Firefox 7 - z tego znów da się korzystać
Mozilla udostępniła właśnie Firefoksa 7.0 - i z satysfakcją stwierdzam, że jest to bardzo porządna przeglądarka. Na tyle porządna, że warto rozważyć zrezygnowanie z Chrome'a i powrót do programu spod znaku pandy rudej. W najnowszym wydaniu nie znajdziemy zasadniczych zmian interfejsowych i rewolucyjnych nowych funkcji - najważniejsza nowość polega na tym, że Firefox wreszcie zaczął działać jak trzeba. Dzięki radykalnemu ograniczeniu "RAM-ożerności" (Mozilla chwali się, że nawet o 50%) program pod względem wydajności nie ustępuje Google Chrome. Wreszcie, chciałoby się rzec.
Mogłoby się wydawać, że pisanie o nowej wersji jakieś tam przeglądarki nie ma sensu - ale przecież dla większości współczesnych użytkowników to podstawowa aplikacja robocza i od jej wydajności w znacznym stopniu zależy komfort pracy. Dlatego też premiera Firefoksa 7.0 ważnym wydarzeniem jest i basta. Tym bardziej, że pierwsze wrażenia z korzystania z "siódemki" są absolutnie pozytywne...
Dziś mało kto o tym pamięta, ale kilka lat temu bycie internautą nie było tak proste, jak dziś. Był taki moment na początku ubiegłego dziesięciolecia, że jeśli nie chciałeś korzystać z IE, to tak naprawdę nie bardzo było z czego wybierać. Netscape'a już praktycznie nie było (w pewnym momencie jego rozwój gwałtownie zwolnił), Opera dopiero raczkowała... głupio to zabrzmi, ale był taki czas, że IE 6 faktycznie był najlepszą dostępna przeglądarką. I wtedy nagle - gdzieś na początku 2004 r. pojawił się Firefox. To była rewolucja - nagle okazało się, że przeglądarka może być szybsza, wygodniejsza w obsłudze, bezpieczniejsze... i na dodatek może mieć wtyczki.
Potem nastąpiło kilka lat szybkiego wzrostu popularności przeglądarki Mozilli - niestety, w tym czasie program coraz bardziej puchł i pewnym momencie stał się nieużywalny, głównie za sprawą gigantycznego zapotrzebowania na pamięć RAM. Wtedy, w idealnym momencie pojawił się Chrome, w którym skopiowano większość zalet Firefoksa, nie popełniając przy tym praktycznie żadnego z błędów Mozilli. Jak już wspomniałem, przeglądarka w znacznej mierze odpowiada za komfort codziennej pracy - nic więc dziwnego, że szybko się przesiadłem na Chrome. Podobnie jak kilkadziesiąt milionów innych internautów.
Wciąż jednak mam sentyment do Firefoksa - nie korzystałem, ale przy każdej premierze kolejnego dużego wydania sprawdzałem, czy coś się zmieniło. I faktycznie się zmieniało: odświeżano interfejs (stał się bardziej chromowy), dodawano nowe funkcje... ale problem z wydajnością wciąż był. Większy lub mniejszy, ale był. O ile na "pracowym" komputerze nie był nawet tak bardzo widoczny (szybki procesor i 4 GB RAM nieco niwelowały objawy), to na domowym netbooku (Atom, 2 GB RAM) Firefox wciąż potrafił uruchamiać się po 10 sekund. Chrome na tej samej maszynie startuje w pół sekundy.
Wczoraj zainstalowałem Firefoksa 7.0. I jest lepiej! Ba, jest o niebo lepiej. Startuje niczym Chrome. Zużywa RAM-u tyle, co Chrome i działa równie sprawnie. Zastrzegam: nie wykonywałem żadnych benchmarków, nie mierzyłem wydajności i nie porównywałem procentów. Po prostu korzystam wymiennie z obu aplikacji, używam ich do tych samych zadań i zerkam czasami do Menedżera zadań na zużycie RAM-u. Zgoda, to nie są naukowe metody - ale do moich celów z powodzeniem wystarczą. I wszystkie te nienaukowe pomiary wykonane do tej pory (+ tzw. subiektywne wrażenia użytkownika) wykazują, że z nowego Firefoksa da się komfortowo korzystać. Wreszcie.
Oczywiście, nie znaczy to, że natychmiast przesiadam się z powrotem na przeglądarkę Mozilli - jestem leniwą jednostką i trochę nie chce mi się od nowa instalować rozszerzeń, konfigurować ich itp. Ale po raz pierwszy od 2-3 lat na poważnie to rozważam. A to już bardzo dużo.