Można pozwać Apple za Siri, ale wszyscy mają reklamowe grzechy na sumieniu
Pewien Nowojorczyk postanowił pozwać Apple (w końcu świat zaczyna opierać się na pozwach wszelakich) za to, że reklama Siri była myląca i wprowadza błąd. Mężczyzna kupił iPhone’a 4S i przeżył wielkie rozczarowanie, gdy okazało się, że wirtualny asystent nie potrafił poprawnie wskazać mu drogi do konkretnego miejsca i w ogóle nie jest taki wspaniały, jak na reklamach.
Rozczarowanie musi być naprawdę spore, bo pozywanie Apple, jednej z największych fabryk absurdalnych pozwów wymierzonych we wszystko, co popadnie, wymaga nie lada odwagi. Wszyscy już wiemy że Siri doskonałą funkcją nie jest, ale Apple w zręczny sposób umywa ręcę nazywając ją wersją betą usługi. Betom zawsze wybacza się więcej i pewnie dlatego choćby GMail przez długi czas trwał w rozkosznym stanie. Wracając do Siri i pozwu - po premierze iPhone’a 4S przez chwilę o Siri było bardzo głośno, ale szum dosyć szybo ucichł, a w międzyczasie pojawiły się narzekania, że Siri tego nie potrafi, tamtego nie zrobi, jeszcze innego nie zrozumie, a ludzie z różnymi akcentami nie dogadają się z nią w ogóle. Niektóry posadzili Siri nawet o szowinizm. W reklamie jednak tego nie zaznaczono i Siri zagrała kieszonkową wersję KITTa z Knight Ridera.
I pewnie tu tkwi sedno rozczarowania odważnego Nowojorczyka. Możliwe też, że to pierwsza usługa od Apple, która go rozczarowała. Tego pewnie się nie dowiemy, ale z zainteresowaniem będziemy śledzić sprawę. Tymczasem wymysliliśmy więcej powodów, za które chętnie pozwalibyśmy producentów, nie tylko Apple, gdybyśmy mieszkali w Stanach Zjednoczonych i gdyby nam się chciało:
- odrealniony czas pracy na baterii podany w specyfikacjach, który prawdopodobnie testowano w warunkach idealnego zasięgu, nieużywania telefonu, niepodświetlania ekranu, niezsynchronizowaniu go nawet z jednym kontem mailowym i innych nieżyciowych sytuacjach;
- reklamowanie produktów jako “najbardziej zaawansowanych/ najlepszych/ najnowocześniejszych/ w ogóle najnaj”, bo jak wiadomo, nie ma jednoznacznej odpowedzi, który smartfon jest najlepszy na świecie. Dla jednego to będzie przymulający Android za 400 złotych, który wciąż ma sporo funkcji, dla kogoś innego Nokia z mordowanym MeeGo, a jeszcze dla innego iPhone, który ma ładny wygląd;
- reklamowanie mobilnych sklepów jako miejsc, gdzie można pobrać setki tysięcy ułatwiających życie, pracę i rozrywkę aplikacji, podczas gdy nie dość, że znaczna większość z nich posiada użyteczność na poziomie cepa używanego do wkręcania śrubki, jest niekompatybilna czy przestarzała, to na dodatek dublująca funkcje. Finalnie użytkownik dostaje pewnie tylko z 10% aplikacji które mogą go zainteresować, z czego tylko ułamek procenta faktycznie ułatwiających życie, pracę i rozrywkę;
- ogólnie za przekolorowywanie rzeczywistości do granic możliwości tak, że produkt w reklamie nijak ma się do tego, co dostajemy. Zresztą dotyczy to nie tylko urządzeń mobilnych.
Grzechów znalazłoby się jeszcze sporo, ale pozwami na razie rzucać nie będziemy.