Kindle Fire rządzi na rynku amerykańskich tabletów z Androidem. Zaskoczenie?
Cały czas czekamy na wejście Amazonu na polski rynek. Natomiast nazwa Kindle kojarzy się większości Polaków z czytnikiem e-booków, a nie serią tabletów Fire. W USA to właśnie urządzenia Kindle Fire posiadają największy udział w rynku tabletów działających w oparciu o system Google Android. Na czym polega ten fenomen? Odpowiedź jest bardzo prosta.
Z danych opublikowanych przez firmę Localytics wynika, że niemalże 60% udziałów w globalnym rynku androidowych tabletów w styczniu tego roku posiadały Stany Zjednoczone. To chyba nie dziwi nikogo, wszak to za sprawą iPada, który dał początek modzie na tego typu urządzenia wszystko się zaczęło, właśnie w USA. Jednakże, w niniejszym tekście, nie to jest najważniejsze. Dużo bardziej ciekawym jest fakt, że aż 33% amerykańskiego rynku posiadają tablety z serii Kindle Fire. Na drugim miejscu znajdują się urządzenia od Barnes & Noble, czyli tablety Nook. Dopiero na trzecim miejscy znajdują się tablety koreańskiego Samsunga z serii Galaxy Tab. Tuż za podium uplasował się wyprodukowany przez Asusa dla Google – Nexus 7.
Różnice pomiędzy graczami z miejsc 2-4 są minimalne. Możliwe są zatem dalsze przetasowania. Jednakże lider wydaje się w tym układzie być poza konkurencją, przynajmniej w najbliższym czasie. Z czego to wynika? Odpowiedź jest wbrew pozorom bardzo prosta. Składają się na nią w mojej ocenie dwa elementy. Pierwszym z nich jest kwestia ceny. Najtańszą wersję Kindle Fire można kupić już za 159 dolarów, tablety Nook są już trochę droższe. najtańszy model kosztuje 199 dolarów. Najtańszy, nowy Samsung Galaxy Tab 2 7.0 w sieci sklepów sklepów Best Buy można kupić od 199 dolarów. Nexusa 7 można kupić już za 199 dolarów. Jeśli ktoś szuka tabletu jak najniższym kosztem, to w USA nie wybierze wzorem rodzimego rynku wynalazków mało znanych firm z Chin, tylko prawdopodobnie Kindle Fire.
Jeśli konsument nie jest pewny, czemu miałby przy tak, mimo wszystko, wyrównanych cenach wybrać Kindle Fire czy Nooka, to drugi element tej układanki przeważy w większości przypadków szalę na korzyść zarówno Amazonu i Barnes & Noble. Jest nim enigmatyczne słowo „ekosystem”. Jestem zdania, że w odniesieniu do europejskiego rynku jest ono nadużywane i to, co my nazywamy ekosystemem ma się nijak do przyzwyczajeń panujących za oceanem. W Polsce w zasadzie jedynym ekosystemem, na jaki możemy się zdać w wypadku zakupu tabletu z Androidem są usługi od Google. W tym miejscu nie będę już wylewał gorzkich żali na temat niedostępności ich części dla polskiego użytkownika. Jednak ma on według mnie prawo poczuć się potraktowany jak obywatel co najmniej Trzeciego Świata. Zresztą nie dotyczy to tylko produktów tej jednej, konkretnej firmy. Wracając do głównego tematu. Amerykanin kupując sprzęt ma do wyboru Nexusa 7, Galaxy Taba, którego Samsung nie umie dobrze reklamować oraz pakiet usług od Google. Po drugiej stronie stoi zaplecze w postaci tego wszystkiego, co oferuje Amazon lub Barnes & Noble. Dla wielu wybór drugiego wariantu jest niemal oczywisty. To, co zapewnia Google nie jest obecnie w stanie rywalizować z ofertą tych sieci handlowych. Nie bez znaczenia są też przyzwyczajenia, które mają swoje korzenie w czasie, gdy nikt o e-bookach czy tabletach nie słyszał, a mieszkaniec Nowego Orleanu dokonywał w sklepie Amazonu czy Barnes & Noble.
W Europie androidowe tablety, w tym w szczególności Polsce leżą odłogiem lub służą do przeglądania Facebooka lub korzystania z aplikacji firm trzecich, które dostarczają lokalni usługodawcy. Oczywiście lokalne treści są bardzo ważne, tylko ta oferta nie nokautuje klienta niczym cios zadany przez George’a Foremana. Chodzi mi o efekt „Wow! Ile tego tutaj jest” konsument ma być oszołomiony ofertą. Obecnie w Polsce na nowości w ofercie reagujemy jakbyśmy wylądowali na Księżycu czy odkryli na nowo elektryczność. Amerykański konsument nie ma takiego problemu i dobitnie widać, jakie tablety z Androidem wybiera i co jest tego przyczyną. Szeroka oferta treści na urządzenia mobilne kusi znacznie bardziej niż inne argumenty.
Na zakończenie warto dodać, że wiele firm, programistów czy innych wojowników ninja potrafiących napisać kilka linijek kodu bombarduje Google Play swoimi aplikacjami, tak jakby to był przepis, który zapewni dostatnie życie trzem następnym pokoleniom programisty. Prawda jest inna. Google Play nie jest takim miejscem, to miejsce wojny o portfele klientów, którzy niechętnie płacą za treści i aplikacje. Warto się zatem zainteresować się sklepami z aplikacjami od Amazonu i Barnes & Noble. Po pierwsze Amerykanie są znacznie bardziej skłonni płacić za aplikacje mobilne niż mieszkańcy Europy. Po drugie pomijanie tak dużego rynku zbytu byłoby zaniedbaniem. Jak widać rynek Polski znacznie różni się od europejskiego o amerykańskim już nie mówiąc. Pozostaje tylko czekać na zmiany na lepsze. Tylko im dłużej na nie czekam, tym mam większe wątpliwości czy one kiedykolwiek nadejdą.
zdjecia: nhayashida via photopin cc