? Sprawdzamy to na przykładzie Microsoft Surface Pro
REKLAMA

Apple próbuje nas przekonać, że jakiekolwiek kompromisy nie mają sensu. Że tablet i notebook to urządzenia o zbyt odmiennych zastosowaniach, by je łączyć w jedną całość. Z kolei Microsoft i Intel uważają, że to nieprawda: lepiej mieć jedno wielozadaniowe urządzenie, niż nosić ze sobą kilka wyspecjalizowanych urządzeń.

REKLAMA

Obie firmy mają rację i żadna z nich. W każdym przypadku bowiem musimy pójść na pewien kompromis. Apple ma rację: faktycznie na notebooku bez dodatkowego „obciążenia”, jakim jest dotykowy ekran, pracuje się lepiej, bo urządzenie jest lżejsze i pracuje dłużej na baterii. Z kolei tablet bez „notebookowych” walorów jest lżejszy i poręczniejszy od hybrydy. To, przynajmniej na chwilę obecną, nie podlega wątpliwościom. Pytanie jednak brzmi: czy noszenie ze sobą dwóch, zamiast jednego, „bezkompromisowych” urządzeń i synchronizacja danych między nimi nie jest przypadkiem większym kompromisem?

Postanowiłem to sprawdzić. Przez ostatni miesiąc korzystałem tylko i wyłącznie z Microsoft Surface Pro z systemem operacyjnym Windows 8. Nie brałem do ręki żadnego tabletu, schowałem w kąt mojego klasycznego notebooka.

Surface Pro to bardzo oryginalny notebook. Wyróżnia go nie tylko obudowa, ale i cała konstrukcja. Urządzenie to na pierwszy rzut oka przypomina klasyczny tablet. O jego „notebookowości” świadczą jednak grubość, waga i przyczyna tych wymiarów, czyli podzespoły. Surface Pro posiada procesor Intel Core i5 „Ivy Bridge” 1,7 GHz, który w razie potrzeby jest tymczasowo podkręcany do częstotliwości 2,6 GHz. Towarzyszą mu cztery gigabajty pamięci RAM i karta graficzna Intel HD 4000. Surface Pro zamieniamy w notebook za pomocą dwóch ruchów ręką: palcem odchylamy tylny stojak, utrzymujący ekran, a ręką doczepiamy klawiaturę, która sama automatycznie się mocuje w odpowiednim miejscu dzięki magnetycznemu zatrzaskowi. Transformacja jest błyskawiczna i wygodna.

Surface Pro jako notebook – jest świetnie, ale…

Zacznijmy od „notebookowości” hybrydy. Tu, trzeba przyznać, nie mam Surface’owi nic do zarzucenia. Wydajność komputera jest co najmniej wystarczająca, a właściwie, to spełniająca wszystkie oczekiwania. Praca w Photoshopie, InDesignie, Wordzie i na kilku kartach przeglądarki, przy jednocześnie podłączonym telewizorze na którym wyświetlany był film Full HD nie powodowały najmniejszych spowolnień czy „przycięć”.

10,6-calowy wyświetlacz Full HD budził moje największe obawy. Czy na czymś tak malutkim da się pracować? O dziwo: tak! Wszystko dzięki jakości samego wyświetlacza. Gęstość pikseli 208 PPI, duża przestrzeń robocza i bardzo wyraźny obraz dzięki technice ClearType powodowały, że oczy się nie męczyły, a zarazem miałem do dyspozycji bardzo dużą przestrzeń roboczą. Myślałem, że będę musiał się przyzwyczajać kilka dni. Wystarczyły dwie godziny, bym czuł się jak ryba w wodzie. Dodatkowo, bardzo szybko uzależniłem się od dotykowego ekranu. Dziś zdarza mi się odruchowo sięgać do monitora, by coś przewinąć. To zdecydowanie bardziej intuicyjny ruch niż sięganie ręką z klawiatury do myszki. Dotyk bardzo usprawnia pracę, aczkolwiek do precyzyjnej pracy trzeba będzie jednak wykorzystywać również i myszkę.

Jakie są więc „kompromisy”? Wszystko zależy od konstrukcji hybrydy. W przypadku Surface Pro problemem okazała się klawiatura. Jest bardzo wygodna dopóki komputer leży na stabilnej powierzchni, pisze się na niej genialnie. Jednak jak już weźmiemy komputer na kolana, jest tylko „znośnie”. Wszystko z powodu stojaka i elastycznego połączenia klawiatury z komputerem. To rozwiązanie pozwala na bardzo szybką transformację urządzenia z notebooka w tablet, przy zachowaniu jego kompaktowości. Zapomnijcie jednak o założeniu nogi na nogę i nonszalanckim postawieniu na tym komputera: by było wygodnie, należy trzymać nogi równolegle, inaczej cała konstrukcja chybocze się na wszystkie strony, utrudniając pisanie.

Surface Pro jako tablet – tu jest nieco gorzej

Skończyliśmy pracę, czas na przyjemności. Siadamy na kanapę, bierzemy komputer do ręki. I po kwadransie zaczynamy przybierać przedziwne pozy. Wszystko z powodu… wagi urządzenia. Niestety, procesor „Ivy Bridge” i jego aktywny system chłodzenia powodują pewien dyskomfort. Surface Pro nie grzeje się, chłodzenie jest niesłyszalne a dzięki dobrze przemyślanej konstrukcji wylotów powietrza (wokół ramki ekranu) można go trzymać w dowolny sposób i nie czuć nawiewu. Waga powoduje jednak, że po piętnastu minutach trzymania komputera w powietrzu, najzwyczajniej w świecie, zaczynają nas boleć ręce. Tablet należy wtedy o coś oprzeć. O kolana, o półeczkę w pociągu, o cokolwiek. Zapomnij o długim trzymaniu go w rękach. Nie ma takiej możliwości.

Drugim problemem jest czas pracy na baterii. Surface Pro z włączonym Wi-Fi, bez trybu oszczędzania energii, przy pracy wielozadaniowej (bo mamy korzystać przecież z pełni możliwości tego urządzenia) wytrzyma od czterech do czterech i pół godziny. iPad i większość androidowych tabletów pozwalają na dwukrotnie dłuższy czas pracy. Procesory „Haswell” mają rozwiązać ten problem. Póki co jednak jest dość przeciętnie jak na notebooka i dość kiepsko jak na tablet.

Windows 8 jednak jest świetnie zoptymalizowany pod interfejs dotykowy. Po wyłączeniu części roboczej, czyli Pulpitu, pozostajemy z interfejsem Modern UI. Żaden inny system nie oferuje takiej wygody za pomocą dotyku co Windows 8. Wiem jednak, że wielu z was się ze mną nie zgodzi. Uznajmy więc, że jest równie dobrze, co w przypadku konkurencji.

Werdykt?

Są lepsze notebooki od Surface Pro. Są zdecydowanie lepsze tablety od Surface Pro. Ale niedawna sytuacja ostatecznie mnie przekonała do odpowiedzenia twierdząco na zadane w tytule pytanie. Postanowiliśmy wspólnie z dziewczyną udać się na weekend do Wrocławia. Wyjazd w piątek, podróż przez cały dzień. Nie chciałem brać urlopu, oznaczało to więc pisanie tekstów w pociągu. Reszta czasu: filmy i zabawa. Plecak zapakowany po brzegi, więc zabranie dwóch urządzeń nie było możliwe.

Surface Pro umożliwił mi najpierw wygodną pracę z Wordem i Photoshopem na Pulpicie, a następnie po wysłaniu wszystkich tekstów do odpowiednich osób, mogliśmy się skupić na rozrywce. W obu przypadkach właściwie niczego mi nie brakowało. Owszem, urządzenie mogłoby być lżejsze a czas pracy na baterii dłuższy. Pojawiają się jednak hybrydy, które ten problem rozwiązują. Zwłaszcza te z procesorami „Haswell”. A skoro jedyne problemy wynikały ze specyfiki tej konkretnej hybrydy, a nie samej koncepcji, uważam, że Apple się myli. Oczywiście, jeżeli zamierzasz głównie pracować, a raczej nie korzystasz z komputera do zabawy, dopłacanie do hybrydy jest pozbawione sensu. Jeżeli szukasz urządzenia do Internetu i multimediów, a raczej nie pracujesz na komputerze, również „zwykły” tablet jest lepszym pomysłem. Jeżeli jednak komputer to zarówno źródło twojego zarobku, jak i jeden ze sposobów na relaks, brak konieczności posiadania dwóch urządzeń jest rzeczą, moim zdaniem, niesamowicie ułatwiającą życie. I dużo mniejszym kompromisem niż targanie ze sobą zarówno Macbooka, jak i iPada.

REKLAMA

To osąd, rzecz jasna, nacechowany dużą ilością subiektywizmu. Dla niektórych osób kompromisy, jakie wymuszają rozwiązania hybrydowe, są niedopuszczalne. Ja jednak nie tylko uważam to za „dopuszczalne”. Surface Pro pozostanie moim głównym urządzeniem, którego używam. Z zadowoleniem.

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA