Microsoft zmniejsza wymagania dla smartfonów z Windows Phone 7. Dlaczego?
Windows Phone 7 od początku znany jest z tego, że przeznaczony jest na smartfony z konkretnymi i dosyć wysokimi wymaganiami sprzętowymi. Ma to zabezpieczyć przed fragmentacją platformy, umożliwić szybkie aktualizacje niezależnie od producenta i ujednolicić wrażenia z używania systemu na urządzeniach różnych producentów. Jednak okazuje się, że Microsoft trochę odpuszcza - w nowych wersjach systemu kamery, zarówno przednia jak i tylna, są opcjonalne. Microsoft zaczyna w końcu rozumieć, że aby podbić rynek potrzebuje albo marketingu a’la Apple (co jest niemożliwe z oczywistych względów) albo mocnej ekspansji w sektorze tańszych smartfonów, dostępnych za symboliczne kwoty u operatorów.
Rezygnacja z wymaganych kamer może być spowodowana chęcią wejścia w sektor biznesu, gdzie jej brak oznacza większe bezpieczeństwo. Jednak trudno nie zgodzić się też z opiniami, że to też próba ułatwienia producentom tworzenia tańszych urządzeń przeznaczonych na rynki wrażliwe na cenę. To ma sens, bo o ile tylna kamera to standard oferowany w wielu nawet najtańszych ficzerfonach, o tyle przednia jest dodatkiem, który wciąż jest mało wykorzystywany. W samym Marketplace ciężko znaleźć jakąkolwiek aplikację oferującą funkcję wideorozmów, sam WP7 też jej nie oferuje. Zresztą wideorozmowy od lat próbują upowszechnić przeróżnii producenci, ale na razie w jako takim stopniu udało się to tylko Apple z Facetime, który jest mocno ograniczony. Google też próbuje przez Hangout, a Skype zaczyna wykorzystywać też przednią kamerę na smartfonach - lecz to wciąż mało. Większe szanse na zaadaptowanie tego sposobu komunikacji mają tablety, które są wygodniejsze dzięki większemu ekranowi.
Microsoft rezygnuje więc z tego wymogu. Z tylnej kamery także, co jest już dziwiniejsze - ciężko wyobrazić sobie tanią, budżetową wersję smartfona bez aparatu i z WP7. Faktycznie ma to sens tylko w przypadku sektorów wymagających dużego stopnia bezpieczeństwa.
Jednak brak przedniego aparatu każe się zastanawiać co dalej z WP7? Microsoft stawiał bardzo mocno na jednolitość, tak mocno, że konkretne modele poszczególnych producentów różnią się praktycznie tylko designem i hardware’em, z czego realną dla odbiorcy końcowego różnicą jest liczba megapikseli w aparacie ito, czy telefon jest... ładny. System w każdym urządzeniu dokładnie ten sam, aplikacje te same, wygląd interfejsu ten sam, brak dodatkowych wartości w zależności od producenta... Choć dla odbiorcy to może być pozytywna cecha, bo nieważne jaki smartfon kupi będzie miał to samo, to dla producentów stanowiło to przeszkodę. Nie ma czym walczyć o klienta - nie dość, że sam system jest niepopularny, inny niż wszystko dotychczas i nieznany, to żeby wybić się spośród innych urządzeń trzeba nieźle się nagimnastykować. Stąd pewnie na przykład takie stworki, jak HTC Titan z ekranem o przekątnej 4,7 cala, do którego WP7 z rozdzielczością (również narzuconą przez Microsoft) 480 x 800 pikseli pasuje jak pięść do nosa.
Ceną też ciężko na razie zbliżyć się z nowymi smartfonami z WP7 na przykład do tańszych androidowców. Wymagania systemu mobilnego od Microsoftu plasują nowe smartfony na poziomie cenowym, który ciężko obniżyć - urządzenie musi mieć taki a taki procesor, tyle RAMu, wyświetlacz z co najmniej 4 punktami multitouch itp. Przez to WP7 jest praktycznie nieosiągalny dla mniej zamożnych użytkowników. Wprawdzie można by do tej grupy skierować starsze, zeszłoroczne modele, których hardware nie zestarzał się zbytnio, ale odbiorcy niekoniecznie kupią takie telefony (starsze = nie na czasie = “gorsze” niż nowsze nawet słabsze). Zresztą nawet te modele sprzed prawie roku nie staniały tak, jak na przykład Androidy z tego okresu...
Jedne z największych zalet WP7 są więc też jego wadami. Rezygnacja z wymogu kamer to na razie tylko symboliczny ruch, bo koszt takiego przedniego aparatu w stosunku do reszty podzespołów nie jest znaczący, ale to zawsze jakiś postęp. Poza tym stawianie na tańsze modele przy współpracy z Nokią też jest znamienne - WP7 to system, który wręcz prosi się o obecność w niedrogich urządzeniach, bo tylko w ten sposób ma szanse na zaistnienie.
A koszt takich zmian? Prawdopodobna fragmentacja, utrudnienia dla deweloperów piszących aplikacje wykorzystujące aparaty itp. Tylko że na razie i tak prawie nikt tego nie robił, więc... Samemu Microsoftowi też będzie trudniej aktualizować urządzenia, ale lepsze to niż niemożność wyjścia z niszy.
Microsoft od prawie roku przekonuje się, jak ciężko zrobić jednolity system, który stanie się popularny. Widocznie coś zaczyna pękać w tej filozofii.