REKLAMA

Chcesz grać na PC? (nie) Podpisuj petycje!

Internetowe petycje to wspaniałe narzędzie do osiągania celów. Za ich pomocą gracze potrafią się zorganizować, przedstawić wspólne stanowisko, wywierać presję na twórcach i wpływać na rynek gier – tego typu piękny obraz rysuje się w teorii, kiedy spojrzymy na coraz częściej występujące zjawisko. Jak jest naprawdę? Zdecydowanie odwrotnie. Petycja to najnowsze narzędzie marketingowe, które wpływa na promocję gier nie gorzej, niż dobry zwiastun czy pozytywne recenzje.

19.06.2013 09.24
Chcesz grać na PC? (nie) Podpisuj petycje!
REKLAMA

Petycja = reklama idealna

REKLAMA

Ma przy tym zdecydowanie silniejsze oddziaływanie na potencjalnego klienta. W przeciwieństwie do obejrzanego zwiastuna, petycja wymaga angażu gracza. Ten staje się nie tylko odbiorcą jednokierunkowego przekazu medialnego, ale uczestniczy, zrzesza się i aktywnie działa na rzecz, która tylko w teorii jest dla niego dobra

Podstawowym argumentem przemawiającym za manipulacją jako zjawiskiem negatywnym, jest właśnie świadome wprowadzanie w błąd odbiorcy. Adresat przekazu posiada mylny obraz własnej potrzeby, wykreowanej przez osoby zajmujące się profesjonalnym marketingiem. Nie chodzi mi tutaj oczywiście o potrzeby natury „chcę w to zagrać na komputerze osobistym”, lecz „chcę podpisać tę petycję”.

Nie zrozumcie mnie źle. Wszelka forma zbiorowej aktywności komputerowych graczy na rzecz polepszenia ich sytuacji to zjawisko pozytywne. Problem polega na tym, że internetowa petycja, nawet jeżeli powstanie oddolnie, powodowana jest impulsem ze strony producenta i wydawcy. Model „chcemy poczuć, że gracze chcą mieć nasz produkt na komputerach” jest zielonym światłem i podstawowym napędem dla tego typu przedsięwzięć w Internecie. Za sprawą słów ludzi odpowiedzialnych za dany produkt działamy w przeświadczeniu, że możemy mieć wpływ na decyzje takich gigantów jak na przykład Ubisoft. Problem polega na tym, że tego wpływu w zdecydowanej większości nie mamy. Decyzja została podjęta już za nas, znacznie wcześniej, natomiast my sprowadzamy się do roli realizatora akcji promocyjnej dla danego produktu. Nawet podpisując powstałą oddolnie petycję, stworzoną dzięki ziarnku zasadzonemu przez sztab marketingowy, wchodzimy do starannie zaplanowanej i przemyślanej piaskownicy twórców, którzy tylko na to czekają.

Ubisoft wie, jak działa marketing

O co się rozchodzi? O Tom Clancy’s The Division, które po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć w akcji na tegorocznych E3. Gra robi piorunujące wrażenie, o czym szerzej możecie przeczytać w tym i tym miejscu. Podczas prezentacji tytułu poszczególnym odwiedzającym targi, pracownicy Ubisoftu zachęcali do promowania akcji internetowej petycji, za pomocą której Division może trafić również na komputery osobiste. Wszystko w rękach graczy!

Nie wierzę i nikt nie wmówi mi, że tak potężny moloch jak francuski Ubisoft, EA czy Activision nie robi rozpoznania rynku, na który zamierza wypuścić swój produkt. Faza rozpoznania potencjalnych klientów, segmentu rynku, zdolności własnego produktu i świadomości ofert konkurencji jest marketingowym ABC każdego przedsiębiorstwa, niezależnie od jego wielkości. Wydawca musi wiedzieć, czy ich najnowsza gra ma szanse na wygenerowanie zysków. Więcej, ten zysk jest również jasno określony. Na pewno słyszeliście o rewizji planów kwartalnych takich gigantów jak Sony czy Nintendo, którzy z większą czy mniejszą skutecznością przewidują ilość sprzedanych egzemplarzy swoich towarów.

Skoro przedsiębiorstwo dokonuje rozpoznania i inwestuje w powstającą grę, opłacając pracowników i związane z produkcją koszty, wie również, czy opłaca się wydać daną produkcję na komputery osobiste. Decyzja zapada razem z zielonym światłem nad dalszymi pracami związanymi z projektem bądź jakiś czas później. Wszystko jest niemal przesądzone, nim gracz może mieć na te decyzje jakikolwiek „wpływ”. Po co w takim razie internetowe petycje?

Podpisujesz, kupujesz!

Ponieważ to świetna promocja tytułu! Jak zostało napisane wcześniej, petycja znacznie bardziej wpływa na potencjalnego klienta, w przeciwieństwie do reklam telewizyjnych, którym nie poświęcamy takiej uwagi. Kłaniają się podstawy reguł konsekwencji i wzajemności, opisującej zjawiska psychologii społecznej. Podpisując petycję, silnie wiążemy się z wartościami i postawami, które reprezentuje. Składając podpis, czujemy większą potrzebę wypróbowania towaru, o który walczymy. Natomiast kiedy już wydawca decyduje się wypuścić produkt na komputery osobiste, poczucie obowiązku i odpowiedzialności za własną inicjatywę jeszcze silniej przemawia za tym, aby dokonać zakupu. W końcu zrobił to „dla nas”.

Petycja internetowa, czyli zjawisko wciąż dosyć młode, jest również świetną formą reklamy, trafiającą nawet do osób, które nie mają zamiaru promować danego produktu. Przyznaję, że najlepszym na to przykładem jest właśnie ten tekst – gdyby Ubisoft wydał nowy trailer promujący Division, nie przeczytalibyście tego tekstu, nie w tym miejscu, nie na tym blogu.

Za bardzo istotną trzeba również uznać formę łańcuszka. Petycja przekazywana od jednego użytkownika Internetu do drugiego pozwala na budowanie świadomości o produkcie nawet wśród klientów, którzy wcześniej nie wiedzieli o istnieniu gry. Zaangażowani w promocję petycji gracze, przeświadczeni o jej skuteczności, często proszą o podpis nawet osoby, które z grami nie mają wiele wspólnego. Model „Hej, słuchaj, podpisz, ciebie to nic nie kosztuje, a dla mnie to ważne” nie tylko jeszcze bardziej umacnia więź między osobami lobbujący na rzecz wydania danej produkcji na PC, ale również informuje o istnieniu marki innych osób, które teoretycznie nie są nią zainteresowani. Trzeba pamiętać, że we współczesnym świecie świadomość istnienia danego podmiotu na rynku jest nie mniej ważna od ilości zawartych transakcji – nimi i tylko nimi sukces danego przedsiębiorstwa mierzony był wiek temu.

Gracze nie gęsi, iż swój rozum mają

Jaki z tego morał? Nie podpisywać. Jeżeli wydawca ma zamiar wydać daną grę na PC, to to zrobi. Z Wami czy bez Was. Za przykład może posłużyć promocja głośnego tytułu za pomocą zwiastunów. Po zebraniu odpowiedniej ilości udostępnień materiału filmowego na YouTube twórcy zarzekali się, że wypuszczą nowy film. Chociaż wymagana ilość nie została uzbierana, materiał i tak zobaczył światło dzienne.

REKLAMA

„Żebranie” o wydanie gry na komputery osobiste stawia w negatywnym świetle brać graczy skupioną wokół PeCetów. Oczywiście na takie traktowanie na pewno ma wpływ duża ilość nielegalnych kopii, z jakich korzystają użytkownicy komputerów. Piractwo nie jest jednak żadnym argumentem. Wystarczy spojrzeć na Minecrafta, który ze względu na swoją wagę i słabe zabezpieczenia jest bardzo łakomym kąskiem dla „piratów”. Nawet pomimo tego Notch, autor produkcji, sprzedał już 10 milionów egzemplarzy swojej gry. Zgadzam się z jego słowami – „dobry tytuł obroni się sam”.

Ubisoft zdecydowaną większość swoich multiplatformowych tytułów wydaje na komputery osobiste. Nie widzę żadnego powodu, aby tym razem było inaczej. Zwłaszcza, że Division to tytuł MMO, w którym wymóg stałego połączenia z Internetem skutecznie wpłynie na możliwość i komfort korzystania z nielegalnych kopii. Z tego powodu jestem przekonany, że tytuł pojawi się na komputery osobiste, z petycją czy bez niej. Może nie w momencie konsolowej premiery, może nie parę tygodni czy miesięcy później, ale ukaże się. Decyzja i tak została już podjęta.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA