Aplikacje mobilne nie są tak popularne, jak mogłoby się wydawać
W sklepach z aplikacjami znaleźć można setki tysięcy pozycji. Przez długi czas Apple i Google rywalizowały ze sobą podając dane dotyczące ilości zgłoszonych do AppStore i Google Play programów, ale od dawna te liczby nie robią wrażenia. Bo kto tak naprawdę tych wszystkich aplikacji używa?
Posiadacze iPhone'ów nigdy nie mieli tego problemu, ale w starszej generacji smartfonów z Androidem miejsce w pamięci urządzenia przeznaczone na programy było na wagę złota. Nawet Ci “zwykli” użytkownicy dbali o to, by nie trzymać w niej żadnych śmieci. Dziś, gdy aplikacje zajmują od kilku do kilkunastu megabajtów, a pamięci wewnętrzne urządzeń liczy się w gigabajtach, potrzeby usuwania nieużywanych aplikacji już nie ma. Można by pomyśleć, że zaowocuje to dużym boomem w ilości instalacji, a użytkownicy pokochają rozwijanie możliwości swoich komórek.
Okazuje się, że nie do końca tak się stało. Przeglądając prasówkę trafiłem dziś na wpis w serwisie buisinessinsider.com analizujący to, jak faktycznie użytkownicy korzystają z aplikacji mobilnych. Przytaczane są badania Nielsena obrazujące faktycznie wzrost ilości instalacji aplikacji w smartfonach - z 32 do 41 sztuk między 2011 a 2012 rokiem. Procentowy skok jest spory, tylko co z tego, jeśli większość z nich jest użyta wyłącznie raz, w celu sprawdzenia jak działa i wygląda, a później tylko zajmuje miejsce w pamięci urządzenia?
Wedle Nuance, jeszcze w 2011 roku mniej niż pięć procent użytkowników smartfonów używało aplikacji dłużej niż miesiąc po jej zainstalowaniu. Okazuje się, że użytkownicy korzystają w kółko z tych samych, popularnych pozycji. Facebook, mapy Google, YouTube, Gmail i stare, znane i lubiane aplikacje pogodowe są na szczycie listy każdego rankingu.
Co więcej, to z aplikacjami Facebooka i Google użytkownicy spędzają jedną trzecią czasu poświęcanego wszystkim aplikacjom. Podczas, gdy z mobilnego Facebooka korzysta już 400 milionów osób, innym programom jest niezwykle ciężko się przebić. Zresztą, gdy ilość instalowanych aplikacja znacznie wzrosła, poświęcamy im średni czas już niekoniecznie - zaledwie z 37 do 39 minut dziennie, także biorąc pod uwagę lata 2011-2012.
I wcale mnie to nie dziwi. W ostatnich tygodniach bardzo często znajomi po zakupie pierwszego smartfona z zielonym robotem na pokładzie, proszą mnie o polecenie im aplikacji na start. I co tak naprawdę mogę wymienić? Zwykle na mojej liście znajduje się menedżer plików Solid Explorer, jakdojade.pl do sprawdzania rozkładów autobusów i Facebook z Messengerem do komunikacji ze znajomymi. Oprócz tego dodać mogę Instagram, bo jest modny i “każdy” go używa, a przydatne może być Allegro i aplikacja banku, uzupełniona ewentualnie o wyszukiwarkę okolicznych bankomatów.
Tak naprawdę czego więcej potrzeba komuś, kto korzystał do tej pory z współczesnego odpowiednika Nokii 3310? Dla przeciętnego użytkownika najważniejsza jest możliwość robienia zdjęć i dobry aparat, a także fajny odtwarzacz muzyki. Jako uzupełnienie wystarczy mu przeglądarka, mapy, poczta, kalendarz, kontakty i YouTube, a to praktycznie każdy dzisiejszy smartfon ma dostępne zaraz po pierwszym uruchomieniu.
Piszę to z perspektywy osoby, która posiada na swoim telefonie około setki programów, których lwia część nie jest niezbędna do życia. I cieszę się, że te aplikacje istnieją. Jestem heavy userem, a na dobrą sprawę komórka może zastąpić mi dziś komputer.
Tylko mało kto tego chce i potrzebuje.