O co chodzi z tymi stawkami MTR?
Autorem tekstu jest Sethai (http://sethai.pl) - od 7 lat związany z rynkiem telekomunikacyjnym w Polsce. Nazywany czasem geekiem i gadzeciażem.
Zgodnie z przyjmowaną definicją, MTR (Mobile Termination Rate) to opłata wnoszona przez operatora A za każdorazowe zakończenie (stąd słowo termination) połączenia telefonicznego w ruchomej sieci telefonicznej (czyli komórkowej) operatora B. Czyli gdy operator A przekazując dalszą obsługę połączenia (w celu jego realizacji) do operatora B (operatora sieci mobilnej - komórkowej) jest zobowiązany do uiszczenia odpowiedniej opłaty na rzecz operatora B. Opłata ta związana jest z tym, że operator B ponosi koszty obsługi połączenia (czyli dostarczeniem "sygnału" od klienta operatora A do swojego klienta by Ci mogli rozmawiać), na którym nie zarabia.
Kiedy operator przekazuje połączenie do drugiego operatora? W dwóch przypadkach. Pierwszy, oczywisty, to gdy klient operatora A dzwoni do klienta operatora B. Drugi, często pomijany w analizach, to tak zwany tranzyt.
Tranzyt ma miejsce, gdy operator A oraz operator B nie posiadają punktu styku między swoimi sieciami, a co za tym idzie, nie mogą bezpośrednio przekazywać między sobą połączeń. Najczęściej tranzyt wykorzystywany jest przy połączeniach międzynarodowych oraz przy połączeniach do sieci stacjonarnych. Dzieje się tak dlatego, gdyż żadnego operatora nie stać by utworzyć punkt styku z każdym z ponad setki większych, czy mniejszych operatorów stacjonarnych w kraju, czy też z tysięcy operatorów na świecie.
Część operatorów (lub też firmy, które powstały tylko po to) świadczy usługi tranzytu. Firmy jak Tata, Teliasonera, T-Systems, czy Exatel (oraz wiele innych) mają podpisane umowy interkonektowe (mówiące o połączeniach międzysieciowych) z większą liczbą operatorów. Co ważne nie muszą mieć ze wszystkimi w danym kraju. Teraz gdy operator A z Francji musi obsłużyć połączenie swojego klienta do operatora B z Polski (a nie ma bezpośredniego połączenia z siecią operatora B) podpisuje umowę ze specjalną firmą lub operatorem C, który świadczy usługę tranzytu do danego państwa i przekazuje ruch do operatora C, który zarządza nim dalej. Co będzie interesujące dla nas to to, że operator tranzytowy C nie musi mieć punktu styku z operatorem B. Wystarczy by miał umowę z operatorem D, który ma punkt styku z operatorem B. Wtedy połączenie "przejmuje" operator D i przekazuje je do operatora B i na przykład rozlicza się z operatorem B płacąc mu MTRy.
By rozjaśnić sytuację - przykład: klient francuskiego Orange chce zadzwonić do abonenta Play. Orange Francja nie ma (załóżmy) punktu styku z polską siecią P4, korzysta jednak z usług operatora tranzytowego TATA, który ma w Polsce połączenie z operatorem Plus, a ten terminuje połączenie w sieci Play. Przebieg pieniędzy wygląda następująco: Orange Francja płaci pewną stawkę operatorowi TATA (za obsługę tranzytu), TATA płaci Plusowi (że korzysta z jego sieci), Plus natomiast płaci opłatę MTR Playowi.
Należy też nadmienić, iż Orange Francja może mieć umowy z kilkoma operatorami tranzytowymi, którzy pokrywają tranzyty do danych krajów/sieci, a także operator tranzytowy może mieć podpisane umowy z kilkoma (lub wszystkimi) operatorami w danym kraju. Dzięki temu Orange Francja nie musi kierować całego ruchu do jednego operatora przez operatora tranzytowego TATA, ale może część kierować przez TATA, a część przez p. Exatela. Nawet jeśli docelowi klienci znajdują się w tej samej sieci. Tak samo operator tranzytowy może mieć podpisaną umowę i z Plusem i Playem i mimo, że klient docelowy jest w Play, operator tranzytowy może się zdecydować na skorzystanie z punktu styku z Plusem (a nie bezpośrednio z Play).
Czemu takie kombinacje? Jak zawsze - dla pieniędzy.
Umowy tranzytowe mogą być skonstruowane w różny sposób. Koszty obsługi tranzytu mogą zależeć od licza minut obsługiwanych w tranzycie dla danego operatora, od pory dnia, czy dowolnych innych warunków (w końcu to umowa, więc jeśli dwie strony zaakceptują ją, można wpisać w nią prawie wszystko). Dlatego też, operator w pewnym momencie dnia, tygodnia, miesiąca, czy roku może zdecydować, że przez najbliższy czas lepiej dla niego (mniejsze wydatki) będzie korzystać z usług tranzytowych innego operatora. Operator tranzytowy tak samo, może stwierdzić, że w danym okresie lepiej zakańczać (z punktu widzenia wydatków) nie bezpośrednio u operatora docelowego tylko u innego operatora (który ma punkt styku z operatorem docelowym).
Gdy podstawy zostały już wyjaśnione, przyjrzyjmy się rynkowi polskiemu.
Przed wejściem operatora P4 (Play) istniała tak zwana "Wielka Trójka" (W3). Orange (Idea), T-Mobile (Era) oraz Plus. Mieli oni podobną liczbę klientów o podobnych profilach. Grupy najczęstszych kontaktów znajdowały się przeważnie u tego samego operatora (ma to związek z tym, iż przeważnie każda mikrospołeczność - rodzina, przyjaciele, znajomi - posiada osobę lub osoby decyzyjne, które wpływają na zachowania całej mikrospołeczności p. wybór operatora telefonii komórkowej). To powodowało, że różnice w połączeniach między sieciami były znikome dla dowolnej pary operatorów. Na różnice najbardziej wpływały połączenia tranzytowe, ale te koniec końców wyrównywały się w dłuższym okresie.
W pewnym momencie pojawia się Play. Podpisuje umowę z UKE (Urząd Komunikacji Elektronicznej), że przez pewien dłuższy czas będzie miał wyższe stawki MTR. Zarobione pieniądze z wyższych stawek ma spożytkować na szybki rozwój.
Wyższe stawki MTR oznaczają, że operatorzy z W3 będą płacić więcej (niż między sobą) za przekazywanie połączeń do Play. Miał być to świetny interes. Nawet gdy liczba połączeń z/do Play będzie równa, to przez występowanie "anomalii" spowodowanych zjawiskiem mikrospołeczności Play i tak zarobi na różnicach w wysokości MTRów.
Dodatkowo istnieje opisywany tranzyt i spora szansa, że operator tranzytowy obsługując połączenie międzynarodowe do Play wykona je przez kogoś z W3 i P4 dostanie opłatę MTR.
Zresztą operator taki jak Play startujący na rynku, gdzie pozostali operatorzy mają mocną pozycję, może stosować pewne sztuczki tak, by jak najwięcej połączeń tranzytowych trafiało do niego wykorzystując większą stawkę MTR. Nie jest to niczym złym zważywszy, że taki operator potrzebuje pieniędzy na rozwój sieci oraz promocje mające na celu przyciągnięcie klientów od pozostałych operatorów.
Jednak od razu pojawił się pewien problem. Problem, którego albo UKE i Play nie przewidzieli, albo uważali, że i tak warto spróbować. Mianowicie operatorzy W3 nie chcieli „dokładać do interesu“ (fazę inwestowania w rynek mieli już za sobą) - w czasie wchodzenia Playa na rynek, W3 byli w fazie zbierania zysków - i dopuścić do sytuacji, gdy przychód z minuty połączenia będzie mniejszy niż koszt (obsługi we własnej sieci + wysokiego MTR do Play). Więc W3 podwyższyła ceny połączeń do Play. To spowodowało, że bilans MTRowy zachwiał się. Każdy klient z W3 wiedział, że "do Play drożej". Należy też pamiętać, że było to w czasach, gdy przenośność numerów nie była tak popularna. Łatwo było więc rozpoznać, który numer jest u którego operatora i starać się ograniczać połączenia do numerów w Play.
Jednak komunikować się trzeba. Klienci W3 częściej albo pisali sms'a albo "puszczali szczurka" i czekali, aż znajomy z Play zadzwoni do kolegi z W3. To zaburzało liczbę połączeń przychodzących i wychodzących z/do Play. Gdy można byłoby się spodziewać dużo większej liczby połączeń przychodzących do sieci Play, okazywało się, że w rzeczywistości tych połączeń nie było tak dużo, a nawet było ich o wiele mniej niż wychodzących.
Tutaj widać drugi powód lobbowania P4 o łatwiejsze zasady przenośności numerów (pierwszy jest jasny: pozyskiwanie klientów) - zamazać obraz "u kogo jest dany numer". Dzięki zabiegom o łatwiejsze przenoszenie numerów, osoba A nie wie, gdzie jest osoba B, więc są większe szanse, że osoba z W3 dodzwoni się do osoby z Play.
Dla P4 szybko okazało się, że MTRy nie tylko powinny być równe dla każdego operatora, ale powinny całkowicie zniknąć.
Czemu Play zaczął popierać zerowe stawki MTR?
Ciężko powiedzieć nie będąc Playem, ale można przeanalizować, czemu nie równe, a zerowe stawki i co mogą one przynieść.
Po pierwsze, przez długi czas klienci W3 „uczyli się”, że połączenie z Play jest droższe, więc nawet po zrównaniu stawek dla wszystkich klientów minie pewien okres czasu, w którym klienci będą się przyzwyczajać do tego, że mogą dzwonić do Play bez narażania się na wyższe koszty. Play w tym okresie edukacji klientów (może ostatnia kampania Play dotycząca zarobków W3 spowodowanych innymi stawkami, to właśnie początek takiej edukacji) traciłby na równych MTRach jeszcze więcej niż przy stawkach różnych.
Po drugie zerowe MTRy powodują, że koszt obsługi połączenia z sieci A do sieci B rozkłada się równo pomiędzy operatora A i operatora B (każdy płaci za obsługę połączenia we własnej sieci). Przy czym operator B nie pobiera opłaty za połączenie, więc nie ma z tego tytułu przychodów tylko koszty. Sytuacje braku MTRów mamy na przykład w USA, przy czym przy połączeniu głosowym za to połączenie płaci i osoba dzwoniąca i osoba, do której się dzwoni. Mało prawdopodobne by w Polsce taki model zaczął istnieć po tylu latach niepłacenia za połączenia przychodzące.
Czy zerowy MTR to dobra sytuacja dla Play? W tej chwili tak. Zakładając, że aktualnie dochodzi do zaburzeń bilansu połączeń wychodzących i przychodzących do sieci Play, to gdy MTR przestaje istnieć Play zaczyna mniej "traci" niż W3. Dzieje się tak, gdyż przez okres edukacji klientów, więcej będzie połączeń wychodzących z Play (czyli Play pobiera opłatę od klienta) mających zakończenie u kogoś z W3 (W3 musi obsłużyć to połączenie, więc ponosi koszty, ale Play nie płaci W3 MTRów).
W końcu jednak operatorzy W3 obniżą ceny do Play, a następnie po pewnym okresie i klienci W3 przyzwyczają się do tego, że nie mają drożej do Play. Bilans zysków i strat na obsłudze połączeń zrówna się u każdego operatora. Będzie to już jednak w momencie, gdy nie będziemy mieć na rynku W3 i Play, a W4 i wszyscy operatorzy będą w fazie "zysku" próbując zarabiać w coraz trudniejszych czasach dla operatorów (ale to jest już inna opowieść).